Sunday, September 16, 2007

"Malowany ptak " i Kosinski w barwach wlasnych

Doskonaly material mowiacy i Kosinskim ,ktory wypelnil wsrod nowojorskich zydow luke "intelektualna".
Zakonczyl zycie samobojstwem.Moze cena za zeswienienie sie byla jednak zbyt wysoka?A moze na dnie tego szamba byla jaks odrobina norlmalnej uczciwosci,ktora nie pozwalala TAk zyc?
Nie dowiemy sie nigdy
Jerzy

"FARBOWANY PTAK

Spora i znamienna jest lista polakożerców. Znajdują się na niej ludzie, którzy
niejednokrotnie zawdzięczają Polakom uratowanie życia. Wielu zrobiło karierę,
przedstawiając Polskę jako kraj antysemitów. Światową sławę... zdobyła antypolska
powieść "Malowany ptak" Jerzego Kosińskiego.
Powieść, nim się ukazała w roku 1965, została odrzucona przez dwanaście
amerykańskich wydawnictw. Po ogłoszeniu jej drukiem nasi rodacy z Kongresu
Polonii Amerykańskiej wyrazili przypuszczenie, iż książka, podobnie jak inne
antypolskie publikacje, została wydana za pieniądze naszych wrogów.
ANTYPOLONIZM PRZEPUSTKĄ NA SALONY
Jerzy Nikodem Kosiński (Lewinkopf) urodził się w 1933 r. w Łodzi. W roku 1957
opuścił Polskę, zamieszkał w Nowym Jorku, stał się obywatelem amerykańskim i
zrobił zawrotną karierę w światku artystycznym.
Przepustką do wielkiego świata stała się antypolska powieść "Malowany ptak". Jej
pierwsze zdanie brzmi: "Jesienią 1939 roku, w pierwszych tygodniach drugiej wojny,
rodzice sześcioletniego chłopca z dużego wschodniego miasta wysłali go do odległej
wioski, aby tam - podobnie jak tysiące innych dzieci - znalazł bezpieczne
schronienie".
James Park Sloan w biografii Kosińskiego zamieścił taki komentarz: "Tak zaczyna się
'Malowany ptak' opisujący wędrówkę chłopca po zacofanych rubieżach Europy
Wschodniej podczas niemieckiej okupacji. Pozbawiony opieki rodziców sam musi
sobie radzić wśród brutalnych i niepiśmiennych wieśniaków przejawiających
wyjątkowe skłonności do kazirodztwa, sodomii i bezmyślnej przemocy. Banda
wyrostków wpycha chłopca, podobnie Żyda lub Cygana, pod lód, na zamarzniętym
stawie. Chłop zmusza go, by wisiał na rękach u krokwi, tuż nad rozdziawionym
pyskiem złego psa. W kulminacyjnej scenie książki, chłopiec opuszcza mszał w
trakcie służenia do Mszy św. i rozjuszeni parafianie wpychają go do kloacznego dołu.
Po wydostaniu się z niego uświadamia sobie, że stracił mowę. Tytuł książki, i
rządząca nią metafora, pochodzi od jednej postaci, niedorozwiniętego Lecha, który
łapie dla rozrywki dzikie ptaki, maluje im skrzydła w jaskrawe kolory i wypuszcza by
zginęły zadziobane przez swoich krewniaków".
W innych biografiach dodawano, iż rodzice po wojnie odnaleźli syna w sierocińcu.
Był - według tych relacji - niemową na skutek jakiegoś urazu z okresu wojny. Mowę
odzyskał w wieku 15 lat. Sam Kosiński nie mówił nigdy gdzie zdołał przeżyć wojnę.
Utrzymywał jednak, że przeżycia bohatera "Malowanego ptaka" były jego wojennymi
doświadczeniami.
UDOWODNIONA MISTYFIKACJA
W Polsce powieść Kosińskiego ukazała się w roku 1989, wzbudziła zainteresowanie,
i wywołała niemałe oburzenie. Czyżby faktycznie chłopiec miał być tak srogo
doświadczony? Próbę odtworzenia wojennych przeżyć Kosińskiego podjęła Joanna
Siedlecka, która swe refleksje opublikowała w roku 1994 w książce "Czarny ptasior".
Reporterka bez trudu odnalazła miejsce ocalenia autora powieści, znajdowało się
nie - jak sugerowano tu i ówdzie - gdzieś na Kresach, Polesiu czy Podlasiu, lecz w
centralnej Polsce, we wsi Dąbrowa Rzeczycka, gmina Radomyśl nad Sanem,
niedaleko Zaklikowa, Rozwadowa, Stalowej Woli, Kraśnika.
Siedlecka dotarła do ludzi, którzy w czasie wojny ukrywali rodzinę Kosińskich,
znanych przed wojną w Łodzi jako Lewinkopfowie. Ustaliła, że w maju 1943 r. Jerzy
przystąpił do Pierwszej Komunii św., w kościele parafialnym w Woli Rzeczyckiej. Był
też ministrantem i, podobnie jak chłopak z "Malowanego ptaka", upadł przed
ołtarzem, upuścił mszał, który miał podać księdzu. Ale - jak pisze dalej Siedlecka -
szybko wstał, podniósł go i oddał. Pozostał nadal ministrantem, ksiądz Sebastiański
nawet go nie zbeształ, nie zwrócił mu uwagi. Znał przecież i rozumiał jego sytuację,
dlatego zawsze go wyróżniał.
Okazało się też, że Kosiński nie stracił wcale mowy. Ani wtedy, ani w żadnych innych
okolicznościach. Autorka mogła więc napisać, że w powieści "są sceny, które
faktycznie miały miejsce, ale podmalował je na czarno, 'wzbogacił' o okrucieństwo,
którego nie było".
W KRZYWYM ZWIERCIADLE
Biografia Kosińskiego pióra wspomnianego już Jamesa P. Sloana ukazała się w
Polsce w 1996 r. Nie jest to autor w Polsce znany, przytoczmy więc o nim dwa zdania
z okładki tomu. Wydawca zapewnia, iż to wieloletni znajomy pisarza, który
niejednokrotnie odwiedzał Polskę - przeprowadzając gruntowne i wielokierunkowe
badania, pracowicie oddzielając prawdę od półprawd i pomówień, jednocześnie nie
oszczędzając czytelnikowi drastycznych szczegółów. Tak przedstawiony pracowity
"badacz" bez ogródek, nazywa Polskę krajem antysemitów, szydzi z polskiej
obyczajowości, pisze, że zaproszenie na okupacyjną Wigilię było dla Kosińskich -
Lewinkopfów ironicznym doświadczeniem!
Pierwszy rozdział tej biografii "Syn Mojżesza" jest streszczeniem, bądźmy
dokładniejsi, plagiatem dzieła Siedleckiej. Oczywiście, Sloan wyrzucił momenty
niewygodne, nazwał książkę Siedleckiej tendencyjną, potrafił sprawy drażliwe dla
Lewinkopfów zagmatwać, inne zaś "przyczernić" - niczym sam "mistrz" Kosiński.
Czytelnik, który nie poznał reportażu Siedleckiej, po lekturze Sloana może odnieść
wrażenie, iż Kosiński, bohater "Malowanego ptaka" faktycznie został wykąpany w
kloace.
MAŁA DYGRESJA
Sam Kosiński, już jako poważny pisarz, zatrudniał armię prywatnych redaktorów, nie
stronił też od plagiatowania. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jego powieść
"Wystarczy być", która zdobyła niemały rozgłos i została sfilmowana, to prawie
przepisane dzieło Dołęgi-Mostowicza "Kariera Nikodema Dyzmy".
Sloan pisze też o atakach wymierzonych w twórczość Kosińskiego. Autor
"Malowanego ptaka" liczył się z takimi reakcjami krytyki, zgromadził więc - według
relacji Sloana – obszerną dokumentację na temat oskarżeń o plagiat Conrada,
Cagliostra i innych. Obrona przed zarzutami stanowiła centralny wątek jego ostatniej
powieści.
ŻYŁ JAK KRÓL
"Czarny ptasior" J. Siedleckiej to także rzecz o Mieczysławie Kosińskim (Mojżeszu
Lewinkopfie), łódzkim przemysłowcu, który swą trzyosobową rodzinę przywiózł, przez
Sandomierz, do owej ubożuchnej Dąbrowy, położonej na piaszczystych terenach
wśród rozległych lasów. Dotarcie Lewinkopfów do Dąbrowy nie obyło się bez udziału,
niezwykle popularnego na tamtych terenach, księdza Okonia organizującego na tzw.
Zasaniu pomoc Żydom wysiedlanym przez okupanta z miejscowości wokół
Tarnobrzegu. Ksiądz wystarał się o świadectwo chrztu i umieścił przybyszów z Łodzi
w domu Andrzeja Warchoła (autor nie wyjaśnia czy Mieczysław Kosiński był bratem
czy też kuzynem chłopca Jerzego Kosińskiego - PRP).
Były przemysłowiec, nazywany w nowym miejscu "panem profesorem", pracował w
punkcie skupu, udzielał lekcji wiejskim maluchom, a płacono mu żywnością:
ziemniakami, jajami, mięsem z nielegalnego uboju. A żył jak król - mawiali miejscowi,
a Kosińska, choć jak powiadano "na przechowaniu", mogła zatrudnić służącą. Pod
opieką Kosińskich, w domu Warchołów, znalazło się więc jeszcze jedno żydowskie
dziecko, chłopczyk imieniem Henryk. Joanna Siedlecka pisze o Mieczysławie
Kosińskim nie bez podziwu: ‘typowy Żyd-tułacz, walczący nieustannie o przetrwanie,
zdolny poradzić sobie w najtrudniejszych warunkach’.
A Kosiński radził sobie w różny sposób. Były to tereny, na których ludzie
sympatyzowali także z komunistami, powstawały więc komórki PPR, w czasie wojny
działały oddziały partyzanckie spod znaku GL i AL. Pan profesor szybko dał się
zwerbować do PPR, prowadził również wykłady dla partyzantów, przyszłym
funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa wykładał podstawy marksizmu. W zamian
zapewniano mu specjalną ochronę.
DENUNCJATOR
Przed przybyciem czerwonoarmistów sympatycy komunizmu albo uciekli do lasu,
albo ubrali się odświętnie. Najbardziej entuzjastycznie nowoprzybyłych witał
‘profesor’ Kosiński. Witał ich, jak ustaliła również Siedlecka, z Heniem - przybranym
synem, którego wystroił w mundurek krasnoarmiejca i uzbroił w wystruganą z drewna
pepeszkę. Trud nie poszedł na marne. Chłopczyna stał się maskotką żołnierzy,
synem pułku. Henryk Kosiński, rzecz jasna, przeżył. Ale nie zgodził się na rozmowę z
Siedlecką. Sloan też nie znalazł w nim wylewnego rozmówcy.
Oczywiście, w tamtej okolicy była również partyzantka AK i NSZ. Ci ostatni,
przedstawicielom nowej władzy, tuż przed pierwszomajowym świętem, wygarbowali
zadki wojskowymi pasami. Towarzysz Kosiński, uniknął chłosty, nie zastano go w
domu. Nie pisze o tym Sloan, ale nie przeoczył faktu, że Kosińskiego chciano
zastrzelić. AK uznała go za groźnego kolaboranta.
JAK MIECZYSŁAW KOSIŃSKI RADZIŁ SOBIE W NOWEJ SYTUACJI?
Wszyscy, jak pisze Siedlecka, którzy byli z nim bliżej, którzy najbardziej pomagali
całej jego rodzinie - pojechali na "białe niedźwiedzie". Ta lista obejmuje szereg osób.
Gospodarz, który przechowywał Kosińskich, trafił "tylko" do więzienia.
Dlaczego tak się stało? Książka Siedleckiej nie przynosi odpowiedzi, ale można ją
wyczytać w tomie Sloana. Ten pisze, w tym przypadku jasno i konkretnie, że
przetrwanie wymaga przebiegłości. A swą bezwzględność Mieczysław Kosiński
usprawiedliwiał przed przybranym synem cytatem z Talmudu: "Twoje życie jest
ważniejsze niż życie sąsiada".
Przetrwanie wymagało tylko przebiegłości, wymagało - jak można się domyślić -
zostania denuncjatorem.
NIGDY NIE PODZIĘKOWAŁ
Jerzy Kosiński przyjeżdżał do Polski w roku 1988 i 1989. Pojawił się ponoć także w
Dąbrowie, ale ukradkiem. Przyjechał czarną limuzyną i zza szyb patrzył na stare
zabudowania, łąki, okolicę. Nie miał odwagi wysiąść, nie miał też odwagi spotkać się
z ludźmi. Przyznać się do Warchoła swego wybawcy, oznaczało przyznać się do
prawdy o swoim dzieciństwie - konkluduje James P. Sloan.
Minęło wiele lat od śmierci autora "Malowanego ptaka". Jego biograf Sloan traktuje
pisarza jak przyjaciela, jest dla niego wyrozumiały, pobłażliwy. Niekiedy się jednak
zapomina, wpada w mentorski ton i wtedy się zdarza, że powie coś
niekontrolowanego. Ot, pisze, że ulubioną postacią literacką Kosińskiego był
Nikodem Dyzma. I jak bohater Dołęgi-Mostowicza robił zawrotną karierę w
przedwojennej Polsce, tak Jerzy Nikodem (!) Kosiński mistrzowsko rozgrywał
słabości amerykańskiej elity władzy. "Po przyjeździe do Ameryki szybko zorientował
się, że nowojorska socjeta potrzebuje w swym gronie europejskiego intelektualisty i
znakomicie wypełnił tę rolę. Jak wszyscy szarlatani, żerował na wadach tych, których
oszukiwał, ale też słono płacił. Na koniec nikomu tak bardzo nie zaszkodził swymi
oszustwami jak sobie".
Dzieci i wnuki tych, którzy uratowanie rodziny Kosińskich - Lewinkopfów przypłacili
zesłaniem na Sybir bądź więzieniem, nigdy nie usłyszeli od Jerzego Kosińskiego
słowa: - przepraszam. Nigdy też nie podziękował za uratowanie

życia. Zbigniew Włodzimierz Fronczek, 2001-06-15

No comments: