Thursday, September 13, 2007

Podroze ksztalca

DZIWNA WIARA ATEISTY

(Fragment wspomnień oficera LWP)

32 Łużycka Brygada Artylerii czyli armijna Brygada Rakiet OperacyjnoTaktycznych, co
4 lata jeździła dokonywać startów rakiet do ZSRR (na 4 poligonie rakietowym,
umiejscowionym na kazachskich stepach. Startu dokonywały dwie baterie startowe z
brygady (po jednej z drot) oraz pracę bojową zaliczała na stepie, bateria techniczna
brygady. Z Polski zabierało się sprzęt etatowy strzelających baterii startowych, jeden
pluton obsługi technicznej i sprzęt baterii technicznej. Jechało się transportami
kolejowymi PKP do Brześcia n/Bugiem, tam dokonywany był przeładunek sprzętu na
rosyjskie koleje (szerokotorowe), i dwoma transportami jechaliśmy do stacji Kapustin
Jar, położonej około 150 km na południowy wschód od Wołgogradu.
Przy okazji przeładunku oraz przetaczania składów transportów po bocznicach w
Brześciu, można było zobaczyć że ZSRR na serio myśli o wojnie.

Stłoczone w olbrzymie stada, setki lokomotyw węglowych TY, oraz kilka hektarów, stojących pod gołym niebem armat (57 mmm i 76 mm), ustawionych lufa w lufę stanowiących cząstkę zapasów wojennych. To robiło wrażenie.

Podróż transportem kolejowym trwała około tygodnia. Sama jazda, którą stan
osobowy odbywał w wagonach osobowych, była wyjątkowo monotonna. Skład
transportu, ciągniony był przez lokomotywy opalane mazutem, które rozwijały dość
duże prędkości. Te olbrzymie jak na nasze pojęcia przestrzenie, transporty
pokonywały pędząc od mijanki do mijanki kilka godzin. Później były postoje, które
kończyły się czasem dość niespodziewanie przed wyznaczonym czasem. Spóźnionych
dowożono innymi środkami lokomocji w atmosferze skandalu. Każdy transport polski,
miał pilota oficera z „Sowietskoj Armii” (S.A.) oraz kontrwywiadowców „ich” i „naszego”.

A transport ruszał w sposób specyficzny, najpierw maszynista dawał brutalnie „całą
wstecz”, powalając na podłogę stojących a następnie „całą naprzód”. Początkowo
maszynistów posądzaliśmy o złą wolę i chęć dokuczenia Polakom ale sprawa wyjaśniła
się i oddaliła te podejrzenia. Wagony sowieckiej kolei w odróżnieniu od naszych,
łączone były na samozatrzaskujący się zaczep, który „nie miał prawa puścić” kiedy
działała nań siła rozciągająca. Natomiast przy poluzowaniu, zaczep mógł się
rozsprzęglić. Tak więc te gwałtowne szarpnięcia, służyły ponownemu zazębieniu się
zaczepów wagonów i były wymogiem technicznym.


Monotonię jazdy zabijano na wiele sposobów. Najczęściej spożywając alkohol, rżnąc w
„karcięta”, szachy, czytając, śpiewając itp. Ale najczęściej jednak pito wódkę z
zasobów własnych, kupowana w brygadowym bufecie lub zaopatrując się u
„uborszczyc”. „Uborszczyce” czyli sprzątaczki, przypadające po jednej na każdy wagon
osobowy, łączyły funkcje „direktora” (kierownika wagonu) oraz sprzątaczki.
Wzdłuż całej trasy przejazdu dało się zauważyć dość częste prace na torowiskach. Ale
najdziwniejsze było to że brygady torowe, składały się niemal wyłącznie z kobiet.
Mężczyźni jak trafiali się, to raczej jako ubrani z wojskowym szykiem nadzorcy.
Z takiego „pociągu widma”, zapamiętałem niecodzienne zdarzenie o znaczeniu
ideologicznym. Sekretarz komitetu brygadowego PZPR ppłk K......ki, pełniący jakby
funkcję autorytetu moralnego (moralności socjalistycznej), po wypiciu jak mniemam
należnej tak wysokiemu stanowisku porcji alkoholu, wietrzył się na korytarzu wagonu.
Stał sobie naprzeciw ‘swego’ przedziału, początkowo oparty o drzwi przedziału kiwając
się w takt jazdy, potem zmęczenie położyło mu głowę na ręce, trzymające rurkę
relingową pod oknem. A chętni do oglądania walki sekretarza o pozycje pionową,
wylegli „przypadkowo” z sąsiednich przedziałów.
A brygadowy „kręgosłup ideologiczny” miękł w oczach, wręcz flaczał. Czuliśmy że
zbliżał się punkt kuluminacyjny, bowiem sekretarz zatracił swój urzędowy ateizm i jęczał
„o Jezu, umieram”. Jednak widocznie Pan Bóg nie chciał pijanego ateisty, który jak
przystało na komunistę, puściwszy czerwonego „pawia”, zapadł się dosłownie, jakby
ubranie pozbawiono wypełniającego go ciała. Przez kilka minut, to co zostało z
sekretarza leżało na podłodze, już zgłaszali się chętni do uprzątnięcia ciała ale
otworzyły się drzwi przedziału i dwie pary rąk, ucapiły bezwładne ciało gdzie popadło,
po czym brutalnie wciągnęły go w nieoświetloną czeluść przedziału. Nie wyglądało mi
to na „Porwanie w Tiuturlistanie” ani na „Porwanie Sabinek”, pomyślałem o porwaniu
imć Twardowskiego do piekieł. Przez kilka dni nikt sekretarza nie widział a i później też
raczej „chodził kanałami”, był mało widoczny.
W czasie tych przejazdów, nauczyłem się grać w pokera ale grałem tylko raz. Ograłem
doświadczonych karciarzy z rubli ale na drugi dzień musiałem im oddać, odmówiłem
bowiem dalszych gier, co nie dawało im szansy odegrania się. Pamiętałem zasłyszaną
gdzieś zasadę że traci się pieniądze podczas gry nie dlatego że się gra ale dlatego że
gracze próbują się odgrywać.
W Wołgogradzie nasz transport miał cały dzień postoju, który został wykorzystany na
zwiedzanie miasta w składzie wycieczki. zanotował oficer WP T.P. - 1
lipca 2007 r.

No comments: