Rozmowa Piotra Zychowicza z Icchakiem Laorem
Izrael woli zmarłych
Icchak Laor, znany izraelski pisarz, wywołał skandal. W artykule opublikowanym niedawno na łamach prestiżowej gazety "Haarec" oskarżył instytut Yad Vashem i elity intelektualne Izraela o próbę zawłaszczenia pamięci o Holokauście i manipulowanie historią.
Inspiracją do napisania tekstu było ujawnienie przez media tajnych izraelsko-ukraińskich negocjacji w sprawie ściennych malowideł Brunona Schulza ("Rz" z 16.05.2007 r.), które w 2001 roku zostały skradzione z Drohobycza przy współudziale pracowników Yad Vashem. Malowidło ścienne autorstwa Bruno Schulza znajdowało się w willi Landaua w Drohobyczu
Zdaniem Laora to moralnie naganne i sprzeczne z prawem działanie zostało podjęte i usprawiedliwione wmyśl aroganckiego przekonania, że wszystko, co jest związane z Holokaustem, musi należeć do Izraela. Że sam Holokaust - jak się wyraził Laor - "jest nasz".
Tymczasem według niego Bruno Schulz był pisarzem polskim. "Prawda jest taka, że hebrajski czytelnik nie miał pojęcia o Schulzu aż do 1979 roku, gdy Schocken wydał przekład tomiku jego opowiadań. Polacy zaś już od lat 30. uważali go za wielkiego pisarza" - napisał.
I dalej: "W 1938 roku, w wieku 46 lat, Schulz został nagrodzony najważniejszą polską nagrodą literacką. Jego polskość była bezdyskusyjna. Nie podawał jej w wątpliwość ani on sam, ani jego intelektualne środowisko". Zdaniem Laora debata na temat przynależności fresków powinna więc odbywać się co najwyżej pomiędzy Ukrainą a Polską, a Izrael nie powinien mieć z nią nic wspólnego.
Według Laora sprawa ta wpisuje się w szerszy problem zaborczego stosunku Izraelczyków do żydowskiej spuścizny w Europie Wschodniej. W artykule zatytułowanym "Wschód należy do nas", dowodzi on, że jego rodacy starają się "wyczyścić" całą Europę z żydowskich pamiątek, a tym samym wymazać z pamięci to, że Żydzi niegdyś mieszkali na jej terenie.
Na koniec Laor wyraża sprzeciw wobec poczucia wyższości, z jakim Izraelczycy podchodzą do Polaków, i przeciwko temu, że kreują ich na głównych odpowiedzialnych za Holokaust.
Artykuł podważający wiele izraelskich świętości wywołał burzę. Do redakcji "Haarec" przyszło mnóstwo listów, a na łamach gazety Laorowi odpowiedział najbardziej szanowany izraelski specjalista od Holokaustu, były więzień Auschwitz, prof. Israel Gutman z Yad Vashem.
W tekście "Holokaust należy do nas" zarzucił on Laorowi ideologiczne zaślepienie. Podkreślił, że Schulz tworzył w latach, gdy w Polsce wyjątkowo nasilił się antysemityzm, a jego rodzinny Drohobycz w XX wieku wielokrotnie przechodził z rąk do rąk i znajdował się w rozmaitych państwach.
"Żydzi nie opuścili Polski i Ukrainy z własnego wyboru. Ich rodziny wymordowano, domy odebrano, a własność zrabowano. Dlaczego Laor uważa, że nie mają prawa zabrać do Izraela chociażby małej cząstki swoich wspomnień o ich życiu, pracy i kulturze na tych terenach? Czy tylko Ukraińcy i Polacy, na których ziemi doszło do wymordowania ich żydowskich sąsiadów, mają prawo do zebrania osieroconych dóbr kultury i dumnego pokazywania ich w muzeach swoich krajów, gdzie nie ma już prawie Żydów?" - pytał Gutman. "Niezmiennym, bolesnym faktem jest to, że Holokaust naprawdę należy do nas. Nawet jeżeli Laor nie chce przyjąć tego do wiadomości".
Rz: Pański artykuł wywołał w Izraelu burzę.
ICCHAK LAOR: Wiele ataków na mnie było wyjątkowo brutalnych, dzikich. Okrzyknięty zostałem nazistą. Oczywiście to, co mówię, nie dotyczy profesora Gutmana, którego mimo wszystko bardzo szanuję. On skrytykował mnie w znacznie bardziej kulturalny sposób.
Co spowodowało takie oburzenie?
Każda ideologia produkuje pewne prawdy objawione. Cementuje się je przez lata za pomocą rozmaitych nadużyć i propagandy. Gdy próbujesz podjąć dyskusję, podważyć ich zasadność, jesteś napiętnowany. Jesteś wariatem. Tak jest z Brunonem Schulzem i rzekomą przynależnością jego osoby i jego spuścizny do Państwa Izrael. Problem polega na tym, że pisarz, gdyby chciał, mógł w latach 30. - tak jak wielu Żydów - wyemigrować do Palestyny. Nie zrobił tego, czuł, że jego miejsce jest w Europie, w Polsce. Gdy pisałem ten tekst, myślałem o moich dziadkach. Urodzili się niemal w tym samym miejscu co Schulz. Pochodzili z małych wiosek w pobliżu Lwowa. Po wojnie wyjechali do Niemiec. Dopiero gdy znaleźli się u schyłku życia, mój ojciec wymógł na nich, by przyjechali do Izraela. Takich sytuacji było wiele.
Izrael nie dla wszystkich Żydów jest ziemią obiecaną.
Nie, chociaż ci, którzy kontrolują to państwo, zupełnie tak jak niegdyś marksiści, wolą to przemilczeć. Dostaję teraz telefony od różnych ludzi, którzy mnie popierają. Zadzwonił do mnie między innymi pewien człowiek mówiący z bardzo silnym polskim akcentem. Okazało się, że Schulz był jego nauczycielem w Drohobyczu. "Słuchaj, masz rację" - powiedział. - "On był Polakiem". Ten człowiek jest przewodniczącym organizacji skupiającej Żydów z Drohobycza żyjących w Izraelu. Spotkaliśmy się.
Izrael jest jednak jedynym żydowskim państwem...
Proszę mnie dobrze zrozumieć. W jednej z moich opowieści dokuczyłem jednemu z szefów sztabu naszej armii, który przyjechał niegdyś do Auschwitz w pełnym uniformie i powiedział: "Szkoda, że nie zdążyliśmy na czas". Co za bzdura! Nawet gdyby zdążył - to co by zrobił? Absurd polega na tym, że chce się nam wmówić, że Izrael jest jedynym miejscem na świecie, w którym Żydzi mogą czuć się bezpiecznie i żyć bez strachu pod opieką naszej potężnej armii. Z drugiej strony ci sami ludzie bez mrugnięcia okiem powtarzają nam, że cały czas grozi nam zagłada z rąk Arabów. Drugi Holokaust. Że jesteśmy otoczeni przez morze wrogów, którzy chcą nas wyrżnąć. To jakaś schizofrenia! To już przestało mieć jakikolwiek związek z logiką, to czysta ideologia.
Dlaczego uważa pan jednak, że ta "ideologia" stara się manipulować historią?
Zacznijmy od początku. Od trójkąta Niemcy - Polacy - Żydzi. Doskonale znam niemieckie realia. Urodził się tam mój ojciec. Wydano w tym kraju dwie moje książki. Jestem w Niemczech bardzo częstym gościem. Relacje pomiędzy Izraelczykami a Niemcami bardzo mnie śmieszą. Oni nigdy nie odważyliby się robić w Niemczech tego, co wyprawiają w Polsce. Nie odważyliby się rzucić wyzwania niemieckiemu poczuciu odpowiedzialności. Dlaczego nie posyłają młodych Izraelczyków na te wszystkie marsze do Buchenwaldu czy Dachau? Ja bym nigdy nie posłał syna na organizowaną przez nasz rząd wycieczkę do Polski.
Dlaczego tak się dzieje?
Polskę i Polaków łatwiej jest atakować. Łatwiej było to robić, gdy była państwem komunistycznym. A potem, zanim stała się członkiem UE i NATO. Gdy jednak Polska stanie się potężniejsza i bardziej wpływowa - gwarantuję panu - sytuacja się zmieni. Polska po prostu sobie na to nie pozwoli. Ostatnio zresztą widać, że już sytuacja zaczyna się zmieniać. Najgorsze jest jednak to, że wszystko dzieje się w atmosferze totalnej ignorancji. Izraelczycy nie mają najmniejszego pojęcia o tym, jaką cenę zapłaciła Polska podczas wojny. Nic nie wiedzą o powstaniu warszawskim. Dla nich historia Polski to wyłącznie dokonany na waszych ziemiach Holokaust.
Czym więc pan się martwi?
Negowaniem blisko tysiąca lat żydowskiej historii! Tysiąc lat! To najdłuższa prawdziwa historia Żydów. To nie jest jakaś tam metafizyka, legendy o prastarym Jeruzalem, Syjonie i tym podobne. Chodzi o prawdziwą materialną historię, o której można czytać i o której można pisać. Tymczasem w Izraelu chce się wymazać fakt, że Żydzi stanowili ważną część kultury krajów, w których mieszkali. Że Żydzi przez wieki - jestem z tego dumny - żyli wspólnie z Polakami, tworzyli razem państwo i byli elementem większej całości. Usiłuje się wmówić, że poza Izraelem był i jest tylko antysemityzm, więc: przyjeżdżajcie do nas!
Holokaust był jednak dla narodu żydowskiego wydarzeniem owymiarze apokaliptycznym. To chyba nic dziwnego, że przysłonił wszystko inne?
Ale powinniśmy o Holokauście mówić prawdę. Podam panu przykład. Przez lata nasi "specjaliści" forsowali tezę, że nikt nie przeżył powstania w getcie. Tymczasem było wiele takich osób. Mogły one opowiadać swoje historie. Opowiadać prawdę, a nie powielać mity. Izrael woli jednak zmarłych niż żywych.
Co pan przez to rozumie?
To nie dotyczy tylko Izraela. Narody kochają zmarłych. Bo tylko zmarli nie mogą mówić, opowiadać, jak było naprawdę. Żywi zaś pozostają ludźmi. Buntują się, mają potrzeby. Chcą tańczyć, śmiać się, jeść i pić. A nie uczestniczyć w długich marszach. A narody potrzebują marszy, potrzebują hymnów, sztandarów i... zmarłych. "Zginęli, żebyśmy mogli żyć" - każdy chyba kiedyś słyszał to hasło we własnym kraju. W Izraelu dowodem na to, co mówię, jest pewien hańbiący fakt. Otóż pieniądze z odszkodowań za Holokaust zostały przeznaczone na rozwój infrastruktury, a sami ocaleni dostali marne ochłapy. Dziś sytuacja materialna wielu z nich jest tragiczna. Mimo że żyją - jak pan się wyraził - w jedynym żydowskim państwie na świecie.
Oczywiście żydowskie życie jest również poza Izraelem...
Właśnie się twierdzi, że nie ma! A nawet jeżeli jest, to nie ma wartości. W stosunku do Żydów żyjących nadal w diasporze używany jest pogardliwy stalinowski język, np. że to "ohydni kosmopolici!". Ja urodziłem się już tutaj, w Izraelu. To, co mówię, jest więc krytyką mojego własnego systemu, mojego środowiska. Mimo to nazywają mnie nazistą, germanofilem.
Raczej polonofilem?
To prawda (śmiech). Ale moim krytykom chodzi o coś innego. O to, że podważyłem prawo do zawłaszczania wszystkiego, o czym my, Izraelczycy, myślimy, że należy do nas. Sprawa fresków jest naprawdę absurdalna. Większość Izraelczyków nawet nie słyszała o Schulzu, nigdy nie czytała jego książek.
Profesor Gutman argumentuje jednak, że Schulz namalował freski na zlecenie gestapowca i niedługo później został zamordowany. Jest więc ofiarą Holokaustu. A Yad Vashem jest instytucją, która ma Holokaust upamiętniać, i dlatego dzieła powinny być przechowywane właśnie tam.
Problem z Yad Vashem i Israelem Gutmanem polega na tym, że oni są... jakby to ująć... propaństwowi. Czasami mam wrażenie, że nie zajmują się opisywaniem historii, tylko kreowaniem ideologii. Czy pan wie, że Yad Vashem zabronił tłumaczenia na hebrajski Hanny Arendt i wszystkich innych, którzy o Holokauście piszą inaczej niż nasi historycy?
Podejście do Zagłady nie zawsze jednak było takie samo. W pierwszych dwóch dekadach państwa Izrael pomiędzy Żydami rysował się bardzo wyraźny podział. My, Izraelczycy, byliśmy silni. Oni, ocaleli z Holokaustu, byli słabi. My byliśmy wojownikami, bohaterami - ich nazywaliśmy mydłem albo Polakami (słowo Polak było obraźliwe). Oznaczało to ludzi, którzy nie umieją walczyć, bronić się, biernie poddają się losowi. Pogardzaliśmy nimi!
Sytuacja zmieniła się na przełomie lat 60. i 70. W jakiś niepojęty sposób staliśmy się jednością. Jesteśmy więc zarazem wojownikami i ofiarami. Wmawia się nam, że Bruno Schulz, gdyby przeżył, na pewno przyjechałby do Palestyny, zaciągnąłby się z entuzjazmem do wojska i dzielnie walczyłby o niepodległość Izraela. Byłby, a właściwie jest bohaterem.
Może tak by było?
Nie sądzę. Zresztą, nie ma co gdybać. Napisałem kiedyś sztukę. Akcja rozgrywa się na terytoriach okupowanych. Izraelscy żołnierze, którzy wykonują misję bojową, noszą imiona znanych europejskich Żydów. Bruno Schulz, Franz Kafka i inni. Chciałem w ten sposób pokazać, w jaki sposób zawłaszcza się takie postacie. Wielcy pisarze, którzy nie mieli pojęcia o Izraelu, stają się w naszych oczach izraelskimi żołnierzami.Co ciekawe, wystawianie tej sztuki zostało zabronione w 1985 roku przez cenzurę, bo była wymierzona przeciwko naszemu, ustalonemu z góry, sposobowi myślenia. To ostatni taki przypadek w historii Izraela. Wystarczy skrytykować syjonizm, świętość naszej egzystencji w Izraelu i od razu jest się uznawanym za osobę kolaborującą z najgorszym wrogiem. Tracimy naszą historię, a zamiast niej otrzymujemy mity.
Mity? Czy tworzą je izraelskie podręczniki i książki na temat Holokaustu?
Mijają lata. Świadkowie odchodzą. Kiedyś, gdy byli jeszcze młodzi i mogli opowiadać, nie uczono nas ich słuchać. Mieliśmy słuchać przywódców naszego nowego państwa. Ludzi, którzy są przewodnikami w naszym nowym, wspaniałym i optymistycznym życiu. Lata przeminęły i dziś wspomnienia większości żyjących ocalałych, którzy w latach II wojny światowej byli małymi dziećmi, zacierają się i upodabniają coraz bardziej do oficjalnych teorii.
A jaka była prawda?
Podam panu przykład. Matka męża mojej siostry była polską Żydówką. Pochodziła ze Lwowa. Jesienią 1939 roku uciekli całą rodziną z okupowanego przez Sowietów Lwowa do okupowanej przez Niemców Warszawy. Jej ojciec doktor Helman w Warszawie zatrudnił się jako lekarz. Został zamordowany przez Niemców. Ofiara Holokaustu? Nic podobnego. Został zabity podczas akcji eksterminacyjnej wymierzonej w polskie elity, akcji, o której nic nie słyszałem, dopóki nie przeczytałem jej wspomnień. Doktor Helman zginął nie jako Żyd, ale jako Polak. Ona natomiast, zaopatrzona w fałszywe dokumenty, znalazła schronienie w katolickim zakonie. Tam się nawróciła, stała się zagorzałą katoliczką. Długo, długo później rodzina wyciągnęła ją z klasztoru i sprowadziła do Izraela. Ta historia mnie zafascynowała. Płakałem, gdy czytałem te wspomnienia. Wykorzystałem je w jednej z moich powieści. Na podobne historie nie ma jednak miejsca, bo wymykają się ustalonym schematom.
To faktycznie nie jest typowa historia.
Bo tak naprawdę nie ma typowych historii. Każda osoba na świecie jest nietypowa z definicji. Bo jest człowiekiem. Jest tyle historii związanych z Holokaustem, ile było ludzi. Miliony. Niestety, większość ludzi nie pisze wspomnień i zabiera swoje opowieści do grobów. A narody kochają tylko jedną historię. Właśnie w taki sposób działają dyktatury. Starają się wsadzać ludziom w usta swoje "prawdy", tak aby mówili jednym głosem. Po co ja to zresztą opowiadam, pan jako Polak wie to znacznie lepiej niż ja.
Rozmawiał Piotr Zychowicz
Icchak Laor (ur. 1948 r. w Izraelu) jest jednym z najważniejszych współczesnych żydowskich pisarzy. Uchodzi jednak za "enfant terrible" izraelskiej literatury. Jest znany ze swoich pacyfistycznych poglądów i ostrej krytyki polityki Państwa Izrael. Wydał kilkanaście powieści i opowiadań - m.in. "The People, Food for Kings", "Ecce Homo" - oraz kilka tomów poezji i dramatów. Cieszą się one dużą popularnością w Niemczech. Laor jest również dziennikarzem, redaguje skrajnie lewicowy hebrajskojęzyczny periodyk. Mieszka w Tel Awiwie
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment