Sunday, July 29, 2007

Milosz ,polski poeta...Wolne zarty...

Szaławiłła
Gość





Wysłany: 2007-07-27 (Pią) 02:02 Temat postu: Czesław Miłosz - Antypolska alergia

--------------------------------------------------------------------------------

Czesław Miłosz - Antypolska alergia
W czasie rozmów, które przeprowadził z Miłoszem w 1979 i 1982 roku Aleksander Fiut, polski noblista z Berkeley szczególnie ostro wypowiadał się o wzorcu patriotyzmu z Warszawy, nazywając go „nacjonalizmem lechickim", mówił o niesłychanie nasilonym lechickim poczu-ciurasowym. I tłumaczył Fiutowi: {.. )Jak pan wie, każda narodowość jest okropna (... ) Ja mam alergią. Czy to jest alergia antysłowiańska czy też antypolska—nie mam pojęcia. Oczywiście jest to miłość-nienawiść (... ). (Por. Czesława Miłosza autoportret przekorny, op. cit, s. 265).

Tyle, że w tekstach Miłosza na ogół trudno znaleĽć wyrazy miłości do polskości, za to jej gromienia co niemiara. Jakże mocno to jego rozprawianie się z polskością odbiega od „gryzących sercem" rozrachunków z narodem w tekstach Słowackiego, Mickiewicza, Norwida, Żeromskiego czy Wyspiańskiego. Szokuje zaś wręcz fakt, że tak narodowy i europejski zarazem twórca jak Norwid u Miłosza urasta na symbol groĽnego polskiego „lechickiego" nacjonalizmu. W rozmowie z Fiutem Miłosz mówi: „(... ) Norwid jest dla mnie za bardzo lechicki. To Lechita. Ja nie lubię Lechitów (... )". (Tamże s. 85). W „Roku myśliwego" Miłosz znowu wyeksponował swą nieufność do „Polski Norwidowej" i do „etnocentrycznego" Norwida. (C. Miłosz: „Rok myśliwego", Kraków 1991, s. 36, 3.

Miłosz: „Polska mnie przeraża"

Wydany po raz pierwszy w 1990 roku „Rok myśliwego" stał się wymownym odzwierciedleniem skrajnie chłodnego stosunku Miłosza do polskiego patriotyzmu, tradycji narodowych i powstańczych. By przypomnieć choćby tak drastyczny fragment: „(... ) Polska mnie przeraża. Powiedzmy, że przerażała mnie przed wojną, podczas wojny i przeraża mnie całe te dziesięciolecia po wojnie. Jak powinien zachować się schwytany przez nią człowiek (urodzenie się tam czy język), jeżeli chce być rozumny, trzeĽwy, spokojny, a przy tym uczciwy? Jeżeli uważa te bezustanne ofiary, konspiracje, powstania za zupełny nonsens, po prostu dlatego, że w „normalnych" krajach tego nie ma? I ostatecznie, jeżeli 99% Francuzów żyło jak zwykle po klęsce 1940 roku, to jest normalne (... )". (C. Miłosz: op. cit, s. 268). Tak więc mamy według Miłosza: Polskę—"nienormalny" kraj powstań i uporu w walce o wolność, i „normalną" Francję, kolaborującą z Niemcami. „Nienormalny" polski naród, bo wciąż nie zgadzający się na ukłon, na kolaborację, na poddanie. Ten niesamowity fragment książki Miłosza, odrzucający jako nonsens polskie tradycje powstańcze, i uznający za normalność francuską kolaborację po 1940 roku, wywołał ostry sprzeciw nawet w wywodzącej się z KOR-u wielce „internacjonalistycznej" „Krytyce" W 38 numerze "Krytyki" z 1992 roku Andrzej Werner napisał: „(... ) Jeśli miała to być prowokacja, to spełniła swoje zadanie. A wydaje mi się, że jestem nieĽle uodporniony na wszelkie formy narodowego samodurstwa. W tym cytacie jednak co słowo, to włos się jeży i nie z obrazy dla narodowych świętości, ale po prostu z obrazy dla rozumu. Jeżeli już mówimy o uczciwości, to uważam, że nie jest intelektualnie uczciwe stawianie mnie (kogokolwiek, ale protestować mogę tylko w swoim imieniu) przed taką oto alternatywą: albo uznaję te bezustanne ofiary, konspiracje, powstania za zupełny nonsens, albo nie jestem rozumny, trzeĽwy, spokojny, a przy tym uczciwy. Dlaczego Miłosz posuwa się do tak daleko posuniętego uproszczenia, sprowadzając narodowe dzieje do bezustannych ofiar, jakby w tych dziejach nie było innego rodzaju idei, innego rodzaju wysiłków — nie rozumiem (... ). Najbardziej jednak nie rozumiem tego, że Miłosz powołuje się na francuską normalność roku 1940. Nie wiem, już chciałbym podawać jakieś argumenty, ale się wstydzę, tak są oczywiste (... )".

W innym fragmencie „Roku myśliwego" Miłosz tak pisał o powstaniu II Rzeczpospolitej: „(... ) Dla wielu, może dla większości, polskie państwo pojawiło się jako anomalia albo wręcz przykra niespodzianka (... )". (Tamże s. 296).

Jacek Trznadel w szkicu na łamach „Tygodnika Solidarność", komentując przedziwny styl mówienia Miłosza o niepodległości zdobytej przez Polskę w 1918 roku, pisał: „(... ) Jeśli tak, dlaczego ta większość chciała się bronić i obroniła „ tę przykrą niespodziankę " w 1920? (... )". (J. Trznadel: Kot Hafiza, czyli skaza Miłosza, „Tygodnik Solidarność", 21-28 grudnia 1990).

Inny komentarz Miłosza w "Roku myśliwego" tak charakteryzował okoliczności ukształtowania Polski w 1945 roku: „(... ) Dla Polski nie ma miejsca na ziemi (... ). Żaden rząd zachodni nie wpadłby na taki pomysł jak Stalin, żeby wysiedlić miliony Niemców z ich wielo-wiekowych siedzib i oddać ten obszar Polakom. Tym samym rzec można, że Polska istnieje z woli i łaski Stalina (... )". (Tamże, s. 162, 163).

Jacek Trznadel w cytowanym wyżej szkicu tak skomentował ten fragment tekstu Miłosza: „(... ) Tak jakby istniała z łaski cara, nieprawdaż? Wolałbym, aby ostatnie zdanie było tylko przykrym żartem. Bo czy można akceptować moralnie złączone z tym także antyniemieckie „dobrodziejstwo" Stalina? I nie pamiętać, że wynikło ono z aneksji jednej trzeciej Rzeczpospolitej? Gdyby nie doszło do ugody w Jałcie, to może i traktat ryski obowiązywałby nadal (... )".

Kisiel polemizujący z Miłoszem o wizję Polski

Miłosz niejednokrotnie kreślił skrajnie przyczerniony i nieprawdziwy obraz dziejów Polski również w swoich wierszach, począwszy od osławionego „Toastu" po jakże ponury wiersz: „W praojcach swoich pogrzebani".

W „Toaście" pisał między innymi:

(... ) Nie znoszę ludzi, którym nazbyt słabe głowy,

Zamąca moczopędny trunek narodowy,

Ich mieszanina jęków od czasów Popiela

Jątrzy mnie i do cierpkich wyrażeń ośmiela.

Ale ty jesteś inny. Nad historią przykrą,

Z której, jak mówisz, nigdy i nic nie wynikło,

Trwasz niezłomny (... )

(Cyt. za C. Miłosz: „Poezje", Warszawa 1983, s. 173).
Ten niebywale przygnębiający miłoszowski pesymizm w obrazie dziejów Polski obruszył nawet sceptycznego Kisiela, skądinąd z takim chłodnym dystansem i krytyką oceniającego różne polskie zrywy narodowe. W pisanym w grudniu 1980 roku „Felietonie pod choinkę" Stefan Kisielewski stwierdził: „(... ) No, nie, Czesław nadmiernie już stracił do nas smak! Owszem, bywało tutaj oślizgłe, bywało chmurnie i durnie, pyszałkowato i plajtowato zarazem, ale nie sposób winić biednych ludzi za to, że są biedni (... ) nie przesadzajmy: są tu czasem zrywy powszechne a piękne, które wszystko rehabilitują i wszystko tłumaczą—dla tych chwil warto tu żyć, zaręczam, nawet i przegrywać warto. A nie warto gdzieindziej—też zaręczam(... )" (Cyt. za S. Kisielewski: O wszystkim naraz w „Felietony pod choinkę", wyd., Res Publiki", 1987, nr7 s. 123).

Powracając kolejny raz po latach do wspomnianego fragmentu „Toastu" Miłosza w felietonie z lutego 1987 Kisiel polemicznie zapytywał: „(... ) Czy rzeczywiście historia nasza jest tylko przykra, taka, z której nigdy i nic nie wynikało? (... ). "

W rozmowie publikowanej na łamach „Gazety Wyborczej" 29-30 grudnia 1996 r. Miłosz wyznawał:

„(... ) Nigdy nie byłem Litwinem, chociaż bardzo bym chciał. Jako poeta polski nie mogłem, bo podział przechodził po linii językowej. Ja bym lubił, żeby było tak jak w Finlandii, gdzie można pisać po szwedzku i być poetą fińskim (... )" (Z rozmowy I. Grudzińskiej-Gross i A. Michnika z C. Miłoszem, „Gazeta Wyborcza", 29-30 czerwca 1996 r. ). Parę lat wcześniej, Zbigniew Herbert, mówiąc o Miłoszu powiedział: „(... ) Najważniejszy jego problem to brak poczucia tożsamości. Na ten poważny feler psychiczny znalazł radę: ogłosił się obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego czy Republiki Obojga Narodów., To ładne i bardzo wygodne, a przy tym zwalnia od wszelkich obowiązków wobec aktualnej rzeczywistości (... ). On jest człowiekiem rozdartym — o nieokreślonym statusie narodowym, metafizycznym, moralnym (... )". (por. Pojedynki pana Cogito. Rozmowa A. Poppek i A. Gelberga z Z. Herbertem, „Tygodnik Solidarność", 11 listopada 1994).

Miłosz perorujący o „bandytach z AK"

W cytowanym tekście Herbert ujawnił na temat Miłosza jednak również i rzecz szokującą, opisując amerykańskie spotkanie z Miłoszem: „(... ) był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi—na trzeĽwo—że trzeba przyłączyć Polską do Związku Radzieckiego. Ja na to: „ Czesiu, weĽmy lepiej zimny tusz i chodĽmy na drinka ". Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić—nawet żartem (... )". (Tamże). Publikacja Herberta wywołała prawdziwy skandal prasowy. Miłosz oskarżył Herberta o oszczerstwo, Michnik zaatakował Herberta, jako tego, który „opluł" Miłosza, etc. Czy Miłosz został rzeczywiście niesłusznie napadnięty przez Herberta? Cytowałem już wcześniej różne bardzo negatywne i wręcz fałszywe uogólnienia Miłosza na temat dziejów Polski. Co zaś do jego sporu z Herbertem?! Redaktor naczelny paryskiej ,. Kultury" Jerzy Giedroyc, którego autorytetu nawet Michnik nie kwestionuje, wspomniał w swej autobiografii, że Herbert zrobił Miłoszowi w Berkeley dziką awanturę, kiedy Miłosz użył u siebie w domu określenia „bandyci z AK'. (J. Giedroyc: „Autobiografia na cztery ręce", oprać. K. Pomian, Warszawa 1994, s. 164). bandyci z AK'—cóż za wyrafinowane określenie jak na tak fetowany w Polsce autorytet noblisty. Dodajmy, że Giedroyc przypomniał w swojej autobiografii również kilka innych mało budujących faktów z życia Miłosza. Jak pisał Giedroyc: „(... ) dla Miłosza przez cały czas byliśmy dobrymi faszystami... On negował istnienie łagrów, trochę z przekory, a trochę dlatego, że nie bardzo w to wierzył (... ) Uważał Wolną Europę za instytucję niesłychanie szkodliwą (... )" (tamże, s. 161-62). Giedroyc mówił również, że wciąż różnił się z Miłoszem w ocenie Związku Sowieckiego i stalinizmu, do którego Miłosz podchodził w sposób bardzo łagodny. I przypominał wystąpienie Miłosza "sprzed kilku lat w piśmie »Na głos« w Krakowie, gdzie stwierdził, że marksizm wyprowadził Polskę z zaścianka", (tamże, s. 162) (!!!).

Jak określić wielkiego poetę piszącego po polsku, a równocześnie traktującego właśnie Polskę ze skrajnym lekceważeniem, wręcz pogardą? Polskiego twórcę, którego Polska zawsze tylko „przerażała i przeraża", dla którego najwięksi polscy poeci, to anachroniczni nacjonaliści, dla którego najlepsi polscy patrioci, żołnierze czołowej formacji Polskiego Państwa Podziemnego Armii Krajowej, to „bandyci".

Tekst publikowany na lamach „Głosu" z 17-19 kwietnia 1998 r.

Koniec cytatu

Ponizej jeszcze jeden wpis na ten sam temat z dodatkowymi informacjami o tym "polskim poecie".


tyż antymiłosz
Gość
Wysłany: 2007-07-27 (Pią) 02:19 Temat postu: cd.

Sięgnijmy do wspomnianego Masłonia:

"Na początku lat 30. Miłosz związał się w Wilnie z grupą Żagary. To z tego okresu, dokładnie z 1932 r., pochodzą jego publikowane w "Pionie" artykuły, które po latach pogardliwie określi jako żdanowszczyznę. Niewątpliwie, przesadne było nazwanie przez niego Związku Radzieckiego "najciekawszym krajem świata" [...]". Nie była to krótkotrwała miłość do Sowietów, o czym świadczy jego późniejsza, powojenna dla nich służba w "Polsce Ludowej".

W 1951 roku "wymówił" wprawdzie formalną służbę Sowietom i ich najmitom w Polsce, ale coś z tego kresu w nim pozostało.

Zbigniew Herbert (który Nagrody Nobla nie dostał) wspominał taki epizod, który skończył się ich rozstaniem na zawsze:

"Był to rok 1968 czy 1969. Powiedział mi - na trzeźwo - że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego". "Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało - wstałem i wygarnąłem".
Później napisał wiersz, w którym niemiłosiernie acz celnie Miłosza wykpił:

"był hybrydą w której wszystko się telepie
duch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolik
chłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół Polak
Chodasiewicz pisał także prozą - żal się Boże
o dzieciństwie a to było nawet ładnie
lecz przykładał się przesadnie do zagadnień
Swedenborga godził z Heglem i czort wi co
był jak student który czyta w kółko parę książek
niedokładnie".

Ówczesna postawa Miłosza była szczera, napisał bowiem o tym sam:
"Za żadne skarby nie wstąpiłbym do PPR, natomiast łączyły mnie z nimi moje antyprawicowe obsesje i fobie, tak że nie musiałem kłamać, krytykując rząd emigracyjny i kierownictwo podziemia w moich artykułach".
Poeta przyjaźnił się z wieloma prominentami prosowieckiego reżimu, nie widząc w tym nic złego, czując z nimi duchową więź: ze Stefanem Jędrychowskim, z Jerzym Putramentem, z Tadeuszem Krońskim. Ten ostatni został "profesorem filozofii" w partyjnym "Instytucie Kształcenia Kadr Naukowych". O mentalności ludzi, w kręgu których Miłosz się wówczas obracał, świadczy następująca uwaga Krońskiego: "My sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie [...]. Poza tym - zdławiony powinien być antyintelektualizm polski, romantyzm, sentymentalizm, ksenofobia, katolicyzm [...]". Zaiste, dobre i intelektualnie twórcze było to towarzystwo. Nic dziwnego, że w wydawanym w Krakowie "Dzienniku Polskim" w 1945 roku Miłosz gorąco zaprotestował, aby nowa władza przystąpiła do edycji takich książek, jak... Biblia: "Skoro się szuka "dobrych" książek, nie polecałbym Biblii - jest to książka okrutna, krwawa i przygnębiająca". Przeciwko "Historii WKP(b)" i innym gnieciuchom komunistycznym jednakże nic nie miał. "

Koniec cytatu

Ilu jeszcze takich 'polskich poetow' wyprodukowanych dla nas przez obce rece?

No comments: