Saturday, September 1, 2007

Cala para idzie w gwizdek

Kolejny bardzo rozsadny i przemyslany artykul p.Z.Gromady.
Polecam go wszystkim ,ktorzy szukaja konkretnych rozwiazan a nie tylko jalowego mielenia ,w kolko na okraglo, tych samych wytartych ze szczetem propagandowych odzywek.

CAŁA PARA IDZIE W GWIZDEK
Zdzisław Gromada

Ludowe powiedzenie ostrzega: „obyś nie musiał żyć w ciekawych czasach”. Mamy pecha – przyszło nam żyć w wyjątkowo ciekawych czasach. Współczesne media bombardują nas nieustannie „ciekawymi” informacjami. Nasze „elity polityczne” bez przerwy intensywnie pracują nad „ciekawym i trzymającym w napięciu” scenariuszem rozgrywek na scenie politycznej. Pomimo, że nasze czasy noszą dumną nazwę DEMOKRACJA, to my, poczciwi obywatele, jesteśmy wyłącznie biernymi kibicami „naszych czasów”.



Dlaczego „efektywna” polityka kadrowa w ramach tak zwanego „taniego” państwa jest taka droga? Nasze „elity” publiczne corocznie zadłużają permanentnie każdego z nas o kolejne 1000 zł („uboczny” efekt 30 mld zł tzw. kotwicy budżetowej) bez rzetelnego uzasadnienia i podstawowej informacji, kiedy i kto to spłaci.
Nikt nie zastanawia się, co zrobić, aby nasza ojczyzna nie grzęzła w długach. Hojnie wydawane są pieniądze tylko dlatego, że władza chce się przypodobać wyborcom. Nie ma poważnej debaty publicznej, nie wspominając o działaniu, zmierzającym w kierunku ograniczenia wydatków publicznych. Dlaczego „efektywna” polityka kadrowa w ramach tak zwanego „taniego” państwa jest taka droga. Nasze „elity” publiczne corocznie zadłużają permanentnie każdego z nas o kolejne 1000 zł („uboczny” efekt 30 mld zł tzw. kotwicy budżetowej) bez rzetelnego uzasadnienia i podstawowej informacji, kiedy i kto to spłaci.

Co zrobić?
Nikt poważnie nie zastanawia się na przykład, co zrobić, by nasze pielęgniarki, lekarze, policjanci, nauczyciele, budowlańcy i inni byli usatysfakcjonowani z warunków swojej pracy i bez stresu służyli nam najlepiej jak potrafią. Nie musieli stawać przed dramatycznym wyborem: ofiarnie służyć, trwać wśród swoich i klepać biedę, czy też wyjeżdżać do obcych, gdzie lepiej płacą. Najwyższy czas to zmienić.
W grudniu 1981 roku byłem (niezupełnie turystycznie) po raz pierwszy w życiu na zachodzie am Bodensee. Historycznego 13 grudnia tamtejsze media na okrągło informowały o sytuacji w Polsce. Nie brakowało dramatycznych „informacji”, na przykład, że „tysiące członków Solidarności zostało zgromadzonych na mrozie na stadionach i nie wiadomo, co junta zamierza z nimi zrobić”. Nic nie było wiadomo, co się dzieje z Lechem Wałęsą. W poniedziałek przy sortowaniu makulatury rozmawiałem o tym z „kolegą z pracy” Iwanem, emigrantem z ZSSR, który – nim przebył do RFN – spędził w sowieckich łagrach kilkanaście lat. Uspokoił mnie. Stwierdził z przekonaniem: „Podstawą istnienia komuny jest propaganda a Wałęsa jest w tym wyjątkowo dobry. Tacy dla komunistów są na wagę złota. Oni krzywdy mu nie zrobią a tylko przeciągną go na swoją stronę.” Diagnoza Iwana okazała się w połowie trafna. Lechu przeżył – pomimo, że nie zgodził się na współpracę. Może dlatego, że nasza komuna była bardziej humanitarna niż ta w ZSSR? Do domu wróciłem bez chwili wahania, zgodnie z planem przed Świętami Bożego Narodzenia.

Liczy się wyborcza kiełbasa
Po przełomie w 1989 roku wierzyłem, że sytuacja się zmieni. Byłem przekonany, że w demokracji nie ma miejsca na propagandę a jedynie w ramach gospodarki rynkowej funkcjonuje jej komercyjny odpowiednik – reklama. Byłem naiwnym amatorem politycznym. DEMOKRACJA była dla mnie gwarantem poważnej publicznej debaty i zgodnej współpracy przy realizacji uzgodnionych najlepszych projektów publicznych. I co?
Niestety, nic się nie zmieniło. Podstawą naszej polityki jest w dalszym ciągu propaganda. Zbyt dużo pary idzie w gwizdek. Publiczne debaty ograniczają się do reklamy swojego ugrupowania oraz antyreklamy przeciwników politycznych. Takie zachowanie wynika nie ze złej woli ludzi angażujących się w działalność polityczną, lecz z przyjętych reguł gry. Uczciwi osobnicy, którzy by umieścili w swoim programie wyborczym oczywisty postulat: „Możemy wydawać tylko tyle ile wypracujemy - nie możemy żyć na kredyt” mają zerowe szanse wyborcze. Liczy się nie realny program a jedynie kiełbasa wyborcza.
Tak dalej być nie może! Tak dalej być nie musi! Jeśli nie chcemy wylądować na manowcach globalnej wioski, powinniśmy zmienić reguły gry na naszej scenie politycznej. Nie możemy pozwolić, aby gros naszej pary szło w gwizdek. Musimy naszym elitom powiedzieć zdecydowanie: Dość igrzysk – jesteście na naszej służbie! Macie proponować nam dobre rozwiązania naszych istotnych problemów! Wasze aspiracje i wasze wojny nas zupełnie nie interesują!

** ** **
Zmieńmy niefortunny system przedstawicielskiej, populistycznej, ćwierć-demokracji proporcjonalnej. Zastanówmy się, może zastosujmy sprawdzoną pół-demokrację większościową (JOW-y)? A może najdoskonalszą, pełną demokrację stosowaną z powodzeniem przez Helwetów? Zastanówmy się, jak możemy odebrać część bądź całą władzę nawiedzonym politykom. Gdzie znaleźć/kupić „lokomotywę”, która taką zmianę może skutecznie pociągnąć? Nagrodą dla niej za to będzie pewne miejsce na postumentach pomnikowych.

______________
tekst pochodzi z serwisu www.polskiejutro.com
© FRAPCO 2002-2007

No comments: