"Europa sama nakłada sobie pętlę na szyję
Unia Europejska musi się uwolnić z gorsetu 170 tysięcy stron
niedorzecznych przepisów. A armii urzędników, która dotąd pilnowała ich
przestrzegania, trzeba wreszcie przestać płacić wynagrodzenia. Trzeba im
powiedzieć, że są dorośli i muszą sami znaleźć sobie pieniądze na utrzymanie
- podkreśla brytyjski filozof i publicysta w rozmowie z Piotrem
Zychowiczem
Rz: Czy pana zdaniem istnieje coś takiego jak wspólny europejski
interes?
Roger Scruton: Nie istnieje i dowodów na to było już od dawna sporo.
Ale to, co działo się na ostatnim szczycie w Brukseli, ostatecznie
obnażyło prawdę. Każde państwo ciągnęło w swoją stronę, walczyło o własne
narodowe interesy. Dotyczy to wszystkich krajów, choć wiele z nich
starało się ten fakt ukryć. Podobnie zresztą wyglądało to niemal od samego
początku. Unia Europejska zawsze była używana instrumentalnie przez
jedne państwa jako maszyna do forsowania własnych interesów i osiągania
przewagi nad innymi państwami, uznawanymi za rywali.
Ma pan na myśli Niemcy i Francję?
Tak jak powiedziałem, dotyczy to wszystkich krajów. Ale rzeczywiście
w przypadku Niemiec i Francji jest to szczególnie widoczne.
Nie ma więc szans na nową, wspaniałą wspólną Europę? Czy to tylko
pusta retoryka?
Nie. To nie tylko retoryka. Istnieją bowiem również pewne potężne
środowiska, w których żywotnym interesie leży dalsza integracja. Mam na
myśli część elit, ale przede wszystkim unijną biurokrację z Brukseli,
która żeruje na tym procesie. W dużej mierze dotyczy to Belgów, którzy
widzą, że ich mały kraj nie tylko nic nie znaczy w Europie, ale wręcz
rozpada się na kawałki. Unia to dla nich swego rodzaju deska ratunku.
Niektórzy publicyści twierdzą, że podczas tego szczytu ostatecznie
rozwiał się sen o europejskim superpaństwie, o Stanach Zjednoczonych
Europy. Podziela pan ten pogląd?
Nie. Sen o superpaństwie będzie trwał, dopóki takie będą ambicje
unijnej biurokracji. Takie pragnienia są również silne wśród części elit
politycznych poszczególnych krajów. Dają im bowiem szansę zajęcia bardzo
silnej pozycji, sięgnięcia po władzę bez potrzeby poddawania się
demokratycznym wyborom. Każdy polityk o tym marzy.
Jeżeli jednak większość państw tego nie zechce...
Ale potężni biurokraci chcą! I być może ich koncepcja zwycięży.
Możliwe, że krok po kroku, usypiając naszą czujność, narzucą w końcu krajom
Europy jakąś wspólną konstytucję i zmuszą je do posłuszeństwa. To
największe niebezpieczeństwo, które wcale nie minęło. Nie lekceważmy go.
Ustalono przecież, że nie będzie konstytucji, tylko traktat. Nie
będzie stanowiska unijnego ministraspraw wewnętrznych ani innych atrybutów
superpaństwa.
Proszę przeczytać to, co jest dopisane drobnym drukiem. Te ambicje
nie wyparowały po jednym szczycie. Koncepcja ściślejszej Unii, zapewniam
pana, będzie nadal forsowana. Poczekajmy na ostateczny efekt tego
procesu, zobaczymy, jak rzeczywiście będzie wyglądał ten traktat.
Nie sądzi pan, że głębsza integracja Europy to jedyny sposób na
stawienie czoła rosnącej potędze Indii i Chin?
Jest dokładnie odwrotnie. Aby skutecznie z nimi współzawodniczyć,
musimy najpierw wprowadzić wolne współzawodnictwo w Europie, aby nasze
przedsiębiorstwa nabrały siły. Proces integracji niesie ze sobą
gigantyczne ilości rozmaitych regulacji prawnych i w praktyce powoduje, że
jesteśmy coraz mniej konkurencyjni na globalnym rynku. Obecnie mamy do
czynienia z powrotem do socjalizmu, z przepisami, które krępują ludzką
przedsiębiorczość. Sami zaciskamy sobie pętlę na szyi.
Co więc musimy zrobić, aby sprostać wyzwaniom XXI wieku?
Przede wszystkim uwolnić się z gorsetu 170 tysięcy stron
niedorzecznych unijnych przepisów. Po prostu przestać się wreszcie mieszać do
gospodarki i pozwolić, żeby wyzwolił się naturalny geniusz Europejczyków.
Czym wtedy będzie się zajmować armia unijnych urzędników? Co z nimi
zrobić?
Jak to co? Przestać wreszcie im płacić wynagrodzenia. Powiedzieć, że
są dorośli i muszą sami znaleźć sobie pieniądze na utrzymanie. Należy
również dostarczyć im dużych ilości dobrego wina. Na pocieszenie.
Z tego wniosek, że Unia już nie jest potrzebna?
Zapewne może się do czegoś przydać. Może być na przykład bardzo
dobrym forum, na którym państwa Europy rozmawiają o rozmaitych problemach
kontynentu. Na przykład, jak dbać o wspólne bezpieczeństwo.
Chyba trudno oczekiwać, że Unia Europejska zastosuje się do pańskich
rad...
Wtedy na pewno długo nie pociągnie. Nie można bowiem wiecznie iść
przeciwko ludzkiej naturze. Ale też z załamaniem się tej instytucji
związane jest poważne zagrożenie. Skutkiem upadku Unii mogą być tarcia i
wrogość między poszczególnymi państwami naszego kontynentu. To z kolei może
doprowadzić do blokad ekonomicznych i innych nieprzyjemnych spraw,
które zdestabilizowały Europę w XIX wieku.
Już podczas tego szczytu doszło do tarć między Polską a Niemcami.
Nie dziwię się. Najbardziej niepokojące jest to, że niemieckie
działania podejmowane wraz zRosją mają bardzo często antypolski charakter. To
bardzo nierozważne. W ten sposób prowokuje się bowiem powrót starych
obaw, wywołuje wspomnienia o pakcie Ribbentrop - Mołotow.
Nie ma tu miejsca na europejską solidarność?
Jak już powiedziałem, liczy się tylko interes narodowy. Niemcy
wiedzą, że Rosjanie dysponują gigantycznymi złożami surowców, na których im
bardzo zależy. A to, że używają ich jako broni przeciwko państwom, które
kiedyś znajdowały się w ich strefie wpływu, no cóż...
Dopóki Polska się nie wychylała, wszyscy w Unii klepali nas po
plecach. Teraz, gdy próbujemy prowadzić bardziej samodzielną politykę,
jesteśmy karceni. Do Niemiec, które podczas szczytu również twardo walczyły o
swój interes narodowy, nikt nie ma pretensji. Czy w Unii są równi i
równiejsi?
Niestety tak. Właśnie w taki sposób myślą europejskie elity, choć
oczywiście nigdy otwarcie się do tego nie przyznają. Problem ma jednak
również podłoże ideologiczne. Obecnie w Polsce jest rząd konserwatywny.
Właśnie dlatego europejska biurokracja i elity nigdy go nie zaakceptują i
będą się starały go marginalizować. Tak było z Austrią, a teraz jest z
Polską i do pewnego stopnia z Czechami. Nie ma się zresztą czemu
dziwić. Wynika to z ich naturalnego instynktu. Panicznie boją się
konserwatystów, bo wiedzą, że któregoś dnia mogą oni rozpędzić eurokratów na
cztery wiatry.
Rozmawiał Piotr Zychowicz
Roger Scuruton jest brytyjskim filozofem i publicystą. Jest uznawany
za jednego z najwybitniejszych żyjących konserwatywnych filozofów.
Autor wielu artykułów - publikowanych w czołowych brytyjskich i światowych
gazetach - i książek. Wydał m.in. "Co znaczy konserwatyzm" i
"Intelektualiści nowej lewicy". Wykłada na University of Buckingham"
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment