Ukrywana przez lata ,nagrana na filmie i wydrukowana ,spowiedz James'a Files,ktory twierdzi ,ze byl jednym ze strzelajcych do prez.Kennedy'ego.
Zgodnie z tym co mowi Files on byl tym ,ktory oddal fatalny strzal w lewa czesc glowy zamordowanego prezydenta.
Przedmowa :Jim Garrison.
Strzelalem do Kennedy'ego
Thursday, November 29, 2007
Tuesday, November 27, 2007
RP z gwiazda Davida
RP z gwiazdą Dawida w tle
Państwo Polskie z rządzącą mniejszością żydowską
"Żydzi po całej Polsce rozsypani, wszędzie z swym duchem wyłączności z naszym ludem pomieszani, nie tylko zaplugawią cały naród, zaplugawią cały kraj, a zmieniając go w kraj żydowski, wystawią w Europie na pośmiewisko i wzgardę.”
„Przestrogi dla Polski” autor Stanisław Staszic, rok 1789
Nie możemy wspólnie z Żydami udawać, że budujemy razem z nimi Państwo Polskie i dobrobyt w znakomitej większości katolickiego Narodu, gdy w rzeczywistości trwa proces dokładnie odwrotny.
Żydowska mniejszość w Polsce ukrywająca się przeważnie pod polsko brzmiącymi nazwiskami, stanowiąca ok. 2,5% ludności Polski, choć nie istnieją oficjalne dane potwierdzające tę liczbę i może być ona większa, ma na swoim sumieniu dwukrotną w wciągu ostatnich 60 lat kradzież majątku Polaków. Po 1945 r. żydowsko-komunistyczna władza upaństwowiła prywatne majątki polskie, po 1989 r. żydowskie rządy w Polsce patronowały rozkradaniu majątku produkcyjnego, finansowo-bankowego, komunalnego wypracowanego przez Naród Polski oraz patronowała i patronuje wyprzedaży polskiej ziemi. Przy pomocy tzw. planu Balcerowicza (w rzeczywistości żydowskiego planu G. Sorosa – J. Sachsa, przyjętego jeszcze przez rząd M.F.Rakowskiego w 1988 r.) dokonano nie tylko grabieży majątku narodowego, ale okradziono Polaków z oszczędności. Okradziono również wszystkich tych, którzy zaciągnęli kredyty bankowe zmieniając wstecznie umowy i zmuszając do zwrotu wielokrotności pożyczek, co jest poza wszelkimi standardami prawa. Mieści się natomiast w mentalności żydowskich lichwiarzy i w żydowskiej filozofii traktowania nie-Żydów przez Żydów.
Są i inne żydowskie zbrodnie na Polskim Narodzie. Komuniści żydowscy z ZSRR ponoszą odpowiedzialność za wymordowanie po 17.09.1939 r. jeńców wojennych i polskiej inteligencji w Katyniu, w Miednoje, w Ostaszkowie, w Charkowie, w Starobielsku, w Kozielsku… - to zemsta za udaremnienie rozlania się w 1920 r. żydowskiego komunizmu po całej Europie.
Od 1944 do 1956 r. żydowsko-komunistyczna władza w Polsce wymordowała 600 tys. Polaków.
Nie powiodło się przyjęcie przez ONZ rezolucji potępiającej komunizm za zbrodnie ludobójstwa - pochłonął 100 - 120 mln ludzkich istnień. Gdyby taką rezolucję przyjęto, odpowiedzialność za największy mord w dziejach świata spadłaby na Żydów, twórców i budowniczych komunizmu, ale czy wtedy mogliby po 1989 r. opanować rządy niemal wszystkich państw Europy i budować JudeoUE-państwo?
Po zadekretowaniu przez żydowski rząd w Polsce upadku komunizmu w 1989 r. Żydzi obsiedli ponad 60% sejmowych i senackich foteli, a my Polacy płacimy im za uchwalanie antypolskiego i antynarodowego ustawodawstwa. Zajmują czołowe miejsca w większości, a może we wszystkich partiach zasiadających w sejmie RP. Występują oficjalnie przeciw polskiemu katolicyzmowi, przeciw narodowym interesom i przeciw państwu polskiemu. Opowiadają się jawnie za budową JudeoUE-państwa, albo kłamliwie przewrotnie, że są jej przeciwni, ale zawsze wtedy, gdy trzeba bronić interesu Narodu przystają na wszystkie żądania żydo-masonerii europejskiej i światowej, których interesy są od zawsze wrogie Polsce i Polakom i całej naszej chrześcijańskiej cywilizacji.
Oskarżam wszystkie żydowskie rządy sprawujące w Polsce władzę po 1981 r. do dziś o celowe i z pełną premedytacją działanie na szkodę Narodu i Państwa Polskiego.
Pod pretekstem zapaści demograficznej Narodu trwają rządowe prace nad nową polityką migracyjną. Chodzi o stworzenie zachęt dla narodowości wykazujących dużą zdolność adaptacji do osiedlania się w Polsce - na wizy do Polski czeka już ok. miliona Żydów w Izraelu, a oni zdolności adaptacyjne mają we krwi. Polski narodowy żywioł trzeba osłabiać maksymalnie. Miliony Polaków na Wschodzie czekają daremnie na powrót do kraju, a około 20 - 30 mln Polaków na świecie pozbawionych jest prawa udziału w wyborach do sejmu RP.
Obecny prezydent RP potępia polski nacjonalizm, ale jak można się domyślać hołubi żydowski w Polsce. Tylu festiwali kultury żydowskiej, ile odbywa się dziś w naszym kraju nie ma chyba nawet w Izraelu.
Można postawić pytanie, czy Polska to dziś jeszcze kraj Polaków, skoro jedną z najważniejszych osób w państwie jest ambasador Izraela pozwalający sobie na bezczelność zarzucania nam, Polakom, katolikom antysemityzmu? Ten Żyd robi to całkowicie bezkarnie! Chyba tylko jeden Wł. Gomułka, I-szy sekretarz KC PZPR, Polak, ale niestety komunista zdobył się na odwagę i wyrzucił z Polski w 1968 r. żydowskich bandytów z UB - organizacji utrwalającej zbrodniczy żydowski system władzy nad Polakami. Zrobił to niestety niedokładnie i dlatego od 13.12.1981 r. ciężko za tę jego fuszerkę płacimy. Jednak należy się mu przynajmniej pamiątkowa tablica, jako pierwszemu i jak dotąd jedynemu Polakowi, który podjął próbę naprawy tragicznego w skutkach błędu króla Kazimierza „Wielkiego”. Czyżby, dlatego „Wielkiego”, że pozwolił osiedlać się Żydom w Polsce?
W wyniku zainicjowanych przez Żydów rozruchów w grudniu 1970 r. Wł. Gomułka stracił władzę, ale krwią za te rozruchy zapłacił Polski Naród. Żydom nie udało się wtedy zdobyć władzy. I-szym sekretarzem KC PZPR został E. Gierek (złoty okres polskiej gospodarki), który nie miał już tyle odwagi, co Wł. Gomułka i w czerwcu 1976 r. zamiast Żydów, kazał pałować Polaków. Za sprawą żydowskiego sierpnia 1980 r. E. Gierek odszedł i tak skończył się epizod polskich rządów po 1945 r. w dziejach PRL i RP. Założona przez żydomasoństwo „Solidarność” – nomen omen, o tej samej nazwie działała od 1892 r. w Krakowie żydomasońska loża B’nei B’rith – miała tylko usunąć E. Gierka i jego ekipę i umożliwić mniejszości żydowskiej przejęcie władzy, ale wymknęła się Żydom z pod kontroli na szesnaście miesięcy. Zostało nam dziś wspomnienie krótkiej „Solidarności” Narodu, którą obca naszemu Narodowi władza bardzo łatwo zniszczyła wprowadzając w Polsce stan wojenny. W jego wyniku zamordowano „tylko” ok. 100 Polaków. W całym okresie żydowskiego PRL-u zamordowano też stukilkunastu księży. Ostatniego mordu kapłana dokonano w 1990 r., kiedy Polska „była już niepodległa”. Wszystkie te zbrodnie są bezkarne do dnia dzisiejszego. Gdyby ktoś miał wątpliwości, w czyich rękach znajduje się dziś władza nad Polską niech o tym wszystkim pomyśli.
Od ponad 200 lat Polacy pozwalają żydomasoństwu sobą manipulować, czego skutki dla Narodu i Państwa są zawsze tragiczne. Wystarczy przypomnieć trzy nasze nieudane powstania: styczniowe 1830, listopadowe 1863 i warszawskie 1944, w których Polacy realizowali cele żydo-masonerii wiążąc siły rosyjskie (w 1944 radzieckie) i powstrzymując je przed marszem na Zachód. Podobny manewr nie udał się w 1914 r., kiedy to Pierwsza Kadrowa J. Piłsudskiego, walcząca po stronie niemiecko-austrijackiej, nie doprowadziła do wybuchu powstania po wejściu do Kongresówki. Gdyby powstanie wtedy wybuchło, Rosja nie przystąpiłaby do wojny przeciw Niemcom i Państwo Polskie z pewnością by się nie odrodziło.
Dziś w wyborach 2007 r., ulegając manipulacji żydomasońskich mediów, wyrzuciliśmy z sejmu RP dwie jedyne partie reprezentujące, lepiej, czy gorzej, ale nasze polskie interesy. Polskę, jak szmatę wydzierają miedzy sobą żydomasoństwo anglosaskie i europejskie rywalizujące o prymat w świecie i dążące do podporządkowania sobie Rosji.
Jeżeli nasze państwo upadnie, a budowa JudeoUE-państwa w sposób oczywisty wymusza likwidację Państwa Polskiego, Żydzi z polskiej mniejszości będący zawsze czymś w rodzaju „międzynarodu’’ z pewnością dadzą sobie radę, a Naród Polski pozbawiany systematycznie od 1989 r. materialnych podstaw egzystencji będzie musiał zniknąć - już znika. Żydzi w Polsce mający wsparcie swojej światowej diaspory nie są w stanie wykorzenić polskiego katolicyzmu inaczej, jak przez fizyczną likwidację Narodu Polskiego.
Naród pozbawiony własnego majątku produkcyjnego, więc okradziony z dochodów z własnej produkcji, zmuszany do ograniczania produkcji rolnej, której wielkość nie pokrywa już zapotrzebowania żywnościowego narodu, reformą oświaty z 2000 r., obniżającą poziom edukacji, pozbawiony średniego szkolnictwa zawodowego, pogrążany w świadomie zaprogramowanej nędzy musi odejść w niebyt. Takie są nieubłagane prawa ekonomii i żydowscy inżynierowie liberalnego „postępu” w Polsce znają je doskonale.
Niszczona jest ochrona zdrowia Polaków, ale dzięki wytrwałej, trudnej pracy, choć celowo nędznie opłacanej, pracowników służby zdrowia, dzięki niepoddającej się liberalizmowi - czytaj judaizacji - etyce zawodów medycznych przeciętny poziom lecznictwa w Polsce jest mimo wszystko wyższy niż w wielu krajach Zachodu, wyższy niż np. w USA - mówią o tym statystyki. Jednak chór pożytecznych idiotów bywa, że i lekarzy, ulegając podszeptom inżynierów liberalnego „postępu” żąda prywatyzacji szpitali i usług medycznych. Ci antypolscy głupcy chcą pozbawić biedniejących Polaków dostępu do ochrony zdrowia, która należy się ludziom w równym stopniu i niezależnie od ich pozycji materialnej, bo zdrowie jest dla każdego człowieka dobrem takim samym.
Dlatego, Żydzi w Polsce muszą zostać pozbawieni wszystkich funkcji publicznych Państwa Polskiego oraz bezprawnie przejętego majątku narodu. Musimy bezwzględnie się tego domagać, jeśli chcemy przetrwać nie tylko jako Polski Naród, ale jako ludzie - nie-Żydzi. Niestety nasza świadomość narodowa po 1989 r. uległa za sprawą żydo-lewackich mediów znacznej erozji. Czy zdołamy ją w porę odbudować i uchronić Państwo Polskie przed likwidacją - oto jest pytanie?
Prawo polskie powinno zakazywać obejmowania przez nich wszystkich stanowisk mających wpływ na kształtowanie prawa, programów oświatowych i na życie naszego Narodu. Judaizacja całej naszej chrześcijańskiej kultury prowadzi do jej degeneracji i wyniszczenia. Za antypolskie osiągnięcia dla polskiej kultury nagradzani są antypolscy Żydzi przez pochodzących z tej samej nacji rządzących i przedstawicieli mediów. Przyglądamy się temu bezradni w swojej bezsilności. Naszą tragedią jest, że część z nas ogłupionych przez powszechne żydowskie media bierze to za dobrą monetę. Jedyne w Polsce radio, wydaje się, że polskie, choć niestety mało narodowe - Radio Maryja - nieśmiało odpiera ataki, chwała Bogu skutecznie, wściekle antypolskich mediów i wysługujących się im filosemickich kundli. Jednak rola tego radia w ostatnich wyborach powinna skłaniać katolików do głębszej refleksji. Nie można mieć pewności, czy radio to nie wysługuje się, a może tylko nieświadomie ulega, wrogim nam siłom i wyprowadza w pole uczciwych i łatwowiernych katolików.
Jeśli państwowym prawem świeckim nie wzmocnimy etyki chrześcijańskiej, katolickiej moralności we wszystkich przejawach życia społecznego, to po upadku JudeoUE-państwa nie odnajdziemy już Polskiego Narodu.
Upadek JudeoUE-państwa nastąpi tak samo, jak wszystkich poprzednich tworów państwowych zbudowanych przez Żydów. Zdehumanizowany, zateizowany organizm państwa, wyposażony w zdegenerowane systemy podatkowy i niezależny od władz państwa system finansowy wyniszczające gospodarkę i środowisko naturalne człowieka oraz jego samego (a w Polsce mamy dziś z tym do czynienia), od starożytnego Izraela przez ZSRR do JudeoUE-państwa znamiona własnej śmierci nosi już od chwili narodzin.
Uzasadnienie dla wprowadzenia takiego prawodawstwa wynika z konieczności ochrony Narodu Polskiego, jego żywotnych praw i interesów. Prawo do takiego uzasadnienia wypływa z kształtowanej od tysiącleci mentalności żydowskiej przepojonej do nie-Żydów wrogością i nienawiścią, których szczególne nasilenie skierowane jest przeciw narodom katolickim takim, jak Naród Polski.
Do dziś żydowska etyka oparta jest na judaizmie rabinicznym - szowinistycznej, wrogiej wobec chrześcijaństwa religii. Z niej wypływa żydowskie prawo oraz system prawny dzisiejszego Izraela będącego w istocie państwem wyznaniowym, dyskryminującym własne mniejszości.
Jeżeli dziś ktokolwiek domaga się liberalizmu w znaczeniu wolności i tolerancji dla ludzi i narodów powinien tym bardziej domagać się wprowadzenia prawa zakazującego kultywowania, wychowywania, indoktrynowania ludzi w duchu judaizmu rabinicznego oraz w duch ideologii nim inspirowanych: komunizmu, socjalizmu, nazizmu, liberalizmu, globalizacji, a więc w duchu rasizmu, wrogości, nienawiści i nietolerancji wobec wszystkich, którzy nie są Żydami. Dziś jednak w światowych mediach mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym, wyśmiewane, poniżane, negowane, niszczone są wszystkie religie poza jedną, poza żydowską. Domaganie się, więc ochrony praw narodu nie ma nic wspólnego z antysemityzmem rozumianym, jako nienawiść do Żydów i nie oznacza odebrania im praw mniejszości narodowej tylko właśnie ochronę życia rdzennego narodu. Jednak mniejszość dążąca do podporządkowania sobie lub zniszczenia narodu i państwa, w którym żyje musi być z niego wyizolowana i pozbawiona wpływu na wszystkie sfery jego funkcjonowania. Żydowski sposób pojmowania prawa nie może odciskać swojego piętna w żadnej dziedzinie życia katolickiego Narodu Polskiego.
Żydowskie i żydo-masońskie środowiska w Polsce od 1926 r. przyzwyczajone do politycznej władzy nad Polskim Narodem być może chciałyby zmusić nas do życiowej wegetacji świadomością przegranej walki o byt narodu i presją alternatywy „albo my, albo oni”. Nawet przez chwilę nie wolno nam rozważać podobnej myśli i alternatywy, bo są one poniżej naszej narodowej, katolickiej godności. To my i tylko my, Polski Naród, mamy niezbywalne prawo do tej ziemi i do określania i ustalania warunków egzystencji naszego narodu i tych mniejszości, które wspólnie z nami chcą żyć, pracować i mieszkać. Nasze prawo jest przed ich prawem, ale musimy je stanowić zgodnie z katolicką nauką i wiarą, a one dają gwarancję szacunku i równości wszystkim obywatelom państwa.
Nasza wiara katolicka zabrania nam prześladowania i niszczenia innych narodów i Polacy zawsze temu zakazowi byli posłuszni. Było by, więc łamaniem przykazań wiary prześladowanie żydów i Narodu Żydowskiego zwłaszcza, że katolicyzm i judaizm rabiniczny wyrastają ze wspólnego pnia, jakim był judaizm biblijny. Jednak nasza katolicka wiara nie zabrania nam jej obrony i obrony naszego Narodu, a wręcz przeciwnie, tę obronę nam nakazuje i ją uświęca. Katolicy nie będą też nigdy opowiadać się za likwidacją judaizmu rabinicznego. Naród żydowski pogrążony od bez mała 2000 lat, więc młodszy od chrześcijaństwa, w szowinistycznej religii mogą zniszczyć jego własne grzechy wobec innych i wobec własnego narodu, ale ma On też szansę nawrócenia.
My katolicy powinniśmy modlić się tylko o łaskę nawrócenia dla naszych tkwiących w wyniszczającym obłędzie braci żydów, ale decydowanie o własnym państwie musimy zastrzec wyłącznie dla nas samych, dla Polaków.
Jeśli nawet próbuję zrozumieć obłęd mrocznej żydowskiej mentalności, to napawa mnie odrazą wszelki filosemityzm Polaków. Pomijając poczciwych głupców niepojmujących własnej zdrady narodowych interesów, jest filosemityzm postawą godną najwyższego potępienia oraz usankcjonowanego prawem karania i to bardziej nawet od żydowskiej zdrady i nienawiści.
Dariusz Kosiur
Państwo Polskie z rządzącą mniejszością żydowską
"Żydzi po całej Polsce rozsypani, wszędzie z swym duchem wyłączności z naszym ludem pomieszani, nie tylko zaplugawią cały naród, zaplugawią cały kraj, a zmieniając go w kraj żydowski, wystawią w Europie na pośmiewisko i wzgardę.”
„Przestrogi dla Polski” autor Stanisław Staszic, rok 1789
Nie możemy wspólnie z Żydami udawać, że budujemy razem z nimi Państwo Polskie i dobrobyt w znakomitej większości katolickiego Narodu, gdy w rzeczywistości trwa proces dokładnie odwrotny.
Żydowska mniejszość w Polsce ukrywająca się przeważnie pod polsko brzmiącymi nazwiskami, stanowiąca ok. 2,5% ludności Polski, choć nie istnieją oficjalne dane potwierdzające tę liczbę i może być ona większa, ma na swoim sumieniu dwukrotną w wciągu ostatnich 60 lat kradzież majątku Polaków. Po 1945 r. żydowsko-komunistyczna władza upaństwowiła prywatne majątki polskie, po 1989 r. żydowskie rządy w Polsce patronowały rozkradaniu majątku produkcyjnego, finansowo-bankowego, komunalnego wypracowanego przez Naród Polski oraz patronowała i patronuje wyprzedaży polskiej ziemi. Przy pomocy tzw. planu Balcerowicza (w rzeczywistości żydowskiego planu G. Sorosa – J. Sachsa, przyjętego jeszcze przez rząd M.F.Rakowskiego w 1988 r.) dokonano nie tylko grabieży majątku narodowego, ale okradziono Polaków z oszczędności. Okradziono również wszystkich tych, którzy zaciągnęli kredyty bankowe zmieniając wstecznie umowy i zmuszając do zwrotu wielokrotności pożyczek, co jest poza wszelkimi standardami prawa. Mieści się natomiast w mentalności żydowskich lichwiarzy i w żydowskiej filozofii traktowania nie-Żydów przez Żydów.
Są i inne żydowskie zbrodnie na Polskim Narodzie. Komuniści żydowscy z ZSRR ponoszą odpowiedzialność za wymordowanie po 17.09.1939 r. jeńców wojennych i polskiej inteligencji w Katyniu, w Miednoje, w Ostaszkowie, w Charkowie, w Starobielsku, w Kozielsku… - to zemsta za udaremnienie rozlania się w 1920 r. żydowskiego komunizmu po całej Europie.
Od 1944 do 1956 r. żydowsko-komunistyczna władza w Polsce wymordowała 600 tys. Polaków.
Nie powiodło się przyjęcie przez ONZ rezolucji potępiającej komunizm za zbrodnie ludobójstwa - pochłonął 100 - 120 mln ludzkich istnień. Gdyby taką rezolucję przyjęto, odpowiedzialność za największy mord w dziejach świata spadłaby na Żydów, twórców i budowniczych komunizmu, ale czy wtedy mogliby po 1989 r. opanować rządy niemal wszystkich państw Europy i budować JudeoUE-państwo?
Po zadekretowaniu przez żydowski rząd w Polsce upadku komunizmu w 1989 r. Żydzi obsiedli ponad 60% sejmowych i senackich foteli, a my Polacy płacimy im za uchwalanie antypolskiego i antynarodowego ustawodawstwa. Zajmują czołowe miejsca w większości, a może we wszystkich partiach zasiadających w sejmie RP. Występują oficjalnie przeciw polskiemu katolicyzmowi, przeciw narodowym interesom i przeciw państwu polskiemu. Opowiadają się jawnie za budową JudeoUE-państwa, albo kłamliwie przewrotnie, że są jej przeciwni, ale zawsze wtedy, gdy trzeba bronić interesu Narodu przystają na wszystkie żądania żydo-masonerii europejskiej i światowej, których interesy są od zawsze wrogie Polsce i Polakom i całej naszej chrześcijańskiej cywilizacji.
Oskarżam wszystkie żydowskie rządy sprawujące w Polsce władzę po 1981 r. do dziś o celowe i z pełną premedytacją działanie na szkodę Narodu i Państwa Polskiego.
Pod pretekstem zapaści demograficznej Narodu trwają rządowe prace nad nową polityką migracyjną. Chodzi o stworzenie zachęt dla narodowości wykazujących dużą zdolność adaptacji do osiedlania się w Polsce - na wizy do Polski czeka już ok. miliona Żydów w Izraelu, a oni zdolności adaptacyjne mają we krwi. Polski narodowy żywioł trzeba osłabiać maksymalnie. Miliony Polaków na Wschodzie czekają daremnie na powrót do kraju, a około 20 - 30 mln Polaków na świecie pozbawionych jest prawa udziału w wyborach do sejmu RP.
Obecny prezydent RP potępia polski nacjonalizm, ale jak można się domyślać hołubi żydowski w Polsce. Tylu festiwali kultury żydowskiej, ile odbywa się dziś w naszym kraju nie ma chyba nawet w Izraelu.
Można postawić pytanie, czy Polska to dziś jeszcze kraj Polaków, skoro jedną z najważniejszych osób w państwie jest ambasador Izraela pozwalający sobie na bezczelność zarzucania nam, Polakom, katolikom antysemityzmu? Ten Żyd robi to całkowicie bezkarnie! Chyba tylko jeden Wł. Gomułka, I-szy sekretarz KC PZPR, Polak, ale niestety komunista zdobył się na odwagę i wyrzucił z Polski w 1968 r. żydowskich bandytów z UB - organizacji utrwalającej zbrodniczy żydowski system władzy nad Polakami. Zrobił to niestety niedokładnie i dlatego od 13.12.1981 r. ciężko za tę jego fuszerkę płacimy. Jednak należy się mu przynajmniej pamiątkowa tablica, jako pierwszemu i jak dotąd jedynemu Polakowi, który podjął próbę naprawy tragicznego w skutkach błędu króla Kazimierza „Wielkiego”. Czyżby, dlatego „Wielkiego”, że pozwolił osiedlać się Żydom w Polsce?
W wyniku zainicjowanych przez Żydów rozruchów w grudniu 1970 r. Wł. Gomułka stracił władzę, ale krwią za te rozruchy zapłacił Polski Naród. Żydom nie udało się wtedy zdobyć władzy. I-szym sekretarzem KC PZPR został E. Gierek (złoty okres polskiej gospodarki), który nie miał już tyle odwagi, co Wł. Gomułka i w czerwcu 1976 r. zamiast Żydów, kazał pałować Polaków. Za sprawą żydowskiego sierpnia 1980 r. E. Gierek odszedł i tak skończył się epizod polskich rządów po 1945 r. w dziejach PRL i RP. Założona przez żydomasoństwo „Solidarność” – nomen omen, o tej samej nazwie działała od 1892 r. w Krakowie żydomasońska loża B’nei B’rith – miała tylko usunąć E. Gierka i jego ekipę i umożliwić mniejszości żydowskiej przejęcie władzy, ale wymknęła się Żydom z pod kontroli na szesnaście miesięcy. Zostało nam dziś wspomnienie krótkiej „Solidarności” Narodu, którą obca naszemu Narodowi władza bardzo łatwo zniszczyła wprowadzając w Polsce stan wojenny. W jego wyniku zamordowano „tylko” ok. 100 Polaków. W całym okresie żydowskiego PRL-u zamordowano też stukilkunastu księży. Ostatniego mordu kapłana dokonano w 1990 r., kiedy Polska „była już niepodległa”. Wszystkie te zbrodnie są bezkarne do dnia dzisiejszego. Gdyby ktoś miał wątpliwości, w czyich rękach znajduje się dziś władza nad Polską niech o tym wszystkim pomyśli.
Od ponad 200 lat Polacy pozwalają żydomasoństwu sobą manipulować, czego skutki dla Narodu i Państwa są zawsze tragiczne. Wystarczy przypomnieć trzy nasze nieudane powstania: styczniowe 1830, listopadowe 1863 i warszawskie 1944, w których Polacy realizowali cele żydo-masonerii wiążąc siły rosyjskie (w 1944 radzieckie) i powstrzymując je przed marszem na Zachód. Podobny manewr nie udał się w 1914 r., kiedy to Pierwsza Kadrowa J. Piłsudskiego, walcząca po stronie niemiecko-austrijackiej, nie doprowadziła do wybuchu powstania po wejściu do Kongresówki. Gdyby powstanie wtedy wybuchło, Rosja nie przystąpiłaby do wojny przeciw Niemcom i Państwo Polskie z pewnością by się nie odrodziło.
Dziś w wyborach 2007 r., ulegając manipulacji żydomasońskich mediów, wyrzuciliśmy z sejmu RP dwie jedyne partie reprezentujące, lepiej, czy gorzej, ale nasze polskie interesy. Polskę, jak szmatę wydzierają miedzy sobą żydomasoństwo anglosaskie i europejskie rywalizujące o prymat w świecie i dążące do podporządkowania sobie Rosji.
Jeżeli nasze państwo upadnie, a budowa JudeoUE-państwa w sposób oczywisty wymusza likwidację Państwa Polskiego, Żydzi z polskiej mniejszości będący zawsze czymś w rodzaju „międzynarodu’’ z pewnością dadzą sobie radę, a Naród Polski pozbawiany systematycznie od 1989 r. materialnych podstaw egzystencji będzie musiał zniknąć - już znika. Żydzi w Polsce mający wsparcie swojej światowej diaspory nie są w stanie wykorzenić polskiego katolicyzmu inaczej, jak przez fizyczną likwidację Narodu Polskiego.
Naród pozbawiony własnego majątku produkcyjnego, więc okradziony z dochodów z własnej produkcji, zmuszany do ograniczania produkcji rolnej, której wielkość nie pokrywa już zapotrzebowania żywnościowego narodu, reformą oświaty z 2000 r., obniżającą poziom edukacji, pozbawiony średniego szkolnictwa zawodowego, pogrążany w świadomie zaprogramowanej nędzy musi odejść w niebyt. Takie są nieubłagane prawa ekonomii i żydowscy inżynierowie liberalnego „postępu” w Polsce znają je doskonale.
Niszczona jest ochrona zdrowia Polaków, ale dzięki wytrwałej, trudnej pracy, choć celowo nędznie opłacanej, pracowników służby zdrowia, dzięki niepoddającej się liberalizmowi - czytaj judaizacji - etyce zawodów medycznych przeciętny poziom lecznictwa w Polsce jest mimo wszystko wyższy niż w wielu krajach Zachodu, wyższy niż np. w USA - mówią o tym statystyki. Jednak chór pożytecznych idiotów bywa, że i lekarzy, ulegając podszeptom inżynierów liberalnego „postępu” żąda prywatyzacji szpitali i usług medycznych. Ci antypolscy głupcy chcą pozbawić biedniejących Polaków dostępu do ochrony zdrowia, która należy się ludziom w równym stopniu i niezależnie od ich pozycji materialnej, bo zdrowie jest dla każdego człowieka dobrem takim samym.
Dlatego, Żydzi w Polsce muszą zostać pozbawieni wszystkich funkcji publicznych Państwa Polskiego oraz bezprawnie przejętego majątku narodu. Musimy bezwzględnie się tego domagać, jeśli chcemy przetrwać nie tylko jako Polski Naród, ale jako ludzie - nie-Żydzi. Niestety nasza świadomość narodowa po 1989 r. uległa za sprawą żydo-lewackich mediów znacznej erozji. Czy zdołamy ją w porę odbudować i uchronić Państwo Polskie przed likwidacją - oto jest pytanie?
Prawo polskie powinno zakazywać obejmowania przez nich wszystkich stanowisk mających wpływ na kształtowanie prawa, programów oświatowych i na życie naszego Narodu. Judaizacja całej naszej chrześcijańskiej kultury prowadzi do jej degeneracji i wyniszczenia. Za antypolskie osiągnięcia dla polskiej kultury nagradzani są antypolscy Żydzi przez pochodzących z tej samej nacji rządzących i przedstawicieli mediów. Przyglądamy się temu bezradni w swojej bezsilności. Naszą tragedią jest, że część z nas ogłupionych przez powszechne żydowskie media bierze to za dobrą monetę. Jedyne w Polsce radio, wydaje się, że polskie, choć niestety mało narodowe - Radio Maryja - nieśmiało odpiera ataki, chwała Bogu skutecznie, wściekle antypolskich mediów i wysługujących się im filosemickich kundli. Jednak rola tego radia w ostatnich wyborach powinna skłaniać katolików do głębszej refleksji. Nie można mieć pewności, czy radio to nie wysługuje się, a może tylko nieświadomie ulega, wrogim nam siłom i wyprowadza w pole uczciwych i łatwowiernych katolików.
Jeśli państwowym prawem świeckim nie wzmocnimy etyki chrześcijańskiej, katolickiej moralności we wszystkich przejawach życia społecznego, to po upadku JudeoUE-państwa nie odnajdziemy już Polskiego Narodu.
Upadek JudeoUE-państwa nastąpi tak samo, jak wszystkich poprzednich tworów państwowych zbudowanych przez Żydów. Zdehumanizowany, zateizowany organizm państwa, wyposażony w zdegenerowane systemy podatkowy i niezależny od władz państwa system finansowy wyniszczające gospodarkę i środowisko naturalne człowieka oraz jego samego (a w Polsce mamy dziś z tym do czynienia), od starożytnego Izraela przez ZSRR do JudeoUE-państwa znamiona własnej śmierci nosi już od chwili narodzin.
Uzasadnienie dla wprowadzenia takiego prawodawstwa wynika z konieczności ochrony Narodu Polskiego, jego żywotnych praw i interesów. Prawo do takiego uzasadnienia wypływa z kształtowanej od tysiącleci mentalności żydowskiej przepojonej do nie-Żydów wrogością i nienawiścią, których szczególne nasilenie skierowane jest przeciw narodom katolickim takim, jak Naród Polski.
Do dziś żydowska etyka oparta jest na judaizmie rabinicznym - szowinistycznej, wrogiej wobec chrześcijaństwa religii. Z niej wypływa żydowskie prawo oraz system prawny dzisiejszego Izraela będącego w istocie państwem wyznaniowym, dyskryminującym własne mniejszości.
Jeżeli dziś ktokolwiek domaga się liberalizmu w znaczeniu wolności i tolerancji dla ludzi i narodów powinien tym bardziej domagać się wprowadzenia prawa zakazującego kultywowania, wychowywania, indoktrynowania ludzi w duchu judaizmu rabinicznego oraz w duch ideologii nim inspirowanych: komunizmu, socjalizmu, nazizmu, liberalizmu, globalizacji, a więc w duchu rasizmu, wrogości, nienawiści i nietolerancji wobec wszystkich, którzy nie są Żydami. Dziś jednak w światowych mediach mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym, wyśmiewane, poniżane, negowane, niszczone są wszystkie religie poza jedną, poza żydowską. Domaganie się, więc ochrony praw narodu nie ma nic wspólnego z antysemityzmem rozumianym, jako nienawiść do Żydów i nie oznacza odebrania im praw mniejszości narodowej tylko właśnie ochronę życia rdzennego narodu. Jednak mniejszość dążąca do podporządkowania sobie lub zniszczenia narodu i państwa, w którym żyje musi być z niego wyizolowana i pozbawiona wpływu na wszystkie sfery jego funkcjonowania. Żydowski sposób pojmowania prawa nie może odciskać swojego piętna w żadnej dziedzinie życia katolickiego Narodu Polskiego.
Żydowskie i żydo-masońskie środowiska w Polsce od 1926 r. przyzwyczajone do politycznej władzy nad Polskim Narodem być może chciałyby zmusić nas do życiowej wegetacji świadomością przegranej walki o byt narodu i presją alternatywy „albo my, albo oni”. Nawet przez chwilę nie wolno nam rozważać podobnej myśli i alternatywy, bo są one poniżej naszej narodowej, katolickiej godności. To my i tylko my, Polski Naród, mamy niezbywalne prawo do tej ziemi i do określania i ustalania warunków egzystencji naszego narodu i tych mniejszości, które wspólnie z nami chcą żyć, pracować i mieszkać. Nasze prawo jest przed ich prawem, ale musimy je stanowić zgodnie z katolicką nauką i wiarą, a one dają gwarancję szacunku i równości wszystkim obywatelom państwa.
Nasza wiara katolicka zabrania nam prześladowania i niszczenia innych narodów i Polacy zawsze temu zakazowi byli posłuszni. Było by, więc łamaniem przykazań wiary prześladowanie żydów i Narodu Żydowskiego zwłaszcza, że katolicyzm i judaizm rabiniczny wyrastają ze wspólnego pnia, jakim był judaizm biblijny. Jednak nasza katolicka wiara nie zabrania nam jej obrony i obrony naszego Narodu, a wręcz przeciwnie, tę obronę nam nakazuje i ją uświęca. Katolicy nie będą też nigdy opowiadać się za likwidacją judaizmu rabinicznego. Naród żydowski pogrążony od bez mała 2000 lat, więc młodszy od chrześcijaństwa, w szowinistycznej religii mogą zniszczyć jego własne grzechy wobec innych i wobec własnego narodu, ale ma On też szansę nawrócenia.
My katolicy powinniśmy modlić się tylko o łaskę nawrócenia dla naszych tkwiących w wyniszczającym obłędzie braci żydów, ale decydowanie o własnym państwie musimy zastrzec wyłącznie dla nas samych, dla Polaków.
Jeśli nawet próbuję zrozumieć obłęd mrocznej żydowskiej mentalności, to napawa mnie odrazą wszelki filosemityzm Polaków. Pomijając poczciwych głupców niepojmujących własnej zdrady narodowych interesów, jest filosemityzm postawą godną najwyższego potępienia oraz usankcjonowanego prawem karania i to bardziej nawet od żydowskiej zdrady i nienawiści.
Dariusz Kosiur
List otwarty do organizacji polonijnych na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej
Zblizaja sie wybory w USA. W sytuacji obecnej w wyniku upartego niszczenia amerykanskich struktur politycznych i spolecznych przez mniejszosc zydowska doszlo do paradoksalnej sytuacji ,w ktorej Amerykanie sa obywatelami II kategorii we wlasnym kraju.Ich polityka zagraniczna kieruja ludzie,dla ktorych interesy malego rasistowskiego panstewka na Bliskim Wschodzie jest wazniejsze niz interesy kraju ,ktoremu powinni sluzyc.
Zydowskie lobby w USa popiera tylko tych kandydatow ,ktorzy obiecuja im kontynuacje takiego stanu rzeczy.
Przeczytajcie i rozpowszechniajcie "List otwarty" przyslany do nas przez OWP.
Jerzy
"Szanowni Rodacy:
Polacy w kraju z niepokojem śledzą zabiegi lobby żydowskiego w Stanach Zjednoczonych i w Polsce w celu uzyskania rekompensaty za straty materialne poniesione przez Żydów w czasie II Wojny Światowej i w okresie komunizmu na terenach obecnego państwa polskiego. Jak sobie przypominacie, Polska podpisywała stosowne w kwestii rekompensat umowy międzynarodowe w latach 60-tych i 70-tych i zadośćuczyniła za poniesione straty wojenne jednostkom pochodzenia żydowskiego.
W chwili obecnej nie jednostki, lecz organizacje żydowskie domagają się całkowitego zadośćuczynienia od narodu polskiego za straty, które zostały spowodowane ręką hitlerowskiego lub sowieckiego okupanta. Są to organizacje, głównie zlokalizowane na terenie Stanów Zjednoczonych, które de facto nie mają istotnego związku z osobami lub rodzinami osób poszkodowanych, lecz raczej reprezentują i koordynują interesy polityczne ugrupowań żydowskich skupionych w państwie Izrael. Stało się to ostatnio bardzo widoczne w przypadku funduszy szwajcarskich, które przeznaczone były na rekompensaty społeczności żydowskiej w Szwajcarii, a pomimo to zostały przelane na konta bankowe do Izraela.
Ugrupowania żydowskie prowadzą rozbudowaną grę polityczną na terenie Stanów Zjednoczonych tworząc naciski, a jednocześnie oferując poparcie dla amerykańskich polityków w różnych sferach ich działalności. W chwili obecnej, najbardziej spektakularnym przejawem takiej gry jest zakres nacisku, a zarazem poparcia, dla kandydatki na prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary R. Clinton.
Przejawem nacisku ze strony lobby żydowskiego jest niewątpliwie fakt, że podpisała ona do tej pory wraz z niektórymi innymi politykami amerykańskimi dwa listy do rządu polskiego nakłaniające zarówno polskiego premiera jak i prezydenta do niezwłocznego zajęcia się sprawami rekompensat dla organizacji żydowskich. Niemal równolegle, organizacje żydowskie w Stanach Zjednoczonych otworzyły stronę internetową
http://www.holocaustrestitution.net/lettertofristandreid.html gdzie znajduje się wzorcowy list do amerykańskich senatorów Frista i Reida, domagający się przyśpieszenia procesu restytucji mienia utraconego przez żydów w przeszłości. Ten list jest również formą nacisku na innych polityków amerykańskich.
Jednocześnie przejawy poparcia lobby żydowskiego dla H. Clinton są wręcz oczywiste. Lobby to otworzyło dla H. Clinton specjalną stronę internetową propagującą jej kandydaturę na prezydenta USA i zbierającą dla niej poparcie w różnych środowiskach żydowskich
http://jewsforhillary.wordpress.com/2007/01/ . W księgarniach amerykańskich dostępna jest książka żydowskiego autora Bersteina, malująca bardzo pozytywny portret H. Clinton jako kandydatki na prezydenta. Artykuły prasowe są nie mniej pochlebne. Artykuł w Time Magazine (piśmie tradycyjnie sprzyjającemu środowisku żydowskiemu) z dnia 16 lipca, 2007 roku (wydanie kanadyjskie) „The Pat-on-the-Back-Factor” przedstawia możliwość wyboru H. Clinton na prezydenta jako poważny krok w kierunku emancypacji kobiet, a także innych grup w życiu politycznym Ameryki. To samo czasopismo, a także telewizja, również sprzyjająca środowisku żydowskiemu, bombardują widzów nowym wizerunkiem H. Clinton jako osoby głęboko religijnej, wypowiadającej się na tematy duchowości i modlitwy (Time, July 23, 2007).
Wreszcie, organizacje żydowskie pełnią niemałą rolę w mobilizowaniu różnych środowisk żydowskich i nieżydowskich w celu poparcia kandydatury H. Clinton poprzez internet, nie tylko w drodze podpisywania zamieszczonych tam listów, ale również poprzez udzielanie zsynchronizowanego poparcia społecznego w nadawanych tą drogą debatach kandydatów na prezydenta, takich jak debaty w youtube.
Biorąc te fakty pod uwagę, jesteśmy przekonani, że organizacje i środowiska polonijne na terenie Stanów Zjednoczonych powinny podjąć działania przeciwstawiające się grze politycznej amerykańskich środowisk żydowskich - grze wykorzystywanej przeciw Polsce w celu uzyskania łatwych korzyści materialnych. Organizacje żydowskie tworzą wizerunek Polski jako kraju odpowiedzialnego za straty materialne społeczności żydowskiej w czasie i po II Wojnie Światowej przemilczając fakt, że nasza Ojczyzna była w owym czasie krajem okupowanym.
W szczególności fakt, że konkretne decyzje sądów amerykańskich oddalają roszczenia żydowskie wobec Polski (por. Wyrok Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych dla drugiego Okręgu z dnia 3 marca 2006 r. - sygnatura akt: 02 -7844; pełny wyrok w dniu 23.03.2006 r.) powinien stać się przesłanką działań amerykańskiej Polonii. W związku z tym stanowiskiem sądownictwa amerykańskiego, popieranie żądań roszczeniowych wobec Polski jest sprzeczne z orzecznictwem USA i nadaje tym roszczeniom nie tylko wymiar niemoralny, ale również nielegalny.
Społeczeństwo polskie oczekuje, że Polonia amerykańska poprze w nadchodzących wyborach amerykańskich interesy Polski – lojalnego sojusznika Stanów Zjednoczonych, nie zaś interesy wrogich Polsce organizacji żydowskich. W tym celu usilnie prosimy organizacje polonijne o podjęcie następujących kroków:
I. poprzez różne formy mediów (polonijna i ogólnoamerykańska prasa, radio, telewizja i internet) Polonia amerykańska ukaże społeczności amerykańskiej poparcie H. Clinton dla żydowskich działań roszczeniowych, jako niemoralne (roszczenia wymagane od ofiar – nie sprawców), sprzeczne z ustawodawstwem amerykańskim i nielegalne.
II. w sposób jak wyżej, Polonia amerykańska przedstawi kandydaturę H. Clinton jako osoby pozostającej pod naciskiem grup o niejasnych celach politycznych i używających niezgodnych z prawem środków, zagrażających dobru Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników
III. w sposób jak wyżej, Polonia amerykańska będzie organizować sieć stron internetowych kwestionujących kandydaturę H. Clinton i jej kwalifikacje w dyskusjach internetowych
IV. w sposób jak wyżej, Polonia amerykańska ukaże działania lobby żydowskiego, jako działania antagonizujące społeczeństwo tradycyjnego i wieloletniego politycznego sojusznika Stanów Zjednoczonych
V. w celu ukazania faktycznego charakteru kandydatury H. Clinton na prezydenta, polskie ugrupowania narodowe zalecają stosowanie w mediach i wyborczych spotkaniach następujących sloganów w wersji polskiej i angielskiej:
Is a person who undermines American law the right candidate for American President and a good example for the world?
Should Americans consider a candidate who is a potential risk by linking American policy to interests of rich lobbies and not to those of the American people?
Should the next American President be the leader who antagonizes American allies or the one who respects them and respects international agreements?
The future President of the United States should be the voice of rich lobbyists or all Americans?
Czy osoba, która podważa amerykańskie prawo może być właściwym kandydatem na amerykańskiego prezydenta i dobrym przykładem dla świata?
Czy Amerykanie powinni brać pod uwagę kandydata, który jest potencjalnym ryzykiem z powodu wiązania polityki amerykańskiej z interesami bogatych grup nacisku a nie z interesami narodu amerykańskiego?
Czy następny amerykański prezydent ma być przywódcą, który antagonizuje aliantów amerykańskich czy też przywódcą, który ich poważa i poważa umowy międzynarodowe?
Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych powinien być głosem bogatych lobbystów czy wszystkich Amerykanów?
Polska i polski naród pozostanie wam na zawsze wdzięczny i zobowiązany za Wasze poparcie w celu ochrony dobrego imienia Polski i jej zasobów przed wrogą agresją.
Z poważaniem
- Realny Ruch Narodowy,
- Kwartalnik ”Podstawy Narodowe” - Nr.Rej.Pr.52/04 S.O. w Lublinie,
- Obóz Wielkiej Polski
i stowarzyszone organizacje polityczne w Polsce"
www.owp.org.pl
Zydowskie lobby w USa popiera tylko tych kandydatow ,ktorzy obiecuja im kontynuacje takiego stanu rzeczy.
Przeczytajcie i rozpowszechniajcie "List otwarty" przyslany do nas przez OWP.
Jerzy
"Szanowni Rodacy:
Polacy w kraju z niepokojem śledzą zabiegi lobby żydowskiego w Stanach Zjednoczonych i w Polsce w celu uzyskania rekompensaty za straty materialne poniesione przez Żydów w czasie II Wojny Światowej i w okresie komunizmu na terenach obecnego państwa polskiego. Jak sobie przypominacie, Polska podpisywała stosowne w kwestii rekompensat umowy międzynarodowe w latach 60-tych i 70-tych i zadośćuczyniła za poniesione straty wojenne jednostkom pochodzenia żydowskiego.
W chwili obecnej nie jednostki, lecz organizacje żydowskie domagają się całkowitego zadośćuczynienia od narodu polskiego za straty, które zostały spowodowane ręką hitlerowskiego lub sowieckiego okupanta. Są to organizacje, głównie zlokalizowane na terenie Stanów Zjednoczonych, które de facto nie mają istotnego związku z osobami lub rodzinami osób poszkodowanych, lecz raczej reprezentują i koordynują interesy polityczne ugrupowań żydowskich skupionych w państwie Izrael. Stało się to ostatnio bardzo widoczne w przypadku funduszy szwajcarskich, które przeznaczone były na rekompensaty społeczności żydowskiej w Szwajcarii, a pomimo to zostały przelane na konta bankowe do Izraela.
Ugrupowania żydowskie prowadzą rozbudowaną grę polityczną na terenie Stanów Zjednoczonych tworząc naciski, a jednocześnie oferując poparcie dla amerykańskich polityków w różnych sferach ich działalności. W chwili obecnej, najbardziej spektakularnym przejawem takiej gry jest zakres nacisku, a zarazem poparcia, dla kandydatki na prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary R. Clinton.
Przejawem nacisku ze strony lobby żydowskiego jest niewątpliwie fakt, że podpisała ona do tej pory wraz z niektórymi innymi politykami amerykańskimi dwa listy do rządu polskiego nakłaniające zarówno polskiego premiera jak i prezydenta do niezwłocznego zajęcia się sprawami rekompensat dla organizacji żydowskich. Niemal równolegle, organizacje żydowskie w Stanach Zjednoczonych otworzyły stronę internetową
http://www.holocaustrestitution.net/lettertofristandreid.html gdzie znajduje się wzorcowy list do amerykańskich senatorów Frista i Reida, domagający się przyśpieszenia procesu restytucji mienia utraconego przez żydów w przeszłości. Ten list jest również formą nacisku na innych polityków amerykańskich.
Jednocześnie przejawy poparcia lobby żydowskiego dla H. Clinton są wręcz oczywiste. Lobby to otworzyło dla H. Clinton specjalną stronę internetową propagującą jej kandydaturę na prezydenta USA i zbierającą dla niej poparcie w różnych środowiskach żydowskich
http://jewsforhillary.wordpress.com/2007/01/ . W księgarniach amerykańskich dostępna jest książka żydowskiego autora Bersteina, malująca bardzo pozytywny portret H. Clinton jako kandydatki na prezydenta. Artykuły prasowe są nie mniej pochlebne. Artykuł w Time Magazine (piśmie tradycyjnie sprzyjającemu środowisku żydowskiemu) z dnia 16 lipca, 2007 roku (wydanie kanadyjskie) „The Pat-on-the-Back-Factor” przedstawia możliwość wyboru H. Clinton na prezydenta jako poważny krok w kierunku emancypacji kobiet, a także innych grup w życiu politycznym Ameryki. To samo czasopismo, a także telewizja, również sprzyjająca środowisku żydowskiemu, bombardują widzów nowym wizerunkiem H. Clinton jako osoby głęboko religijnej, wypowiadającej się na tematy duchowości i modlitwy (Time, July 23, 2007).
Wreszcie, organizacje żydowskie pełnią niemałą rolę w mobilizowaniu różnych środowisk żydowskich i nieżydowskich w celu poparcia kandydatury H. Clinton poprzez internet, nie tylko w drodze podpisywania zamieszczonych tam listów, ale również poprzez udzielanie zsynchronizowanego poparcia społecznego w nadawanych tą drogą debatach kandydatów na prezydenta, takich jak debaty w youtube.
Biorąc te fakty pod uwagę, jesteśmy przekonani, że organizacje i środowiska polonijne na terenie Stanów Zjednoczonych powinny podjąć działania przeciwstawiające się grze politycznej amerykańskich środowisk żydowskich - grze wykorzystywanej przeciw Polsce w celu uzyskania łatwych korzyści materialnych. Organizacje żydowskie tworzą wizerunek Polski jako kraju odpowiedzialnego za straty materialne społeczności żydowskiej w czasie i po II Wojnie Światowej przemilczając fakt, że nasza Ojczyzna była w owym czasie krajem okupowanym.
W szczególności fakt, że konkretne decyzje sądów amerykańskich oddalają roszczenia żydowskie wobec Polski (por. Wyrok Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych dla drugiego Okręgu z dnia 3 marca 2006 r. - sygnatura akt: 02 -7844; pełny wyrok w dniu 23.03.2006 r.) powinien stać się przesłanką działań amerykańskiej Polonii. W związku z tym stanowiskiem sądownictwa amerykańskiego, popieranie żądań roszczeniowych wobec Polski jest sprzeczne z orzecznictwem USA i nadaje tym roszczeniom nie tylko wymiar niemoralny, ale również nielegalny.
Społeczeństwo polskie oczekuje, że Polonia amerykańska poprze w nadchodzących wyborach amerykańskich interesy Polski – lojalnego sojusznika Stanów Zjednoczonych, nie zaś interesy wrogich Polsce organizacji żydowskich. W tym celu usilnie prosimy organizacje polonijne o podjęcie następujących kroków:
I. poprzez różne formy mediów (polonijna i ogólnoamerykańska prasa, radio, telewizja i internet) Polonia amerykańska ukaże społeczności amerykańskiej poparcie H. Clinton dla żydowskich działań roszczeniowych, jako niemoralne (roszczenia wymagane od ofiar – nie sprawców), sprzeczne z ustawodawstwem amerykańskim i nielegalne.
II. w sposób jak wyżej, Polonia amerykańska przedstawi kandydaturę H. Clinton jako osoby pozostającej pod naciskiem grup o niejasnych celach politycznych i używających niezgodnych z prawem środków, zagrażających dobru Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników
III. w sposób jak wyżej, Polonia amerykańska będzie organizować sieć stron internetowych kwestionujących kandydaturę H. Clinton i jej kwalifikacje w dyskusjach internetowych
IV. w sposób jak wyżej, Polonia amerykańska ukaże działania lobby żydowskiego, jako działania antagonizujące społeczeństwo tradycyjnego i wieloletniego politycznego sojusznika Stanów Zjednoczonych
V. w celu ukazania faktycznego charakteru kandydatury H. Clinton na prezydenta, polskie ugrupowania narodowe zalecają stosowanie w mediach i wyborczych spotkaniach następujących sloganów w wersji polskiej i angielskiej:
Is a person who undermines American law the right candidate for American President and a good example for the world?
Should Americans consider a candidate who is a potential risk by linking American policy to interests of rich lobbies and not to those of the American people?
Should the next American President be the leader who antagonizes American allies or the one who respects them and respects international agreements?
The future President of the United States should be the voice of rich lobbyists or all Americans?
Czy osoba, która podważa amerykańskie prawo może być właściwym kandydatem na amerykańskiego prezydenta i dobrym przykładem dla świata?
Czy Amerykanie powinni brać pod uwagę kandydata, który jest potencjalnym ryzykiem z powodu wiązania polityki amerykańskiej z interesami bogatych grup nacisku a nie z interesami narodu amerykańskiego?
Czy następny amerykański prezydent ma być przywódcą, który antagonizuje aliantów amerykańskich czy też przywódcą, który ich poważa i poważa umowy międzynarodowe?
Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych powinien być głosem bogatych lobbystów czy wszystkich Amerykanów?
Polska i polski naród pozostanie wam na zawsze wdzięczny i zobowiązany za Wasze poparcie w celu ochrony dobrego imienia Polski i jej zasobów przed wrogą agresją.
Z poważaniem
- Realny Ruch Narodowy,
- Kwartalnik ”Podstawy Narodowe” - Nr.Rej.Pr.52/04 S.O. w Lublinie,
- Obóz Wielkiej Polski
i stowarzyszone organizacje polityczne w Polsce"
www.owp.org.pl
Jeszcze jedne zydowski morderca..Jeszcze jeden!?
Tym razem Zyd z Izraela ,ktory przyjechal do USraela i byl profesorem na uniwersytecie w Pensylwanii.Rok temu zatlukl lomem swoja zone.Zmasakrowal ja tak ,ze niewiele zostalo z jej glowy.
'Stracilem po prostu cierpliowosc w czasie sprzeczki"-powiedzial kolejny zydowski zbrodniarz.
Stracilem juz rachube ilu ich bylo w tym roku.oczywiscie nic mu sie nie stanie.Grozi mu od 41/2 do siedmiu lat za "nieumyslne zabojstwo".
Zydowscy sedziowie postaraja sie aby wlos mu z glowy nie spadl.
Kolejny zydowski zbrodniarz
'Stracilem po prostu cierpliowosc w czasie sprzeczki"-powiedzial kolejny zydowski zbrodniarz.
Stracilem juz rachube ilu ich bylo w tym roku.oczywiscie nic mu sie nie stanie.Grozi mu od 41/2 do siedmiu lat za "nieumyslne zabojstwo".
Zydowscy sedziowie postaraja sie aby wlos mu z glowy nie spadl.
Kolejny zydowski zbrodniarz
Sunday, November 25, 2007
Co oni maja w tych swoich genach?!
Kolejna zbrodnia ,bez motywu ,popelniona przez dwoch zydowskich nastolatkow.
Zeby sie zabawic trzeba kogos zabic
Zeby sie zabawic trzeba kogos zabic
Liczba Zydow na swiecie 1933-1946 -wedlug zrodel zydowskich
Patrz ,Pan..a gdzie ten ichni holo... holo..No wie Pan,ten okres kiedy nie mogli sie migac od pracy...
Duzo nas do pieczenia chleba ?
Duzo nas do pieczenia chleba ?
Nowy (?) australijski premier.
Po Howardzie,ktory byl zydowska marionetka i robil co mogl aby popierac polityke izraelska na scenie miedzynarodowej mamy teraz nastepnego syjoniste,ktory (jak oswiadczyl w czasie spotkania z Zydami w Melbourne)jest zwiazany z Zydami poprzez DNA.
DNA swojej zydowskiej zony...
Nastepny zydowski figurant
DNA swojej zydowskiej zony...
Nastepny zydowski figurant
Bartoszewski oddaj order!
Senat KUL postanowił przyznać doktorat honoris causa Władysławowi Bartoszewskiemu. Można tylko zdumiewać się decyzją ludzi, którzy postanowili tak mocno uhonorować Bartoszewskiego, akurat po wielkiej serii jego jakże niegodnych wystąpień polityczno-propagandowych, pełnych wrzasków i wyzwisk pod adresem ludzi inaczej niż on myślących. Szafowanie obelgami w stylu "dyplomatołków", którzy "szmacą kraj", można tylko tłumaczyć głębokimi kompleksami Bartoszewskiego, maturzysty, bezprawnie nazywanego profesorem. Za swe tak tendencyjne i wrzaskliwe zaangażowanie w kampanii wyborczej po stronie Platformy doczekał się Bartoszewski arcyhojnych pochwał Donalda Tuska. Został przez niego wywindowany jako rzekomy "najlepszy polski życiorys", "najlepsza polska biografia".
W tym miesiącu ukaże się moja prawdziwie szokująca książka "O W. Bartoszewskim bez mitów", która pokaże całą prawdę o tym historyku-polityku. Pokażę na bardzo mocno udokumentowanych przykładach, jak wielkie skazy zaciążyły w ostatnich paru dziesięcioleciach na tym "najpiękniejszym życiorysie". Skazy te jakże poważnie przyćmiły rzeczywiste wcześniejsze zasługi Bartoszewskiego z poprzednich lat. Pokażę w swojej książce samochwała, skrajnie wyolbrzymiającego kosztem innych swoje zasługi z doby wojny. Pokażę łowcę nagród i odznaczeń, robiącego to na naprawdę niebywałą skalę. Nieprzypadkowo w niemieckich kręgach naukowych od dawna nazywają Bartoszewskiego "Preisjäger" (łowcą nagród). Pokażę fatalnego ministra-nieudacznika, który zawsze starał się, jak mógł, unikać stanowczej obrony Polski i Polaków, tym chętniej za to prowadząc politykę "na klęczkach" przed Niemcami i Izraelem. W oparciu o rozliczne przykłady pokażę postać osoby mijającej się z prawdą, porównując np. dwa całkowicie sprzeczne ze sobą (z 2000 i 2006 r.) kłamliwe tłumaczenia Bartoszewskiego na temat jego haniebnego milczenia w izraelskim Knesecie w grudniu 2000 roku. Przypomnę zdumiewający fakt sprzeciwienia się W. Bartoszewskiego jako sekretarza kapituły Orła Białego przyznaniu tego odznaczenia pośmiertnie generałowi Augustowi Emilowi Fieldorfowi i rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Przypomnę liczne, tak niegodne przystosowania się Bartoszewskiego do niemieckich oczekiwań w poglądach na historię i współczesność. Przystosowaniom tym towarzyszyło jakże uzasadnione oczekiwanie Bartoszewskiego na różne zaszczyty ze strony niemieckiej, od dobrze opłacanych wykładów i honorariów po nagrody i odznaczenia. Przypomnę choćby fakt, że niemiecka Fundacja Boscha hojnie wsparła kwotą aż 132 tys. marek pracę W. Bartoszewskiego nad wspomnieniami na temat porozumienia polsko-niemieckiego (wg M. Goss: Klientyzm, czyli polityka i pieniądze, "Nasz Dziennik" z 30 marca 2007).
W nieustającej pogoni Bartoszewskiego za nagrodami i odznaczeniami znalazł się epizod szczególnie haniebny - niegodne Polaka przyjęcie złotego medalu ku czci śmiertelnego wroga Polski - niemieckiego ministra spraw zagranicznych Gustawa Stresemanna.
Antypolski wyczyn W. Bartoszewskiego
Do wspomnianego, tak skandalicznego wydarzenia doszło 15 listopada 1996 r. w Moguncji. Bartoszewski uroczyście przyjął złoty medal z rąk niemieckiego ministra spraw zagranicznych RFN Klausa Kinkla (por. Wolny czyni dobro. Laudacja wygłoszona przez ministra spraw zagranicznych RFN Klausa Kinkla 15 listopada 1996 r. z okazji wręczenia profesorowi Władysławowi Bartoszewskiemu złotego medalu Towarzystwa im. Gustawa Stresemanna, "Gazeta Wyborcza", 5 grudnia 1996 r.). Bartoszewski przyjął medal, pomimo że jako historyk musiał znać podstawowe, dość przygnębiające fakty z życia Stresemanna. Musiał wiedzieć, że Stresemann jako minister spraw zagranicznych Niemiec w latach 1923-1929 był bardziej zachłanny w agresywnych roszczeniach terytorialnych wobec Polski niż Adolf Hitler w 1939 roku. Hitler żądał od Polski Gdańska i "korytarza" przez polskie Pomorze. Stresemann żądał od Polski zarówno Gdańska i "korytarza", jak i polskiego Śląska i wielkiej części Wielkopolski. Aby doprowadzić do wymuszenia na Polsce oddania Niemcom tych ziem, Stresemann wszczął w 1925 roku wojnę celną z Polską, która szybko przekształciła się w wojnę gospodarczą dla wyniszczenia Polski. Wszczynając ten konflikt, Stresemann sądził, że jeśli Niemcy doprowadzą nasz kraj do ruiny gospodarczej, to ulegniemy ich wszystkim zaborczym żądaniom. Pełen nienawiści do Polski i Polaków, Stresemann konsekwentnie dążył do całkowitego izolowania Polski w Europie, począwszy od nader zręcznie wynegocjowanego przez niego układu w Locarno w 1925 roku. Układ ten zagwarantował trwałość granicy między Francją i Niemcami, pozostawiając bez żadnych gwarancji dla Polski naszą granicę z Niemcami, którym otwarto w ten sposób drogę ekspansji na wschód.
Aby pokazać jak najpełniej całą prawdę o roli G. Stresemanna jako śmiertelnego wroga Polski, przytoczę w tym szkicu wymownie charakteryzujące go fragmenty publikacji kilkunastu autorów, wydanych zarówno w języku polskim, jak i w większości w językach obcych: niemieckim, francuskim, angielskim i hiszpańskim. Będą to przeważnie cytaty z opinii bardzo znanych historyków polskich i zagranicznych. Pokażą one, do jakiego stopnia Stresemann był zarówno wrogiem Polski, jak i niemieckim agresywnym nacjonalistą, który poprzez swoje działania utorował drogę do podbojów Hitlera. Mam nadzieję, że po dokonanym przeze mnie przedstawieniu ogromnego antypolskiego "dorobku" Stresemanna Czytelnicy zaczną się zastanawiać nad "tajemniczymi" motywami, jakie skłoniły Bartoszewskiego do przyjęcia medalu ku czci niemieckiego polakożercy. Niech Czytelnicy sami uznają, czy uroczyste przyjęcie przez Bartoszewskiego złotego medalu ku czci śmiertelnego wroga Polski - Stresemanna, było zgodne z jakimikolwiek normami, które powinny obowiązywać uczciwego Polaka-patriotę. W mojej opinii, wspomniany postępek Bartoszewskiego był wyczynem antypolskim, zasługującym wyłącznie na potępienie.
Stresemanna wrogość do Polski
Uwagi na temat zajadłej, niepohamowanej wrogości Stresemanna można znaleźć w rozlicznych pracach polskich i zagranicznych historyków. Zacznę od przypomnienia, jak oceniał rolę Stresemanna jeden z najwybitniejszych historyków polskich ostatniego półwiecza prof. Janusz Pajewski, członek Polskiej Akademii Umiejętności, znakomity znawca historii Niemiec i stosunków polsko-niemieckich. Otóż w szkicu, opublikowanym w Poznaniu w 1959 roku, Pajewski bez ogródek pisał o "niezbicie agresywnym, antypolskim charakterze polityki Stresemanna" (por. J. Pajewski: "Z najnowszych badań nad polityką Gustawa Stresemanna", Poznań 1959, s. 61). We wcześniejszej pracy prof. Pajewskiego (z 1957 r.) można było znaleźć jednoznaczne stwierdzenie, że jednym z celów polityki Stresemanna było "zniszczenie Polski". Według Pajewskiego, "Walka z Polską w polityce Stresemanna zajmowała miejsce naczelne" (podkr. J.R.N.) (por. J. Pajewski: "Polityka Gustawa Stresemanna w świetle najnowszych badań", Poznań 1957, s. 172). Profesor Pajewski zacytował w swym szkicu z 1959 r. wyrażoną na temat Stresemanna opinię znanego niemieckiego historyka Ericha Eycka ("Geschichte der Weimarer Republik", Stuttgart 1956, t. II): "Jak wszyscy niemieccy nacjonaliści, Stresemann odnosił się do Polaków z nienawiścią i pogardą. Wydawało mu się rzeczą słuszną i naturalną, że Niemcy panowali nad Polakami, ale poczytywał za perwersję, gdy Polacy panowali nad Niemcami. Usunięcie tych perwersyjnych stosunków uważał za rzecz bardzo pożądaną. Należałoby się z tym pogodzić (mit in Kauf nehmen) nawet wtedy, gdyby potrzebna była do tego przemoc wojskowa" (por. J. Pajewski: "Z nowszych badań...", s. 60).
Na stałą wrogość G. Stresemanna do Polski jednoznacznie wskazuje również autor wydanej w USA syntezy historii niemiecko-polskich stosunków w latach 1918-1933 Harald von Riekhoff. Pisze, że Stresemann "nie miał żadnych skrupułów w graniu na antypolskich sentymentach" (s. 112), że "antypatia Stresemanna do Polski była silnie zakorzeniona" (s. 265), że Stresemann "realizował cel rewizji granicy polsko-niemieckiej z niezachwianą wytrwałością" (s. 263).
Już w czasie pierwszej wojny światowej Gustaw Stresemann dawał wielokrotnie wyraz swej niechęci do Polski i Polaków. W 1916 r. wyrażał wrogi stosunek do stworzenia Królestwa Polskiego (por. P. Madajczyk: "Polityka i koncepcje polityczne Gustawa Stresemanna wobec Polski (1915-1929)", Warszawa 1991, s. 18, 33, 34). W 1918 r. Stresemann wyraźnie akcentował, że jego zdaniem "Ukraina stanowiła potencjalnie lepszego sojusznika, niż Królestwo Polskie" (por. tamże, s. 36). Po zawarciu pokoju brzeskiego, w czasie sporu z posłami polskimi w Reichstagu, jednoznacznie poparł oderwanie Chełmszczyzny od Polski (por. tamże, s. 35). Ustosunkowując się do Polski i Polaków z niechęcią, połączoną z poczuciem wyższości, twierdził: "Także w historii narodów i państw działa ostatecznie zasada sprawiedliwości. Tak duży naród, jakim był naród polski, nie upada bez własnej winy (...). Cała historia pokazuje, że ostatecznie upadek Polski miał podstawy we własnym braku sprawiedliwości społecznej, we własnej niezdolności Polski do ukonstytuowania swej państwowości" (por. tamże, s. 37).
Gardząc Polakami, Stresemann nie chciał pogodzić się z utraceniem na ich rzecz przez Niemcy wielkich obszarów w oparciu o postanowienie traktatu wersalskiego. Stwierdzał, że "to, co uczynił traktat [wersalski - J.R.N.] z Niemiec, to rozerwane na części państwo - bez władzy, bez prawa, bez honoru, na wieczne czasy skazane na ciężką pracę, rządzone przez obce narody, jak przez właściciela niewolników. Być może zginiemy, jeżeli nie podpiszemy układu. Ale wszyscy mamy wrażenie, że na pewno zginiemy, jeżeli go podpiszemy" (por. tamże, s. 17). W czasie powstań śląskich Stresemann należał do zwolenników zdecydowanej akcji militarnej przeciw Polakom na Górnym Śląsku. Wystąpił później nawet z propozycją, by dzień przekazania Górnego Śląska Polsce ogłosić w Niemczech dniem żałoby narodowej (por. tamże, s. 43).
Jak Stresemann utorował drogę Hitlerowi
Przeciwnicy niemieckiego militaryzmu niejednokrotnie wskazywali na jednoznacznie wyraźną rolę Gustawa Stresemanna w utorowaniu drogi dla hitlerowskich agresji. Pisał o tym m.in. polski autor Jan Kaczmarek w wydanej po hiszpańsku w Santiago de Chile w 1943 roku książce "Paz belifera Alemania 1919-1939" (na s. 150 Kaczmarek cytował wymowny tekst publikacji Stresemanna z "Jahrbuch für Auswärtige Politik" w 1929 r., głoszący, że niemiecka polityka musi zapewnić Lebensraum dla narodu niemieckiego" [podkreślenie J. Kaczmarka]). Jak więc widzimy, Stresemann używał tego samego, co Hitler, określenia o potrzebie przestrzeni życiowej dla Niemiec. Kaczmarek akcentował również (op. cit., s. 151-158) rolę Stresemanna w wykorzystaniu niemieckiej mniejszości jako swego rodzaju "piątej kolumny" w krajach sąsiednich. W tym samym 1943 r. z ogromnie ostrą krytyką roli Stresemanna wystąpił niemiecki socjaldemokrata F.K. Bieligk, były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Sachsenburg. W przełożonej na angielski książce "Stresemann. The German Liberals Foreign Policy" (London 1943 r.) Bieligk pisał bez ogródek o skrajnym poparciu Stresemanna dla agresywnej polityki Niemiec już w czasie pierwszej wojny światowej, cytując (na s. 11) m.in. jego wojownicze, militarystyczne wystąpienie na spotkaniu przemysłowców w Saksonii 28 października 1917 roku: "Decyzje Paryskiej Konferencji Ekonomicznej mogą być narzucone pokonanym Niemcom. My jednak nie jesteśmy pokonani (...). Nieważne, jaką postawę przyjmuje się indywidualnie w sprawie rozszerzenia naszych granic, ale ktoś, kto oddałby Belgię bez zagwarantowania nam najpierw wolności gospodarczej, zasługuje na powieszenie". Bieligk przypomniał (s. 38), że Niemcy opanowały Belgię, drastycznie łamiąc prawo międzynarodowe. Nie przeszkadzało to Stresemannowi w głoszeniu poglądów, że nie będzie powrotu do status quo w odniesieniu do Belgii i tego, że "w każdych warunkach warunki pokojowe muszą odzwierciedlać wojskową, polityczną i gospodarczą nominację Niemiec". Już wcześniej - 25 lipca 1915 r. Stresemann powiedział na zjeździe swej partii w regionie Nadrenii: "Musimy stać się prawdziwie silni, dlatego musimy bezlitośnie osłabić naszych wrogów, tak żeby żaden wróg nie ośmielił się na ponowny atak przeciw nam. Dlatego nie podlega dyskusji to, że musi dojść do zmian granic zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie" (por. F. K. Bieligk: op. cit., s. 38). Bieligk przypomniał również konsekwentnie agresywne stanowisko Stresemanna wobec sąsiadów Niemiec, na czele z Polską. Pisał (s. 55), że Stresemann publicznie oświadczył, iż "żaden z naszych niemieckich braci na Wschodzie nie wierzy, że polskie państwo się utrzyma", czym wywołał "burzę oklasków". Bieligk opisywał również (s. 72-73) konsekwentne zakulisowe działania Stresemanna dla wzmacniania potajemnej remilitaryzacji Niemiec, dziwiąc się, że takiemu politykowi przyznano Pokojową Nagrodę Nobla!
Jak Stresemann dążył do zrujnowania Polski
Profesor J. Pajewski pisał, charakteryzując politykę Stresemanna w oparciu o jego poufną instrukcję dla ambasadora Rzeszy w Londynie z 26 kwietnia 1926 r.: "Dokument ten jest syntezą i zarazem najlepszą charakterystyką polityki Stresemanna. Gdy nie ma siły zbrojnej i gdy zdobyczy nie sposób osiągnąć przemocą, trzeba za wszelką cenę przeciwdziałać stabilizacji stosunków w Europie Środkowej, utrzymywać stan ciągłej niepewności i niepokoju. Czy taka polityka leżała u źródeł drugiej wojny światowej? Odpowiedź nieuprzedzonego, bezstronnego obserwatora jest jasna i oczywista". Pajewski przypomniał, że Stresemann we wspomnianej poufnej instrukcji dla niemieckiego ambasadora z 26 kwietnia 1926 r. rozwinął szerzej program polityki wobec Polski. Niemieckie żądania rewizji granic z Polską będą mogły być zrealizowane dopiero wtedy, gdy "ekonomiczna i finansowa katastrofa Polski osiągnie punkt szczytowy". Dopóki bowiem Polska nie znajduje się na skraju przepaści, "żaden rząd nie będzie w stanie zaryzykować porozumienia z nami". Dlatego polityka niemiecka musi dążyć do tego, aby odroczyć "odbudowę finansową Polski do chwili, gdy kraj ten dojrzeje do układu w sprawie granic, zgodnego z naszymi życzeniami, i dopóki nasza siła odpowiednio się nie wzmocni". Życzenia niemieckie streszczały się w "odzyskaniu nieograniczonej suwerenności nad Korytarzem, Górnym Śląskiem i pewnymi częściami Śląska środkowego. Należy więc działać w tym kierunku, aby angielskie i amerykańskie koła finansowe nie wspomagały Polski, tak samo należy przeciwdziałać wszelkiej akcji Ligi Narodów w tej sprawie" (por. J. Pajewski: "Z nowszych...", s. 63. Zob. na ten temat również wcześniejszą, gruntownie udokumentowaną pracę historyka Z.J. Gąsiorowskiego: "Stresemann and Poland after Locarno", publikowaną na łamach "Journal of Central European Affairs", vol. XVIII, nr III, October 1958, s. 298).
Latem 1925 roku Stresemann, dążąc do zrujnowania gospodarczego Polski, rozpoczął z naszym krajem wojnę celną, która szybko przerodziła się w wojnę gospodarczą. Niemiecki historyk Wolfgang Ruge cytował napisaną w owym czasie niezwykle agresywną antypolską ocenę urzędnika wschodniego wydziału niemieckiego MSZ, głoszącą, iż: "50 procent polskiego eksportu kierowane jest do Niemiec, podczas gdy do Polski kierowane jest zaledwie 5 procent niemieckiego eksportu. Nic nie stracimy więc na tej wojnie handlowej, podczas gdy Polacy pójdą na dno! Bez rewizji w sprawie Korytarza żadnego układu handlowego z Polską, tylko wojna handlowa na noże!" (cyt. za W. Ruge: "Stresemann. Ein Lebensbild", Berlin 1966, s. 185). W ramach wydanej Polsce wojny gospodarczej Niemcy objęły zakazami przywozu aż 57 proc. dotychczasowego eksportu Polski do tego kraju (wg T. Kozłowski: "Historia Republiki Weimarskiej 1919-1933", Poznań 1997, s. 173). Gustaw Stresemann liczył na to, że w następstwie restrykcji niemieckich "cały organizm państwowy Polski popadnie w niemoc" (por. tamże, s. 173).
Coraz ostrzejsza walka gospodarcza Rzeszy Niemieckiej z Polską przyczyniła się do katastrofalnego spadku wartości złotego i związanego z tym załamania się nowej polskiej waluty (por. S. Kowal: "Partnerstwo czy uzależnienie? Niemieckie postawy wobec stosunków gospodarczych z Polską w czasach Republiki Weimarskiej", Poznań 1995, s. 18). Wbrew przewidywaniom G. Stresemanna i innych niemieckich polityków nie doszło do całkowitego załamania polskiej gospodarki. Bardzo wielką rolę w jej uratowaniu odegrały działania Banku Polskiego dla obrony zachwianej pozycji złotego. Wykorzystując olbrzymie aktywa Banku, wysłano za granicę 2/5 zapasów złota, jako zastaw środków zaangażowanych w obronę złotego (por. S. Kowal: op. cit., s. 19). Niemcy próbowali jednak zablokować starania polskiego rządu i Banku Polskiego o wzmacniające polski system walutowy pożyczki w instytucjach bankowych Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Jak pisał Stefan Kowal (op. cit., s. 73-74): "Główną odpowiedzialność za niemiecką akcję wobec polskich starań ponosił minister spraw zagranicznych Rzeszy Gustaw Stresemann. On podejmował miarodajne decyzje, obowiązujące nie tylko podległy mu resort, ale również inne zaangażowane osobistości. Drugą osobą, zaangażowaną w akcji przeciwdziałania polskim zabiegom o pożyczkę był Hjalmar Schacht. Uchodził on za mającego znajomości wśród wpływowych sfer finansjery. Według niektórych opinii, znajomości te wykorzystywał w całej rozciągłości przeciwko Polsce (...). Prewencyjna aktywność dyplomatyczna przeciw polskim staraniom o kredyty istniała już wcześniej. Już w pierwszej połowie 1925 roku udało się Niemcom powstrzymać wypłatę drugiej transzy pożyczki dla Polski z amerykańskiego Banku Dillon Read & Co. Z przyobiecanej pierwotnie sumy 50 mln dolarów formalnie przyznana kwota wyniosła 35 mln". Szczególnie skutecznie blokowali wysłannicy Stresemanna polskie zabiegi o kredyty w Wielkiej Brytanii. Wykorzystali tu germanofilską postawę gubernatora głównego banku angielskiego Montagu Normana. Poparł on niemieckie stanowisko, uzależniające wszelką pomoc finansową dla Polski "w interesie pokoju" od "odpowiedniej" korektury granicy polsko-niemieckiej (wg W. Ruge: op. cit., s. 185).
Wbrew niemieckim oczekiwaniom polskie zabiegi o kredyty miały jednak już wkrótce przynieść wielki sukces - podczas bardzo dobrze przygotowanej wizyty wiceprezesa Banku Polskiego Feliksa Młynarskiego w Nowym Jorku w listopadzie - grudniu 1925 roku. W czasie tej wizyty powstał najważniejszy dla Polski projekt pożyczki w wysokości 100 mln dolarów w zamian za wydzierżawienie monopolu tytoniowego. Pożyczkodawcą miał być Bankers Trust, należący do potężnego koncernu Morgana. Wstępne porozumienie z Bankers Trust wyraźnie wzmocniło pozycję Polski w amerykańskim świecie bankierskim. Znacząco ułatwiło uzyskanie później przez rząd polski pożyczki stabilizacyjnej od międzynarodowego konsorcjum banków (por. S. Kowal: op. cit., s. 75). Skuteczne zabiegi Polski o kredyty amerykańskie przekreśliły marzenia Stresemanna o doprowadzeniu do ruiny gospodarczej Polski.
O fiasku niemieckiej strategii, obliczonej na doprowadzenie do ruiny gospodarczej Polski, zadecydowało również nieoczekiwane wystąpienie bardzo pomyślnej dla nas koniunktury na polski węgiel. Działający na emigracji historyk polski Zygmunt J. Gąsiorowski tak pisał o tym w wydanej w Stanach Zjednoczonych pracy: "Oczekiwania Stresemanna, liczącego na to, że kryzys ekonomiczny w Polsce osiągnie takie rozmiary, że zmusi nas do przyjęcia niemieckich warunków, okazały się przedwczesne. Strajk brytyjskich górników okazał się dobrodziejstwem dla polskiego przemysłu węglowego, który dotąd w wielkiej mierze zależał od niemieckiego rynku. Teraz dla polskiego rynku otworzył się rynek skandynawski i inne rynki, a wzrost polskiego eksportu wywarł zbawienny wpływ na polską gospodarkę (...)" (por. Z.J. Gąsiorowski: "Stresemann and Poland...", s. 300).
Istnieją uargumentowane opinie, że wysuwane przez Stresemanna i jego rewizjonistycznych kolegów skrajne niemieckie roszczenia terytorialne wobec Polski w owym czasie negatywnie wpłynęły na efekt niemieckich działań gospodarczych przeciw Polsce. Stefan Kowal pisze wprost (op. cit., s. 81): "Być może, iż nader duży obszar Polski, jaki nimi [roszczeniami terytorialnymi - J.R. N.] objęto, wywołał odwrotny skutek od oczekiwań niemieckich i w gruncie rzeczy miał pozytywny skutek na postawy pożyczkodawców". Przypomnijmy raz jeszcze, że ówczesne żądania terytorialne Stresemanna i jego rewizjonistycznych podwładnych bardzo znacząco przebijały wysunięte pod adresem Polski w 1939 r. żądania Adolfa Hitlera. Brzmiały one następująco - wg instrukcji do prowadzenie rozmów z ambasadorem W. Brytanii w Niemczech lordem E. V. D. Abernonem, skierowanej do sekretarza stanu w Auswärtiges Amt Carla von Schuberta 27 lutego 1926 roku: "Zwrot Gdańska, Pomorza ('korytarz') z okręgiem nadnoteckim, tzn. do linii Poznań - Toruń, dalej okrojenie Wielkopolski do linii na zachód od Poznania, przy czym sam Poznań z okolicą miał pozostać przy Polsce. Jeżeli chodzi o Śląsk, to żądania objęły Górny Śląsk oraz mniejsze obszary na tzw. Śląsku środkowym, w powiatach Namysłów, Góra i Syców" (wg S. Kowal: op. cit., s. 81).
W instrukcji znalazło się stwierdzenie, że według poglądów rządu Niemiec "tylko w całości zwrot wyżej wymienionych obszarów doprowadzi do ostatecznej ugody między Niemcami a Polską". Podobny zakres rewizji granic powtórzył G. Stresemann 19 kwietnia 1926 roku w ściśle tajnej instrukcji dla ambasady niemieckiej w Londynie. W instrukcji położono silny nacisk na argumenty rewizji i konieczność jej przeprowadzenia, natomiast nie precyzowano pojęć "korytarza" i Śląska; z kontekstu wynikało, że pod pojęciem "korytarza" rozumiano nie tylko Pomorze, ale także północne rejony Wielkopolski położone nad Notecią. Tak znaczne okrojenie Wielkopolski miało na celu stworzenie "pomostu między Niemcami Środkowymi a Prusami Wschodnimi. (...) Okrojenie Wielkopolski obejmowało zachodnie i południowo-zachodnie powiaty, gdzie element niemiecki (...) nie przeważał (...). Rozmiary rewizji na Śląsku środkowym odnosiły się do tych części powiatów namysłowskiego i sycowskiego, które decyzją Traktatu Wersalskiego przyłączone zostały do Polski z racji zamieszkiwania tam w przeważającej części ludności polskiej, czemu wspomniana instrukcja nie przeczyła" (wg S. Kowal: op. cit., s. 81-82).
Izolacja Polski w Locarno
Największym sukcesem G. Stresemanna w jego nieustającej walce z Polską było doprowadzenie do izolacji naszego kraju w czasie konferencji w Locarno w październiku 1925 roku. Zawarty tam układ w pełni zgodny był z inicjatywą Stresemanna, który godził się na uznanie nienaruszalności zachodnich granic Rzeszy, tj. z Francją i Belgią. Równocześnie jednak zdecydowanie wykluczał udzielenie niemieckich gwarancji uznania nienaruszalności granicy wschodniej z Polską i Czechosłowacją. Stresemann z triumfującą satysfakcją opisywał porzucenie Polski i Czechosłowacji przez Francję i Anglię na konferencji w Locarno, akcentując: "Benes i Skrzyński musieli siedzieć w sąsiednim pokoju dotąd, aż ich wypuściliśmy. Taka była sytuacja tych państw, które dotąd tak rozpieszczano, ponieważ były służącymi innych, ale teraz zostały porzucone w momencie, gdy pojawiła się szansa dojścia do porozumienia z Niemcami" (cyt. za: Z.J. Gąsiorowski, op. cit., s. 292).
W ocenie świetnego znawcy historii polityki międzynarodowej - profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i członka Polskiej Akademii Umiejętności Henryka Batowskiego: "Locarno było wielkim sukcesem Niemiec, a zwłaszcza Stresemanna. Dla Francji okazało się w rezultacie iluzją. Dla Polski i Czechosłowacji było gorzkim unaocznieniem faktu, że odtąd granice w Europie dzielą się na nienaruszalne i na takie, którym tej cechy nie przyznano (...). W Berlinie sądzono, że układy lokarneńskie otwarły Niemcom drogę do rewizji granic z Polską. Na razie mówiono o tym ostrożnie, gdyż do użycia siły rozbrojone wtedy Niemcy nie byłyby wtedy zdolne. Niczego jednak na przyszłość nie wykluczano i dlatego można powiedzieć, że rok 1939 został zapowiedziany pośrednio czternaście lat wcześniej. Stresemannowi udało się osłabić międzynarodową pozycję Polski (...)" (podkr. - J.R.N.) (por. H. Batowski: "Między dwiema wojnami 1919-1939. Zarys historii dyplomatycznej", Kraków 2001, s. 122).
Czym było Locarno, aż nadto brutalnie w swej szczerości sformułował G. Stresemann podczas posiedzenia rządu 19 października 1925 roku: "Dla mnie Locarno oznacza utrzymanie Nadrenii i możliwości odebrania niemieckich prowincji na Wschodzie" (cyt. za: T. Kozłowski: "Historia Republiki Weimarskiej 1919-1933", Poznań 1997, s. 166). W czasie przemówienia w Berlinie 14 grudnia 1925 r. Stresemann z satysfakcją odnotowywał powszechne rozgoryczenie w Polsce po Locarno, to, że wszystkie dzienniki polskie, za wyjątkiem dwóch organów oficjalnych, stwierdzały, że w ten sposób "przygotowuje się czwarty rozbiór Polski" (por. "Les papiers de Stresemann", Paris 1932, t. II, s. 194).
Nazajutrz po Locarno, 27 listopada 1925 r. Stresemann pisał z ogromną satysfakcją w liście do dr von Keudell: "Dla mnie Locarno oznacza możliwość oderwania od Polski niemieckich prowincji na wschodzie" (por. "Les papiers de Stresemann", Paris 1932, t. II, s. 181). Krakowski historyk, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Józef Buszko tak pisał w ostatnim, czwartym tomie wydanej w 1985 roku syntezy historii Polski ("Historia Polski 1864-1948" Warszawa 1985, s. 300): "Niemiecki minister spraw zagranicznych Gustaw Stresemann usiłował zaraz po Locarno doprowadzić do izolacji Polski na arenie międzynarodowej, a także wykorzystać konflikt polsko-litewski, proponując Polsce podczas spotkania z Piłsudskim w Genewie w r. 1927 'zamianę' Pomorza i Gdańska na Litwę i Kłajpedę. Propozycje te zostały przez stronę polską odrzucone".
Inne opinie o Stresemannie
Słynny historyk emigracyjny Władysław Pobóg-Malinowski pisał w swej "Najnowszej historii politycznej Polski" (Londyn 1967, s. 632), iż: "Polityką niemiecką kierował G. Stresemann, nacjonalista, dążący do zniszczenia traktatu wersalskiego przez stopniowe kruszenie jego struktury". W innym miejscu swojej książki (s. 694) Pobóg-Malinowski pisał: "Stresemann celowo jątrzył stosunki między Polską a Wolnym Miastem, nie tylko ciągnąc gdańszczan do walki ze statutem dla rozszerzenia ich przywilejów, ale podsycając też nastroje nacjonalistyczne i robiąc z nich główny atut w rewizjonistycznym haśle 'powrotu do Rzeszy' (...)".
Jeden z najwybitniejszych znawców XX-wiecznej historii Niemiec, historyk amerykański S. William Halperin, pisał w swej syntezie politycznej historii Niemiec w latach 1918-1933, że: "W sprawie wschodnich granic postawa Stresemanna i wszystkich jego kolegów z gabinetu charakteryzowała się całkowitą sztywnością. (...) Niemcy nigdy nie miały się pogodzić z ich aktualnymi granicami z Polską (...). Stresemann w poufnych rozmowach z dziennikarzami i członkami komisji spraw zagranicznych Reichstagu stanowczo akcentował, że pakt zachodni był traktowany głównie jako ośrodek do zapewnienia rewizji granic wschodnich" (por. S.W. Halperin: "Germany Tried Democracy. A Political History of the Reich from 1918 to 1933", New York 1965, s. 325-326).
Skrajne antypolskie oblicze Stresemanna odsłania również poświęcona mu grubaśna biografia, wyszła spod pióra jego syna Wolfganga "Mein Vater Gustav Stresemann. Biografie aus des Feder des Sohne" (Berlin 1979). Wolfgang Stresemann wielokrotnie przyznaje w swej książce, że jego ojciec z pasją dążył do zmiany granicy niemiecko-polskiej, którą uważał za "bezsensowną". Tłumaczy to jednak tym, że: "Wówczas nikt w Niemczech nie mógł uznać niemiecko-polskiej granicy za ostateczną" (W. Stresemann: op. cit., s. 334). Z książki Wolfganga Stresemanna jednoznacznie wynika, że jego ojciec do końca życia darzył Polskę i Polaków ogromną niechęcią. Nader wymowny pod tym względem był epizod z działalności jego ojca jeszcze na rok przed jego śmiercią. Otóż 15 grudnia 1928 r., podczas posiedzenia Ligi Narodów w Lugano, Stresemann wyzwał od ostatnich polskiego ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego, gdy ten przedstawił trudności, jakie Polska ma z mniejszością niemiecką. Jak opisywał Wolfgang Stresemann: "Jeszcze podczas wystąpienia Zaleskiego zareagował na nie mój ojciec ze 'świętym' oburzeniem, przerwał polskiemu ministrowi zwiszenrufem, co było czymś niezwykłym w Lidze Narodów i odpowiedział mu w najwyższym wzburzeniu, przy czym wiele razy uderzył pięścią w stół, co także było zdarzeniem wysoce niezwykłym" (wg W. Stresemann: op. cit., s. 546. Zob. również tekst ówczesnego gwałtownego wystąpienia Stresemanna przeciw ministrowi A. Zaleskiemu w "Les papiers de Stresemann", Paris 1932, t. III, s. 317-319). W ten sposób Stresemann ujawniał całą głębię jadu przepełniającej go antypolskiej nienawiści.
Z Rosją Sowiecką przeciw Polsce
W swoich rewizjonistycznych aspiracjach, wymierzonych przeciw Polsce, Stresemann wyraźnie stawiał na antypolskie współdziałanie Niemiec z Rosją Sowiecką. Już w 1925 r. był przekonany, że Rosja przez podniesienie sprawy zmiany jej granic z Polską stworzy okazję dla generalnych zmian status quo w Europie, korzystnych dla Niemiec (por. uwagi H. von Riekhoffa: "German - Polish Relations 1918-1933", Baltimore, s. 88). Riekhoff przytoczył w tym kontekście (na s. 38) wymowny wywiad G. Stresemanna dla "Hamburger Fredenblatt" z 25 października 1925 r., w którym akcentował, że imperium rosyjskie, podobnie jak Niemcy, przeciwne jest uznaniu obecnych granic Polski. Oznaczać to może - według Stresemanna - że ewentualne wystąpienie Rosji Sowieckiej w sprawie granic z Polską może doprowadzić do "otwarcia nowego rozdziału w europejskiej historii" (por. tamże, s. 88).
Już pół roku po Locarno Stresemann podpisał w Berlinie 24 kwietnia 1926 r. niemiecko-rosyjski pakt przyjaźni. Pakt wyraźnie akcentował, że obie strony stoją na gruncie układów w Rapallo, układów, które były wyrazem antypolskiej zmowy obu naszych sąsiadów. Doktor Andrzej Leszek Szcześniak tak pisał o pakcie berlińskim i niemiecko-sowieckim współdziałaniu w dobie Stresemanna w swoim świetnym podręczniku dla szkół średnich "Historia 1815-1939" (Warszawa 1998, s. 480): "W oficjalnym tekście dokumentu wiele mówiono o pokoju, pełnej zaufania współpracy itp. W rzeczywistości intensywnie rozwijano współpracę wojskową, służącą rewizji układu wersalskiego, wymierzoną też przeciw Polsce. Nad Wołgą i Kamą niemieccy konstruktorzy wypróbowywali - zakazane w Niemczech - bronie: pancerną, lotniczą i gazową; generałowie niemieccy układali dla Czerwonej Armii regulaminy, a wyżsi dowódcy sowieccy wykładali w niemieckich szkołach wojskowych. Głównym jednak celem tego układu było zgodnie ze wspólnymi niemiecko-rosyjskimi interesami zepchnięcie Polski do jej 'etnograficznych granic'. Układ berliński potwierdzony został w maju 1933 r., po dojściu Hitlera do władzy. 'Pokojowa' polityka Stresemanna przygotowywała podstawy do przyszłej agresji. Gdy Hitler objął władzę, Niemcy były już przygotowane politycznie i gospodarczo do rozpoczęcia gigantycznych zbrojeń".
Oddaj, Pan, ten medal!
Niech pan Bartoszewski poda choć jeden, najmniejszy choćby powód uzasadniający to, że on - Polak - przyjął złoty medal ku czci niemieckiego polakożercy z rąk niemieckiego ministra. Jakikolwiek logiczny powód poza prawdziwym, jakże niegodnym motywem - pogoni za zaszczytami. W tym przypadku ta pogoń faktycznie okryła go tylko niesławą! Ciekawe, jakimi jeszcze ewentualnymi medalami niemieckimi dałby się p. Bartoszewski skusić, jeśli tylko już istnieją - medalem ku czci Zakonu Krzyżackiego, Fryderyka II czy Bismarcka? Czy ten p. Bartoszewski naprawdę nie ma żadnego poczucia godności, poczucia, że są takie "splendory", których żaden szanujący się Polak nie powinien przyjmować?! Czyżby rzeczywiście pan Bartoszewski nie miał zielonego pojęcia o tak licznych antypolskich działaniach Stresemanna, konsekwentnie wyrażanych w jego polityce do ostatnich chwil życia? Czyżby rzeczywiście, jako historyk, był aż tak wielkim ignorantem w tej tak podstawowej sprawie, przedstawianej we wszystkich podręcznikach, o której powinien wiedzieć przeciętny maturzysta, a cóż dopiero nieprzeciętny posiadacz dyplomu maturalnego, jak Władysław Bartoszewski?
Nie wiem, co Bartoszewski znał przed publikacją mego tekstu z zacytowanej przeze mnie wielojęzycznej literatury naukowej na temat G. Stresemanna. Teraz jednak po lekturze mego tekstu nie będzie mógł dłużej twierdzić, że nie wie, iż przyjął z rąk niemieckiego ministra medal, wydany ku czci śmiertelnego wroga Polski. Ten złoty medal powinien go teraz parzyć jak gorący kartofel, którego trzeba natychmiast pozbyć się za wszelką cenę. Władysław Bartoszewski powinien jak najszybciej oddać ten medal, którym Niemcy go odznaczyli. Wyobrażam sobie, jak wręczający ten medal niemiecki minister Kinkel i jego otoczenie śmieli się potem w kułak z Bartoszewskiego, mówiąc między sobą: "doprowadziliśmy do tego, że ten tak znany w Niemczech i za granicą Polak uczestniczył w fetowaniu polakożercy. Ryba połknęła przynętę!". Jak Bartoszewski mógł to zrobić jako Polak, gdzie było w owym momencie jego poczucie polskiej godności narodowej? Powinien się bez reszty wstydzić skwapliwości, z jaką odebrał antypolski medal.
Powtarzam z całą świadomością siły tego oskarżenia, że przyjęcie przez Bartoszewskiego medalu ku czci G. Stresemanna było aktem nieprzyjaznym wobec Polski. Stresemann był w latach dwudziestych niemieckim politykiem, najbardziej odpowiedzialnym za zepchnięcie Niemiec na drogę, która - za Hitlera - doprowadziła ten kraj do wywołania drugiej wojny światowej. Niemcy mogą oczywiście, nawet dziś, wybielać Stresemanna i robić arcy-Europejczyka z tego świetnie maskującego się nacjonalisty i szowinisty. Mogą nawet ustanawiać medal na jego cześć i wręczać wybranym Niemcom, a także szukać chętnych do udekorowania tym medalem "pożytecznych idiotów" poza granicami Niemiec. Uczciwy Polak powinien jednak natychmiast odrzucić z oburzeniem próbę uhonorowania go takim medalem. A jeśli już to zrobił kiedyś, to - zgodnie z wyznawaną w słowach przez Bartoszewskiego zasadą "warto być przyzwoitym" - powinien ten medal odesłać tym, którzy go nadali.
Panie Bartoszewski, niech Pan odda ten medal, jeśli zostało w Panu choć trochę polskiej godności po latach antyszambrowania w roli "łowcy nagród i odznaczeń". Może do odesłania medalu namówi Pana sam Donald Tusk w imię ratowania resztek mitu o Pańskim "najpiękniejszym życiorysie!".
Prof. Jerzy Robert Nowak, ND.2007.11.22.
Polsko nie oddamy Cie!!!
Jeden nam potrzebny cud
Aby przejrzal Polski Lud!!
Kto jest Polak,a kto wróg?
Wtedy nam pomoze Bóg!
Aby to sie moglo stac,
Trzeba juz sie przestac bac!
Demaskowac przebieranców!
Oszukanców, obrzezanców.
Niech nazwisko nas nie zmyli,
Skorpion w barwy wlazl motyli,
I obmysla podly gad,
Jak oszukac Polski Swiat!?
http://www.homepage.interaccess.com/~netpol/POLISH/historia/histmain.html
http://www.prawoirodzina.pl/?k=view&news_id=189&cat_id=70
http://www.mezczyznidlarodziny.com/glowna.php?id=52
http://www.freewebs.com/naszeksiazki/index3.htm
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=A
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=F
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=H
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=R
http://www.jerzyrobertnowak.com
http://www.pogonowski.com
http://www.raportnowaka.pl
http://www.naszdziennik.pl
http://www.polonica.net
http://lusiaoginska.com
http://www.prawy.pl
http://www.tata.pl = Oddajcie Dzieciom Tatusia!
W tym miesiącu ukaże się moja prawdziwie szokująca książka "O W. Bartoszewskim bez mitów", która pokaże całą prawdę o tym historyku-polityku. Pokażę na bardzo mocno udokumentowanych przykładach, jak wielkie skazy zaciążyły w ostatnich paru dziesięcioleciach na tym "najpiękniejszym życiorysie". Skazy te jakże poważnie przyćmiły rzeczywiste wcześniejsze zasługi Bartoszewskiego z poprzednich lat. Pokażę w swojej książce samochwała, skrajnie wyolbrzymiającego kosztem innych swoje zasługi z doby wojny. Pokażę łowcę nagród i odznaczeń, robiącego to na naprawdę niebywałą skalę. Nieprzypadkowo w niemieckich kręgach naukowych od dawna nazywają Bartoszewskiego "Preisjäger" (łowcą nagród). Pokażę fatalnego ministra-nieudacznika, który zawsze starał się, jak mógł, unikać stanowczej obrony Polski i Polaków, tym chętniej za to prowadząc politykę "na klęczkach" przed Niemcami i Izraelem. W oparciu o rozliczne przykłady pokażę postać osoby mijającej się z prawdą, porównując np. dwa całkowicie sprzeczne ze sobą (z 2000 i 2006 r.) kłamliwe tłumaczenia Bartoszewskiego na temat jego haniebnego milczenia w izraelskim Knesecie w grudniu 2000 roku. Przypomnę zdumiewający fakt sprzeciwienia się W. Bartoszewskiego jako sekretarza kapituły Orła Białego przyznaniu tego odznaczenia pośmiertnie generałowi Augustowi Emilowi Fieldorfowi i rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Przypomnę liczne, tak niegodne przystosowania się Bartoszewskiego do niemieckich oczekiwań w poglądach na historię i współczesność. Przystosowaniom tym towarzyszyło jakże uzasadnione oczekiwanie Bartoszewskiego na różne zaszczyty ze strony niemieckiej, od dobrze opłacanych wykładów i honorariów po nagrody i odznaczenia. Przypomnę choćby fakt, że niemiecka Fundacja Boscha hojnie wsparła kwotą aż 132 tys. marek pracę W. Bartoszewskiego nad wspomnieniami na temat porozumienia polsko-niemieckiego (wg M. Goss: Klientyzm, czyli polityka i pieniądze, "Nasz Dziennik" z 30 marca 2007).
W nieustającej pogoni Bartoszewskiego za nagrodami i odznaczeniami znalazł się epizod szczególnie haniebny - niegodne Polaka przyjęcie złotego medalu ku czci śmiertelnego wroga Polski - niemieckiego ministra spraw zagranicznych Gustawa Stresemanna.
Antypolski wyczyn W. Bartoszewskiego
Do wspomnianego, tak skandalicznego wydarzenia doszło 15 listopada 1996 r. w Moguncji. Bartoszewski uroczyście przyjął złoty medal z rąk niemieckiego ministra spraw zagranicznych RFN Klausa Kinkla (por. Wolny czyni dobro. Laudacja wygłoszona przez ministra spraw zagranicznych RFN Klausa Kinkla 15 listopada 1996 r. z okazji wręczenia profesorowi Władysławowi Bartoszewskiemu złotego medalu Towarzystwa im. Gustawa Stresemanna, "Gazeta Wyborcza", 5 grudnia 1996 r.). Bartoszewski przyjął medal, pomimo że jako historyk musiał znać podstawowe, dość przygnębiające fakty z życia Stresemanna. Musiał wiedzieć, że Stresemann jako minister spraw zagranicznych Niemiec w latach 1923-1929 był bardziej zachłanny w agresywnych roszczeniach terytorialnych wobec Polski niż Adolf Hitler w 1939 roku. Hitler żądał od Polski Gdańska i "korytarza" przez polskie Pomorze. Stresemann żądał od Polski zarówno Gdańska i "korytarza", jak i polskiego Śląska i wielkiej części Wielkopolski. Aby doprowadzić do wymuszenia na Polsce oddania Niemcom tych ziem, Stresemann wszczął w 1925 roku wojnę celną z Polską, która szybko przekształciła się w wojnę gospodarczą dla wyniszczenia Polski. Wszczynając ten konflikt, Stresemann sądził, że jeśli Niemcy doprowadzą nasz kraj do ruiny gospodarczej, to ulegniemy ich wszystkim zaborczym żądaniom. Pełen nienawiści do Polski i Polaków, Stresemann konsekwentnie dążył do całkowitego izolowania Polski w Europie, począwszy od nader zręcznie wynegocjowanego przez niego układu w Locarno w 1925 roku. Układ ten zagwarantował trwałość granicy między Francją i Niemcami, pozostawiając bez żadnych gwarancji dla Polski naszą granicę z Niemcami, którym otwarto w ten sposób drogę ekspansji na wschód.
Aby pokazać jak najpełniej całą prawdę o roli G. Stresemanna jako śmiertelnego wroga Polski, przytoczę w tym szkicu wymownie charakteryzujące go fragmenty publikacji kilkunastu autorów, wydanych zarówno w języku polskim, jak i w większości w językach obcych: niemieckim, francuskim, angielskim i hiszpańskim. Będą to przeważnie cytaty z opinii bardzo znanych historyków polskich i zagranicznych. Pokażą one, do jakiego stopnia Stresemann był zarówno wrogiem Polski, jak i niemieckim agresywnym nacjonalistą, który poprzez swoje działania utorował drogę do podbojów Hitlera. Mam nadzieję, że po dokonanym przeze mnie przedstawieniu ogromnego antypolskiego "dorobku" Stresemanna Czytelnicy zaczną się zastanawiać nad "tajemniczymi" motywami, jakie skłoniły Bartoszewskiego do przyjęcia medalu ku czci niemieckiego polakożercy. Niech Czytelnicy sami uznają, czy uroczyste przyjęcie przez Bartoszewskiego złotego medalu ku czci śmiertelnego wroga Polski - Stresemanna, było zgodne z jakimikolwiek normami, które powinny obowiązywać uczciwego Polaka-patriotę. W mojej opinii, wspomniany postępek Bartoszewskiego był wyczynem antypolskim, zasługującym wyłącznie na potępienie.
Stresemanna wrogość do Polski
Uwagi na temat zajadłej, niepohamowanej wrogości Stresemanna można znaleźć w rozlicznych pracach polskich i zagranicznych historyków. Zacznę od przypomnienia, jak oceniał rolę Stresemanna jeden z najwybitniejszych historyków polskich ostatniego półwiecza prof. Janusz Pajewski, członek Polskiej Akademii Umiejętności, znakomity znawca historii Niemiec i stosunków polsko-niemieckich. Otóż w szkicu, opublikowanym w Poznaniu w 1959 roku, Pajewski bez ogródek pisał o "niezbicie agresywnym, antypolskim charakterze polityki Stresemanna" (por. J. Pajewski: "Z najnowszych badań nad polityką Gustawa Stresemanna", Poznań 1959, s. 61). We wcześniejszej pracy prof. Pajewskiego (z 1957 r.) można było znaleźć jednoznaczne stwierdzenie, że jednym z celów polityki Stresemanna było "zniszczenie Polski". Według Pajewskiego, "Walka z Polską w polityce Stresemanna zajmowała miejsce naczelne" (podkr. J.R.N.) (por. J. Pajewski: "Polityka Gustawa Stresemanna w świetle najnowszych badań", Poznań 1957, s. 172). Profesor Pajewski zacytował w swym szkicu z 1959 r. wyrażoną na temat Stresemanna opinię znanego niemieckiego historyka Ericha Eycka ("Geschichte der Weimarer Republik", Stuttgart 1956, t. II): "Jak wszyscy niemieccy nacjonaliści, Stresemann odnosił się do Polaków z nienawiścią i pogardą. Wydawało mu się rzeczą słuszną i naturalną, że Niemcy panowali nad Polakami, ale poczytywał za perwersję, gdy Polacy panowali nad Niemcami. Usunięcie tych perwersyjnych stosunków uważał za rzecz bardzo pożądaną. Należałoby się z tym pogodzić (mit in Kauf nehmen) nawet wtedy, gdyby potrzebna była do tego przemoc wojskowa" (por. J. Pajewski: "Z nowszych badań...", s. 60).
Na stałą wrogość G. Stresemanna do Polski jednoznacznie wskazuje również autor wydanej w USA syntezy historii niemiecko-polskich stosunków w latach 1918-1933 Harald von Riekhoff. Pisze, że Stresemann "nie miał żadnych skrupułów w graniu na antypolskich sentymentach" (s. 112), że "antypatia Stresemanna do Polski była silnie zakorzeniona" (s. 265), że Stresemann "realizował cel rewizji granicy polsko-niemieckiej z niezachwianą wytrwałością" (s. 263).
Już w czasie pierwszej wojny światowej Gustaw Stresemann dawał wielokrotnie wyraz swej niechęci do Polski i Polaków. W 1916 r. wyrażał wrogi stosunek do stworzenia Królestwa Polskiego (por. P. Madajczyk: "Polityka i koncepcje polityczne Gustawa Stresemanna wobec Polski (1915-1929)", Warszawa 1991, s. 18, 33, 34). W 1918 r. Stresemann wyraźnie akcentował, że jego zdaniem "Ukraina stanowiła potencjalnie lepszego sojusznika, niż Królestwo Polskie" (por. tamże, s. 36). Po zawarciu pokoju brzeskiego, w czasie sporu z posłami polskimi w Reichstagu, jednoznacznie poparł oderwanie Chełmszczyzny od Polski (por. tamże, s. 35). Ustosunkowując się do Polski i Polaków z niechęcią, połączoną z poczuciem wyższości, twierdził: "Także w historii narodów i państw działa ostatecznie zasada sprawiedliwości. Tak duży naród, jakim był naród polski, nie upada bez własnej winy (...). Cała historia pokazuje, że ostatecznie upadek Polski miał podstawy we własnym braku sprawiedliwości społecznej, we własnej niezdolności Polski do ukonstytuowania swej państwowości" (por. tamże, s. 37).
Gardząc Polakami, Stresemann nie chciał pogodzić się z utraceniem na ich rzecz przez Niemcy wielkich obszarów w oparciu o postanowienie traktatu wersalskiego. Stwierdzał, że "to, co uczynił traktat [wersalski - J.R.N.] z Niemiec, to rozerwane na części państwo - bez władzy, bez prawa, bez honoru, na wieczne czasy skazane na ciężką pracę, rządzone przez obce narody, jak przez właściciela niewolników. Być może zginiemy, jeżeli nie podpiszemy układu. Ale wszyscy mamy wrażenie, że na pewno zginiemy, jeżeli go podpiszemy" (por. tamże, s. 17). W czasie powstań śląskich Stresemann należał do zwolenników zdecydowanej akcji militarnej przeciw Polakom na Górnym Śląsku. Wystąpił później nawet z propozycją, by dzień przekazania Górnego Śląska Polsce ogłosić w Niemczech dniem żałoby narodowej (por. tamże, s. 43).
Jak Stresemann utorował drogę Hitlerowi
Przeciwnicy niemieckiego militaryzmu niejednokrotnie wskazywali na jednoznacznie wyraźną rolę Gustawa Stresemanna w utorowaniu drogi dla hitlerowskich agresji. Pisał o tym m.in. polski autor Jan Kaczmarek w wydanej po hiszpańsku w Santiago de Chile w 1943 roku książce "Paz belifera Alemania 1919-1939" (na s. 150 Kaczmarek cytował wymowny tekst publikacji Stresemanna z "Jahrbuch für Auswärtige Politik" w 1929 r., głoszący, że niemiecka polityka musi zapewnić Lebensraum dla narodu niemieckiego" [podkreślenie J. Kaczmarka]). Jak więc widzimy, Stresemann używał tego samego, co Hitler, określenia o potrzebie przestrzeni życiowej dla Niemiec. Kaczmarek akcentował również (op. cit., s. 151-158) rolę Stresemanna w wykorzystaniu niemieckiej mniejszości jako swego rodzaju "piątej kolumny" w krajach sąsiednich. W tym samym 1943 r. z ogromnie ostrą krytyką roli Stresemanna wystąpił niemiecki socjaldemokrata F.K. Bieligk, były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Sachsenburg. W przełożonej na angielski książce "Stresemann. The German Liberals Foreign Policy" (London 1943 r.) Bieligk pisał bez ogródek o skrajnym poparciu Stresemanna dla agresywnej polityki Niemiec już w czasie pierwszej wojny światowej, cytując (na s. 11) m.in. jego wojownicze, militarystyczne wystąpienie na spotkaniu przemysłowców w Saksonii 28 października 1917 roku: "Decyzje Paryskiej Konferencji Ekonomicznej mogą być narzucone pokonanym Niemcom. My jednak nie jesteśmy pokonani (...). Nieważne, jaką postawę przyjmuje się indywidualnie w sprawie rozszerzenia naszych granic, ale ktoś, kto oddałby Belgię bez zagwarantowania nam najpierw wolności gospodarczej, zasługuje na powieszenie". Bieligk przypomniał (s. 38), że Niemcy opanowały Belgię, drastycznie łamiąc prawo międzynarodowe. Nie przeszkadzało to Stresemannowi w głoszeniu poglądów, że nie będzie powrotu do status quo w odniesieniu do Belgii i tego, że "w każdych warunkach warunki pokojowe muszą odzwierciedlać wojskową, polityczną i gospodarczą nominację Niemiec". Już wcześniej - 25 lipca 1915 r. Stresemann powiedział na zjeździe swej partii w regionie Nadrenii: "Musimy stać się prawdziwie silni, dlatego musimy bezlitośnie osłabić naszych wrogów, tak żeby żaden wróg nie ośmielił się na ponowny atak przeciw nam. Dlatego nie podlega dyskusji to, że musi dojść do zmian granic zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie" (por. F. K. Bieligk: op. cit., s. 38). Bieligk przypomniał również konsekwentnie agresywne stanowisko Stresemanna wobec sąsiadów Niemiec, na czele z Polską. Pisał (s. 55), że Stresemann publicznie oświadczył, iż "żaden z naszych niemieckich braci na Wschodzie nie wierzy, że polskie państwo się utrzyma", czym wywołał "burzę oklasków". Bieligk opisywał również (s. 72-73) konsekwentne zakulisowe działania Stresemanna dla wzmacniania potajemnej remilitaryzacji Niemiec, dziwiąc się, że takiemu politykowi przyznano Pokojową Nagrodę Nobla!
Jak Stresemann dążył do zrujnowania Polski
Profesor J. Pajewski pisał, charakteryzując politykę Stresemanna w oparciu o jego poufną instrukcję dla ambasadora Rzeszy w Londynie z 26 kwietnia 1926 r.: "Dokument ten jest syntezą i zarazem najlepszą charakterystyką polityki Stresemanna. Gdy nie ma siły zbrojnej i gdy zdobyczy nie sposób osiągnąć przemocą, trzeba za wszelką cenę przeciwdziałać stabilizacji stosunków w Europie Środkowej, utrzymywać stan ciągłej niepewności i niepokoju. Czy taka polityka leżała u źródeł drugiej wojny światowej? Odpowiedź nieuprzedzonego, bezstronnego obserwatora jest jasna i oczywista". Pajewski przypomniał, że Stresemann we wspomnianej poufnej instrukcji dla niemieckiego ambasadora z 26 kwietnia 1926 r. rozwinął szerzej program polityki wobec Polski. Niemieckie żądania rewizji granic z Polską będą mogły być zrealizowane dopiero wtedy, gdy "ekonomiczna i finansowa katastrofa Polski osiągnie punkt szczytowy". Dopóki bowiem Polska nie znajduje się na skraju przepaści, "żaden rząd nie będzie w stanie zaryzykować porozumienia z nami". Dlatego polityka niemiecka musi dążyć do tego, aby odroczyć "odbudowę finansową Polski do chwili, gdy kraj ten dojrzeje do układu w sprawie granic, zgodnego z naszymi życzeniami, i dopóki nasza siła odpowiednio się nie wzmocni". Życzenia niemieckie streszczały się w "odzyskaniu nieograniczonej suwerenności nad Korytarzem, Górnym Śląskiem i pewnymi częściami Śląska środkowego. Należy więc działać w tym kierunku, aby angielskie i amerykańskie koła finansowe nie wspomagały Polski, tak samo należy przeciwdziałać wszelkiej akcji Ligi Narodów w tej sprawie" (por. J. Pajewski: "Z nowszych...", s. 63. Zob. na ten temat również wcześniejszą, gruntownie udokumentowaną pracę historyka Z.J. Gąsiorowskiego: "Stresemann and Poland after Locarno", publikowaną na łamach "Journal of Central European Affairs", vol. XVIII, nr III, October 1958, s. 298).
Latem 1925 roku Stresemann, dążąc do zrujnowania gospodarczego Polski, rozpoczął z naszym krajem wojnę celną, która szybko przerodziła się w wojnę gospodarczą. Niemiecki historyk Wolfgang Ruge cytował napisaną w owym czasie niezwykle agresywną antypolską ocenę urzędnika wschodniego wydziału niemieckiego MSZ, głoszącą, iż: "50 procent polskiego eksportu kierowane jest do Niemiec, podczas gdy do Polski kierowane jest zaledwie 5 procent niemieckiego eksportu. Nic nie stracimy więc na tej wojnie handlowej, podczas gdy Polacy pójdą na dno! Bez rewizji w sprawie Korytarza żadnego układu handlowego z Polską, tylko wojna handlowa na noże!" (cyt. za W. Ruge: "Stresemann. Ein Lebensbild", Berlin 1966, s. 185). W ramach wydanej Polsce wojny gospodarczej Niemcy objęły zakazami przywozu aż 57 proc. dotychczasowego eksportu Polski do tego kraju (wg T. Kozłowski: "Historia Republiki Weimarskiej 1919-1933", Poznań 1997, s. 173). Gustaw Stresemann liczył na to, że w następstwie restrykcji niemieckich "cały organizm państwowy Polski popadnie w niemoc" (por. tamże, s. 173).
Coraz ostrzejsza walka gospodarcza Rzeszy Niemieckiej z Polską przyczyniła się do katastrofalnego spadku wartości złotego i związanego z tym załamania się nowej polskiej waluty (por. S. Kowal: "Partnerstwo czy uzależnienie? Niemieckie postawy wobec stosunków gospodarczych z Polską w czasach Republiki Weimarskiej", Poznań 1995, s. 18). Wbrew przewidywaniom G. Stresemanna i innych niemieckich polityków nie doszło do całkowitego załamania polskiej gospodarki. Bardzo wielką rolę w jej uratowaniu odegrały działania Banku Polskiego dla obrony zachwianej pozycji złotego. Wykorzystując olbrzymie aktywa Banku, wysłano za granicę 2/5 zapasów złota, jako zastaw środków zaangażowanych w obronę złotego (por. S. Kowal: op. cit., s. 19). Niemcy próbowali jednak zablokować starania polskiego rządu i Banku Polskiego o wzmacniające polski system walutowy pożyczki w instytucjach bankowych Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Jak pisał Stefan Kowal (op. cit., s. 73-74): "Główną odpowiedzialność za niemiecką akcję wobec polskich starań ponosił minister spraw zagranicznych Rzeszy Gustaw Stresemann. On podejmował miarodajne decyzje, obowiązujące nie tylko podległy mu resort, ale również inne zaangażowane osobistości. Drugą osobą, zaangażowaną w akcji przeciwdziałania polskim zabiegom o pożyczkę był Hjalmar Schacht. Uchodził on za mającego znajomości wśród wpływowych sfer finansjery. Według niektórych opinii, znajomości te wykorzystywał w całej rozciągłości przeciwko Polsce (...). Prewencyjna aktywność dyplomatyczna przeciw polskim staraniom o kredyty istniała już wcześniej. Już w pierwszej połowie 1925 roku udało się Niemcom powstrzymać wypłatę drugiej transzy pożyczki dla Polski z amerykańskiego Banku Dillon Read & Co. Z przyobiecanej pierwotnie sumy 50 mln dolarów formalnie przyznana kwota wyniosła 35 mln". Szczególnie skutecznie blokowali wysłannicy Stresemanna polskie zabiegi o kredyty w Wielkiej Brytanii. Wykorzystali tu germanofilską postawę gubernatora głównego banku angielskiego Montagu Normana. Poparł on niemieckie stanowisko, uzależniające wszelką pomoc finansową dla Polski "w interesie pokoju" od "odpowiedniej" korektury granicy polsko-niemieckiej (wg W. Ruge: op. cit., s. 185).
Wbrew niemieckim oczekiwaniom polskie zabiegi o kredyty miały jednak już wkrótce przynieść wielki sukces - podczas bardzo dobrze przygotowanej wizyty wiceprezesa Banku Polskiego Feliksa Młynarskiego w Nowym Jorku w listopadzie - grudniu 1925 roku. W czasie tej wizyty powstał najważniejszy dla Polski projekt pożyczki w wysokości 100 mln dolarów w zamian za wydzierżawienie monopolu tytoniowego. Pożyczkodawcą miał być Bankers Trust, należący do potężnego koncernu Morgana. Wstępne porozumienie z Bankers Trust wyraźnie wzmocniło pozycję Polski w amerykańskim świecie bankierskim. Znacząco ułatwiło uzyskanie później przez rząd polski pożyczki stabilizacyjnej od międzynarodowego konsorcjum banków (por. S. Kowal: op. cit., s. 75). Skuteczne zabiegi Polski o kredyty amerykańskie przekreśliły marzenia Stresemanna o doprowadzeniu do ruiny gospodarczej Polski.
O fiasku niemieckiej strategii, obliczonej na doprowadzenie do ruiny gospodarczej Polski, zadecydowało również nieoczekiwane wystąpienie bardzo pomyślnej dla nas koniunktury na polski węgiel. Działający na emigracji historyk polski Zygmunt J. Gąsiorowski tak pisał o tym w wydanej w Stanach Zjednoczonych pracy: "Oczekiwania Stresemanna, liczącego na to, że kryzys ekonomiczny w Polsce osiągnie takie rozmiary, że zmusi nas do przyjęcia niemieckich warunków, okazały się przedwczesne. Strajk brytyjskich górników okazał się dobrodziejstwem dla polskiego przemysłu węglowego, który dotąd w wielkiej mierze zależał od niemieckiego rynku. Teraz dla polskiego rynku otworzył się rynek skandynawski i inne rynki, a wzrost polskiego eksportu wywarł zbawienny wpływ na polską gospodarkę (...)" (por. Z.J. Gąsiorowski: "Stresemann and Poland...", s. 300).
Istnieją uargumentowane opinie, że wysuwane przez Stresemanna i jego rewizjonistycznych kolegów skrajne niemieckie roszczenia terytorialne wobec Polski w owym czasie negatywnie wpłynęły na efekt niemieckich działań gospodarczych przeciw Polsce. Stefan Kowal pisze wprost (op. cit., s. 81): "Być może, iż nader duży obszar Polski, jaki nimi [roszczeniami terytorialnymi - J.R. N.] objęto, wywołał odwrotny skutek od oczekiwań niemieckich i w gruncie rzeczy miał pozytywny skutek na postawy pożyczkodawców". Przypomnijmy raz jeszcze, że ówczesne żądania terytorialne Stresemanna i jego rewizjonistycznych podwładnych bardzo znacząco przebijały wysunięte pod adresem Polski w 1939 r. żądania Adolfa Hitlera. Brzmiały one następująco - wg instrukcji do prowadzenie rozmów z ambasadorem W. Brytanii w Niemczech lordem E. V. D. Abernonem, skierowanej do sekretarza stanu w Auswärtiges Amt Carla von Schuberta 27 lutego 1926 roku: "Zwrot Gdańska, Pomorza ('korytarz') z okręgiem nadnoteckim, tzn. do linii Poznań - Toruń, dalej okrojenie Wielkopolski do linii na zachód od Poznania, przy czym sam Poznań z okolicą miał pozostać przy Polsce. Jeżeli chodzi o Śląsk, to żądania objęły Górny Śląsk oraz mniejsze obszary na tzw. Śląsku środkowym, w powiatach Namysłów, Góra i Syców" (wg S. Kowal: op. cit., s. 81).
W instrukcji znalazło się stwierdzenie, że według poglądów rządu Niemiec "tylko w całości zwrot wyżej wymienionych obszarów doprowadzi do ostatecznej ugody między Niemcami a Polską". Podobny zakres rewizji granic powtórzył G. Stresemann 19 kwietnia 1926 roku w ściśle tajnej instrukcji dla ambasady niemieckiej w Londynie. W instrukcji położono silny nacisk na argumenty rewizji i konieczność jej przeprowadzenia, natomiast nie precyzowano pojęć "korytarza" i Śląska; z kontekstu wynikało, że pod pojęciem "korytarza" rozumiano nie tylko Pomorze, ale także północne rejony Wielkopolski położone nad Notecią. Tak znaczne okrojenie Wielkopolski miało na celu stworzenie "pomostu między Niemcami Środkowymi a Prusami Wschodnimi. (...) Okrojenie Wielkopolski obejmowało zachodnie i południowo-zachodnie powiaty, gdzie element niemiecki (...) nie przeważał (...). Rozmiary rewizji na Śląsku środkowym odnosiły się do tych części powiatów namysłowskiego i sycowskiego, które decyzją Traktatu Wersalskiego przyłączone zostały do Polski z racji zamieszkiwania tam w przeważającej części ludności polskiej, czemu wspomniana instrukcja nie przeczyła" (wg S. Kowal: op. cit., s. 81-82).
Izolacja Polski w Locarno
Największym sukcesem G. Stresemanna w jego nieustającej walce z Polską było doprowadzenie do izolacji naszego kraju w czasie konferencji w Locarno w październiku 1925 roku. Zawarty tam układ w pełni zgodny był z inicjatywą Stresemanna, który godził się na uznanie nienaruszalności zachodnich granic Rzeszy, tj. z Francją i Belgią. Równocześnie jednak zdecydowanie wykluczał udzielenie niemieckich gwarancji uznania nienaruszalności granicy wschodniej z Polską i Czechosłowacją. Stresemann z triumfującą satysfakcją opisywał porzucenie Polski i Czechosłowacji przez Francję i Anglię na konferencji w Locarno, akcentując: "Benes i Skrzyński musieli siedzieć w sąsiednim pokoju dotąd, aż ich wypuściliśmy. Taka była sytuacja tych państw, które dotąd tak rozpieszczano, ponieważ były służącymi innych, ale teraz zostały porzucone w momencie, gdy pojawiła się szansa dojścia do porozumienia z Niemcami" (cyt. za: Z.J. Gąsiorowski, op. cit., s. 292).
W ocenie świetnego znawcy historii polityki międzynarodowej - profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i członka Polskiej Akademii Umiejętności Henryka Batowskiego: "Locarno było wielkim sukcesem Niemiec, a zwłaszcza Stresemanna. Dla Francji okazało się w rezultacie iluzją. Dla Polski i Czechosłowacji było gorzkim unaocznieniem faktu, że odtąd granice w Europie dzielą się na nienaruszalne i na takie, którym tej cechy nie przyznano (...). W Berlinie sądzono, że układy lokarneńskie otwarły Niemcom drogę do rewizji granic z Polską. Na razie mówiono o tym ostrożnie, gdyż do użycia siły rozbrojone wtedy Niemcy nie byłyby wtedy zdolne. Niczego jednak na przyszłość nie wykluczano i dlatego można powiedzieć, że rok 1939 został zapowiedziany pośrednio czternaście lat wcześniej. Stresemannowi udało się osłabić międzynarodową pozycję Polski (...)" (podkr. - J.R.N.) (por. H. Batowski: "Między dwiema wojnami 1919-1939. Zarys historii dyplomatycznej", Kraków 2001, s. 122).
Czym było Locarno, aż nadto brutalnie w swej szczerości sformułował G. Stresemann podczas posiedzenia rządu 19 października 1925 roku: "Dla mnie Locarno oznacza utrzymanie Nadrenii i możliwości odebrania niemieckich prowincji na Wschodzie" (cyt. za: T. Kozłowski: "Historia Republiki Weimarskiej 1919-1933", Poznań 1997, s. 166). W czasie przemówienia w Berlinie 14 grudnia 1925 r. Stresemann z satysfakcją odnotowywał powszechne rozgoryczenie w Polsce po Locarno, to, że wszystkie dzienniki polskie, za wyjątkiem dwóch organów oficjalnych, stwierdzały, że w ten sposób "przygotowuje się czwarty rozbiór Polski" (por. "Les papiers de Stresemann", Paris 1932, t. II, s. 194).
Nazajutrz po Locarno, 27 listopada 1925 r. Stresemann pisał z ogromną satysfakcją w liście do dr von Keudell: "Dla mnie Locarno oznacza możliwość oderwania od Polski niemieckich prowincji na wschodzie" (por. "Les papiers de Stresemann", Paris 1932, t. II, s. 181). Krakowski historyk, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Józef Buszko tak pisał w ostatnim, czwartym tomie wydanej w 1985 roku syntezy historii Polski ("Historia Polski 1864-1948" Warszawa 1985, s. 300): "Niemiecki minister spraw zagranicznych Gustaw Stresemann usiłował zaraz po Locarno doprowadzić do izolacji Polski na arenie międzynarodowej, a także wykorzystać konflikt polsko-litewski, proponując Polsce podczas spotkania z Piłsudskim w Genewie w r. 1927 'zamianę' Pomorza i Gdańska na Litwę i Kłajpedę. Propozycje te zostały przez stronę polską odrzucone".
Inne opinie o Stresemannie
Słynny historyk emigracyjny Władysław Pobóg-Malinowski pisał w swej "Najnowszej historii politycznej Polski" (Londyn 1967, s. 632), iż: "Polityką niemiecką kierował G. Stresemann, nacjonalista, dążący do zniszczenia traktatu wersalskiego przez stopniowe kruszenie jego struktury". W innym miejscu swojej książki (s. 694) Pobóg-Malinowski pisał: "Stresemann celowo jątrzył stosunki między Polską a Wolnym Miastem, nie tylko ciągnąc gdańszczan do walki ze statutem dla rozszerzenia ich przywilejów, ale podsycając też nastroje nacjonalistyczne i robiąc z nich główny atut w rewizjonistycznym haśle 'powrotu do Rzeszy' (...)".
Jeden z najwybitniejszych znawców XX-wiecznej historii Niemiec, historyk amerykański S. William Halperin, pisał w swej syntezie politycznej historii Niemiec w latach 1918-1933, że: "W sprawie wschodnich granic postawa Stresemanna i wszystkich jego kolegów z gabinetu charakteryzowała się całkowitą sztywnością. (...) Niemcy nigdy nie miały się pogodzić z ich aktualnymi granicami z Polską (...). Stresemann w poufnych rozmowach z dziennikarzami i członkami komisji spraw zagranicznych Reichstagu stanowczo akcentował, że pakt zachodni był traktowany głównie jako ośrodek do zapewnienia rewizji granic wschodnich" (por. S.W. Halperin: "Germany Tried Democracy. A Political History of the Reich from 1918 to 1933", New York 1965, s. 325-326).
Skrajne antypolskie oblicze Stresemanna odsłania również poświęcona mu grubaśna biografia, wyszła spod pióra jego syna Wolfganga "Mein Vater Gustav Stresemann. Biografie aus des Feder des Sohne" (Berlin 1979). Wolfgang Stresemann wielokrotnie przyznaje w swej książce, że jego ojciec z pasją dążył do zmiany granicy niemiecko-polskiej, którą uważał za "bezsensowną". Tłumaczy to jednak tym, że: "Wówczas nikt w Niemczech nie mógł uznać niemiecko-polskiej granicy za ostateczną" (W. Stresemann: op. cit., s. 334). Z książki Wolfganga Stresemanna jednoznacznie wynika, że jego ojciec do końca życia darzył Polskę i Polaków ogromną niechęcią. Nader wymowny pod tym względem był epizod z działalności jego ojca jeszcze na rok przed jego śmiercią. Otóż 15 grudnia 1928 r., podczas posiedzenia Ligi Narodów w Lugano, Stresemann wyzwał od ostatnich polskiego ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego, gdy ten przedstawił trudności, jakie Polska ma z mniejszością niemiecką. Jak opisywał Wolfgang Stresemann: "Jeszcze podczas wystąpienia Zaleskiego zareagował na nie mój ojciec ze 'świętym' oburzeniem, przerwał polskiemu ministrowi zwiszenrufem, co było czymś niezwykłym w Lidze Narodów i odpowiedział mu w najwyższym wzburzeniu, przy czym wiele razy uderzył pięścią w stół, co także było zdarzeniem wysoce niezwykłym" (wg W. Stresemann: op. cit., s. 546. Zob. również tekst ówczesnego gwałtownego wystąpienia Stresemanna przeciw ministrowi A. Zaleskiemu w "Les papiers de Stresemann", Paris 1932, t. III, s. 317-319). W ten sposób Stresemann ujawniał całą głębię jadu przepełniającej go antypolskiej nienawiści.
Z Rosją Sowiecką przeciw Polsce
W swoich rewizjonistycznych aspiracjach, wymierzonych przeciw Polsce, Stresemann wyraźnie stawiał na antypolskie współdziałanie Niemiec z Rosją Sowiecką. Już w 1925 r. był przekonany, że Rosja przez podniesienie sprawy zmiany jej granic z Polską stworzy okazję dla generalnych zmian status quo w Europie, korzystnych dla Niemiec (por. uwagi H. von Riekhoffa: "German - Polish Relations 1918-1933", Baltimore, s. 88). Riekhoff przytoczył w tym kontekście (na s. 38) wymowny wywiad G. Stresemanna dla "Hamburger Fredenblatt" z 25 października 1925 r., w którym akcentował, że imperium rosyjskie, podobnie jak Niemcy, przeciwne jest uznaniu obecnych granic Polski. Oznaczać to może - według Stresemanna - że ewentualne wystąpienie Rosji Sowieckiej w sprawie granic z Polską może doprowadzić do "otwarcia nowego rozdziału w europejskiej historii" (por. tamże, s. 88).
Już pół roku po Locarno Stresemann podpisał w Berlinie 24 kwietnia 1926 r. niemiecko-rosyjski pakt przyjaźni. Pakt wyraźnie akcentował, że obie strony stoją na gruncie układów w Rapallo, układów, które były wyrazem antypolskiej zmowy obu naszych sąsiadów. Doktor Andrzej Leszek Szcześniak tak pisał o pakcie berlińskim i niemiecko-sowieckim współdziałaniu w dobie Stresemanna w swoim świetnym podręczniku dla szkół średnich "Historia 1815-1939" (Warszawa 1998, s. 480): "W oficjalnym tekście dokumentu wiele mówiono o pokoju, pełnej zaufania współpracy itp. W rzeczywistości intensywnie rozwijano współpracę wojskową, służącą rewizji układu wersalskiego, wymierzoną też przeciw Polsce. Nad Wołgą i Kamą niemieccy konstruktorzy wypróbowywali - zakazane w Niemczech - bronie: pancerną, lotniczą i gazową; generałowie niemieccy układali dla Czerwonej Armii regulaminy, a wyżsi dowódcy sowieccy wykładali w niemieckich szkołach wojskowych. Głównym jednak celem tego układu było zgodnie ze wspólnymi niemiecko-rosyjskimi interesami zepchnięcie Polski do jej 'etnograficznych granic'. Układ berliński potwierdzony został w maju 1933 r., po dojściu Hitlera do władzy. 'Pokojowa' polityka Stresemanna przygotowywała podstawy do przyszłej agresji. Gdy Hitler objął władzę, Niemcy były już przygotowane politycznie i gospodarczo do rozpoczęcia gigantycznych zbrojeń".
Oddaj, Pan, ten medal!
Niech pan Bartoszewski poda choć jeden, najmniejszy choćby powód uzasadniający to, że on - Polak - przyjął złoty medal ku czci niemieckiego polakożercy z rąk niemieckiego ministra. Jakikolwiek logiczny powód poza prawdziwym, jakże niegodnym motywem - pogoni za zaszczytami. W tym przypadku ta pogoń faktycznie okryła go tylko niesławą! Ciekawe, jakimi jeszcze ewentualnymi medalami niemieckimi dałby się p. Bartoszewski skusić, jeśli tylko już istnieją - medalem ku czci Zakonu Krzyżackiego, Fryderyka II czy Bismarcka? Czy ten p. Bartoszewski naprawdę nie ma żadnego poczucia godności, poczucia, że są takie "splendory", których żaden szanujący się Polak nie powinien przyjmować?! Czyżby rzeczywiście pan Bartoszewski nie miał zielonego pojęcia o tak licznych antypolskich działaniach Stresemanna, konsekwentnie wyrażanych w jego polityce do ostatnich chwil życia? Czyżby rzeczywiście, jako historyk, był aż tak wielkim ignorantem w tej tak podstawowej sprawie, przedstawianej we wszystkich podręcznikach, o której powinien wiedzieć przeciętny maturzysta, a cóż dopiero nieprzeciętny posiadacz dyplomu maturalnego, jak Władysław Bartoszewski?
Nie wiem, co Bartoszewski znał przed publikacją mego tekstu z zacytowanej przeze mnie wielojęzycznej literatury naukowej na temat G. Stresemanna. Teraz jednak po lekturze mego tekstu nie będzie mógł dłużej twierdzić, że nie wie, iż przyjął z rąk niemieckiego ministra medal, wydany ku czci śmiertelnego wroga Polski. Ten złoty medal powinien go teraz parzyć jak gorący kartofel, którego trzeba natychmiast pozbyć się za wszelką cenę. Władysław Bartoszewski powinien jak najszybciej oddać ten medal, którym Niemcy go odznaczyli. Wyobrażam sobie, jak wręczający ten medal niemiecki minister Kinkel i jego otoczenie śmieli się potem w kułak z Bartoszewskiego, mówiąc między sobą: "doprowadziliśmy do tego, że ten tak znany w Niemczech i za granicą Polak uczestniczył w fetowaniu polakożercy. Ryba połknęła przynętę!". Jak Bartoszewski mógł to zrobić jako Polak, gdzie było w owym momencie jego poczucie polskiej godności narodowej? Powinien się bez reszty wstydzić skwapliwości, z jaką odebrał antypolski medal.
Powtarzam z całą świadomością siły tego oskarżenia, że przyjęcie przez Bartoszewskiego medalu ku czci G. Stresemanna było aktem nieprzyjaznym wobec Polski. Stresemann był w latach dwudziestych niemieckim politykiem, najbardziej odpowiedzialnym za zepchnięcie Niemiec na drogę, która - za Hitlera - doprowadziła ten kraj do wywołania drugiej wojny światowej. Niemcy mogą oczywiście, nawet dziś, wybielać Stresemanna i robić arcy-Europejczyka z tego świetnie maskującego się nacjonalisty i szowinisty. Mogą nawet ustanawiać medal na jego cześć i wręczać wybranym Niemcom, a także szukać chętnych do udekorowania tym medalem "pożytecznych idiotów" poza granicami Niemiec. Uczciwy Polak powinien jednak natychmiast odrzucić z oburzeniem próbę uhonorowania go takim medalem. A jeśli już to zrobił kiedyś, to - zgodnie z wyznawaną w słowach przez Bartoszewskiego zasadą "warto być przyzwoitym" - powinien ten medal odesłać tym, którzy go nadali.
Panie Bartoszewski, niech Pan odda ten medal, jeśli zostało w Panu choć trochę polskiej godności po latach antyszambrowania w roli "łowcy nagród i odznaczeń". Może do odesłania medalu namówi Pana sam Donald Tusk w imię ratowania resztek mitu o Pańskim "najpiękniejszym życiorysie!".
Prof. Jerzy Robert Nowak, ND.2007.11.22.
Polsko nie oddamy Cie!!!
Jeden nam potrzebny cud
Aby przejrzal Polski Lud!!
Kto jest Polak,a kto wróg?
Wtedy nam pomoze Bóg!
Aby to sie moglo stac,
Trzeba juz sie przestac bac!
Demaskowac przebieranców!
Oszukanców, obrzezanców.
Niech nazwisko nas nie zmyli,
Skorpion w barwy wlazl motyli,
I obmysla podly gad,
Jak oszukac Polski Swiat!?
http://www.homepage.interaccess.com/~netpol/POLISH/historia/histmain.html
http://www.prawoirodzina.pl/?k=view&news_id=189&cat_id=70
http://www.mezczyznidlarodziny.com/glowna.php?id=52
http://www.freewebs.com/naszeksiazki/index3.htm
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=A
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=F
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=H
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__a=1&__r=R
http://www.jerzyrobertnowak.com
http://www.pogonowski.com
http://www.raportnowaka.pl
http://www.naszdziennik.pl
http://www.polonica.net
http://lusiaoginska.com
http://www.prawy.pl
http://www.tata.pl = Oddajcie Dzieciom Tatusia!
Saturday, November 24, 2007
Jak zabili prez. Kennedy'ego...
Zobaczcie sami.Unikalne zdjecia swiadczace o tym ,ze prezydent zostal po prostu wystawiony "na strzal' i ze brali w tym udzial ludzie dowodzacy jego osobista ochrona.
I ty przeciwko mnie,Brutusie..
I ty przeciwko mnie,Brutusie..
Dwie sroki za ogon...
Prawde mowiac polubilem ten moj blog i nie latwo przyszlo by mi z niego zrezygnowac.Sprobuje zlapac dwie sroki za ogon i zobacze co z tego wyjdzie.
Aby zaoszczedzic na czasie bede pisal tutaj a w forum podrzucal link do strony albo pisal tam i podrzucal "link do blogu."
Zobaczymy czy to "wypali"
Jakies pytania ?
Tutaj mozecie zobaczyc unikalny material pochodzacy z programu TV wloskiej swiadczacy bez zadnych watpliwosci o tym co mialo miejsce w czasie ataku koszer-nostry na narod amerykanski 9/11
Aby zaoszczedzic na czasie bede pisal tutaj a w forum podrzucal link do strony albo pisal tam i podrzucal "link do blogu."
Zobaczymy czy to "wypali"
Jakies pytania ?
Tutaj mozecie zobaczyc unikalny material pochodzacy z programu TV wloskiej swiadczacy bez zadnych watpliwosci o tym co mialo miejsce w czasie ataku koszer-nostry na narod amerykanski 9/11
ŚLADAMI NOBLISTY-STALINISTY
2004-11-12
Katolik ze mnie trudny, nie do naśladowania. Owszem, wierzący i praktykujący ale również krytyczny. Nie bardzo godzę się na rolę potulnej owieczki. Gdy widzę, że pasterz to bezmyślny baran prowadzący stado w przepaść lub - co gorsze - świadomie współpracujący z wilkami, potrafię wyjść przed szereg i "tryknąć" drania. Stąd właśnie teksty w "MOTO" o przebiegłych żydowskich przechrztach oraz posłusznych szabes-gojach, wykorzystujących biskupie funkcje (vide: Glemp, Życiński, Głódź, Pieronek, Gocłowski, Macharski, Muszyński, Kowalczyk i paru innych) do wpychania polskich wiernych w struktury takie jak UE, gdzie jedyną religią jest bezwzględna walka z religią, zwłaszcza katolicką. Stąd również ujawnienie na tych łamach mało znanych faktów, dotyczących II Soboru Watykańkiego i działającej w jego ramach żydomasońskiej "piątej kolumny".
Do jawnych wrogów wiary moich przodków też mam stosunek mało chrześcijański. Więcej we mnie z rycerza niż mnicha. Wolę konfrontację z pogaństwem niż modlitwy o nawrócenie jego wyznawców. Zwłaszcza, że pogaństwo współczesne wręcz naigrywa się z chrześcijańskiego miłosierdzia. Nie raz słyszałem z ust czołowych przedstawicieli żydokomunistycznej hołoty szydercze uwagi, aby modlić się za ich zbawienie, bo jako ludzie grzeszni mają prawo do każdego łajdactwa. Akurat w tym względzie na moją religijność niech nie liczą. Są zresztą istotne argumenty historyczne, przemawiające za taką postawą. Łatwo wyobrazić sobie np. scenariusz wydarzeń w Europie, gdyby husaria króla Jana III Sobieskiego wybrała pod Wiedniem modlitwy w intencji Turków zamiast stawienia im czoła.
Czyż zatem, po powyższych wyznaniach, można dziwić się, że do sensu odbywania pielgrzymek też mam stosunek znacznie odbiegający od przyjętych standardów? Nie bardzo przekonuje mnie szczerość intencji katolika, gotowego pokonać kilkuset kilometrów pieszo po to, aby prosić Pana Boga o łaskę wyzdrowienia, wyleczenia z nałogu alkoholowego czy zdania egzaminu na wyższe studia. Więcej tu interesowności niż szczerej wiary.
Dlatego decydując się na udział w rowerowej pielgrzymce do Wilna, przed oblicze Matki Boskiej Ostrobramskiej, myślałem bardziej o intencji dziękczynnej niż błagalnej. Zamiast prosić np. o zdrowie, wolałem podziękować za takie, jakie jest i oddać choćby cząstkę z tego, co mi Bozia w swojej niezmierzonej dobroci raczyć dała. A dała dużo, zważywszy, iż niżej podpisany, choć "wapniak" blisko 53-letni, mógł pokonać rowerem w sześć dni - tu cytuję precyzyjne wskazania licznika - dystans 622 km ze średnią prędkością 21,23 km/h, w dodatku - bez specjalnego zmęczenia. Taka łaska warta jest każdego poświęcenia.
Tym bardziej, że nie była to łaska jedyna. Wśród uczestników pielgrzymki spotkałem bowiem wiele osób - zarówno moich rówieśników jak i ludzi bardzo młodych - których postawa znacznie przewartościowała mój - dosyć pesymistyczny - pogląd na religijność i patriotyzm rodaków. Oczywiście, spodziewałem się srogiej lekcji pokory w kwestii mojego zaangażowania jako praktykującego katolika ale nigdy nie sądziłem, że zaliczę także korepetycje z patriotyzmu.
Stało się tak za sprawą Kazimierza Glinkowskiego, który zadał sobie sporo trudu, aby doprowadzić do zmiany trasy naszej pod-róży w sposób umożliwiający poznanie miejsc dla Polaków świętych nie tyle w chrześcijańskim, co w narodowym wymiarze. Tym sposobem trafiliśmy do podwileńskich Ponar - od 1941 do 1944 roku miejsca kaźni blisko stu tysięcy obywateli polskich z terenu Wileńszczyzny, pomordowanych w bestialski sposób przez "braci" Litwinów, rekrutujących się głównie z Lietuvos Szauliu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich). Ta paramilitarna organizacja dostarczyła hitlerowcom tysiące kolaborantów zwanych "szaulisami", którzy zgłaszali się na ochotnika do wykonywania egzekucji na Żydach i Polakach. Niemcy nie mieli zatem problemów z wyborem najdorodniejszych (czytaj: najbardziej wydajnych) katów.
O Ponarach słyszałem wcześniej lecz była to wiedza fragmentaryczna, a taka okazuje się często gorsza niż żadna. To mniej więcej podobnie jak z wiedzą Amerykanów o Powstaniu Warszawskim. Dzięki intensywnej pracy żydowskich mediów niemal każdy obywatel USA kojarzy je z powstaniem w gettcie. Tym sposobem wyczyn mojżeszowych bojowników w rodzaju "legendarnego" Marka Edelmana, skwitowany liczbą 14 (słownie: czternastu) zabitych Niemców, przyćmił całkowicie odwagę i skuteczność członków Armii Krajowej, których dokonania w tym względzie określa liczba większa ponad osiemset razy. 14:10.000 w faktach, 100:1 w ich interpretacji. Imponujący wynik i zarazem przykład, co potrafi zdziałać monopol na informację.
Stopień zażydowienia mediów w Polsce jest wprawdzie nieco niższy niż w USA lecz wystarczająco duży, aby u nas Ponary kojarzyły się niemal wyłącznie z miejscem zagłady Żydów. Podobną wiedzę miał również niżej podpisany. Trudno się temu dziwić zważywszy, iż żydowska interpretacja faktów obowiązuje nawet w tak - wydawałoby się - obiektywnych źródłach informacji jak wydawnictwa encyklopedyczne. Wystarczy znaleźć hasło "Ponary" w V tomie Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN, wydanej - uwaga! - w 1997 roku, a więc długo po zwycięstwie "demokracji" i "jawności". Dzięki lekturze wspomnianego hasła można dowiedzieć się, że w Ponarach "zginęło ponad 100 tys. osób, w tym m.in. ok. 70 tys. Żydów, żołnierze AK, inteligencja wil. oraz grupa Rosjan, Cyganów i komunistów litew." O Polakach jako grupie narodowej ani słowa. Tylko czekać, gdy pod pojęcie "żołnierzy AK" wstawi się podwładnych feldmarszałka E. Rommla z... Afrika-Korps. Swoją drogą - encyklopedia niby nowa, a cuchnie czosnkiem nie gorzej od jej wydania sprzed Marca 1968, gdy "żydy" wzięły się za łby z "chamami".
Dopiero osobista wizyta w Ponarach, wstrząsająca relacja przewodniczki oraz lektura - już po powrocie do Gdańska - książki pt. "Wileńskie Ponary", podarowanej mi przez jej autorkę, panią Helenę Pasierbską, pozwalają zrozumieć, jak byliśmy i jesteśmy ogłupiani w kwestii "przyjaźni" polsko-litewskiej, zapoczątkowanej jakoby Unią Lubelską.
Zacznijmy od weryfikacji wątku żydowskiego. Owszem, przedstawiciele tej nacji ginęli w Ponarach najliczniej (ich liczbę ocenia się na 60-70 tysięcy) lecz była to niemal wyłącznie konsekwencja realizacji strategicznego planu żydokomuny niemieckiej, określanego mianem "ostatecznego rozwiązania". Niemcy stosowali wobec Żydów z Wileńszczyzny tę samą politykę eksterminacji, jak wobec ich rodaków z innych regionów Polski. Litwini służyli tu wyłącznie za wydajne narzędzia do mordowania. Warto także podkreślić wyjątkowy zakres pokuty, jaką władze litewskie odprawiają wobec Żydów w intencji wyciszenia ich pretensji. W arsenale rekompensat znajduje się praktycznie wszystko - od podstawiania darmowych autobusów wycieczkom z Izraela pragnącym odwiedzić Ponary aż do fundowania rodzinom żydowskich ofiar mieszkań w najatrakcyjniejszych dzielnicach Wilna. Tymczasem Polacy doświadczają traktowania zgoła odwrotnego, mimo iż bestialskie mordowanie naszych rodaków było - w przeciwieństwie do tzw. kwestii żydowskiej - inspirowane przez samych Litwinów.
Co gorsze, sprawa dotyczy zbrodni ludobójstwa na narodzie polskim, która pod względem swoich rozmiarów oraz okrucieństwa przewyższa zbrodnię katyńską, rozumianą umownie jako wymordowanie jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku! Tak, to nie przejęzyczenie, co postaram się udowodnić poniższymi zestawieniami.
Po pierwsze:
Podobne liczby ofiar w wypadku obydwu zbrodni (po 20 - 23 tys. osób) nie oznaczają tego samego w kategoriach jakościowych. Żydokomunistyczna propaganda zastosowała bowiem różne miary do Ponar i Katynia. W pierwszym wypadku wydzieliła - oczywiście, dla osiągnięcia swoich celów - ofiary narodowości żydowskiej, w drugim - nie. Oznacza to, że Litwini wymordowali ponad 20 tys. rdzennych Polaków, natomiast Rosjanie dokonali takiego samego czynu wobec ponad 20 tys. obywateli polskich. Wprawdzie absolutną większość stanowili tu Polacy lecz nie wolno pominąć wśród ofiar wielu Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Po przewrocie majowym z 1926 roku dokonanym przez Piłsudskiego powstały wyjątkowo sprzyjające warunki do zatrudniania w służbie państwowej RP przedstawicieli mniejszości narodowych, a w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku przebywali głównie oficerowie i podoficerowie wojska, żandarmi, policjanci oraz urzędnicy.
Po drugie:
Wprawdzie dzisiaj służba publiczna kojarzy się niemal wyłącznie z łatwym dostępem do publicznych pieniędzy lecz nie zmienia to faktu, że jej przedstawiciele siłą rzeczy są bardziej narażeni na represje ze strony wroga niż szeregowi obywatele. Taka też świadomość musiała towarzyszyć ofiarom zbrodni katyńskiej. W Ponarach jednak "szaulisom" z litewskiego oddziału specjalnego (Ypatingas Burys) do dokonywania bestialskich morderstw wystarczyła sama świadomość, że mają przed sobą Polaka. Bez względu na to, czy był to biedny chłop, profesor uniwersytetu, żołnierz Armii Krajowej, urzędnik lub gimnazjalista. Nieprzypadkowo jednak najokrutniej obchodzono się z polską inteligencją. W tym szaleństwie była bowiem przemyślana metoda - wymordować najbardziej wartościową i patriotyczną grupę Polaków, znaczyło dla Litwinów łatwiejsze zdominowanie Wileńszczyzny. Dzisiaj można powiedzieć, że osiągnęli swój cel.
Po trzecie:
Polscy jeńcy z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku ginęli z reguły śmiercią nagłą i niespodziewaną. Przyszedł rozkaz z sowieckiego politbiura, zaczęły się masowe egzekucje. Ofiary miejsca kaźni w Ponarach nie doświadczyły nawet takiego "dobrodziejstwa". Przed śmiercią czekały ich okrutne, często trwające nawet pół roku, tortury i przesłuchania w więzieniu na wileńskich Łukiszkach. Więźniów, także młodzież szkolną, łamano psychicznie i fizycznie. Dopiero później następował finał; wyjazd oplandekowanymi samochodami do Ponar, strzał w głowę i "grób" w jednym z kilku potężnych dołów, które przed czerwcem 1941 roku (inwazja Niemiec na ZSRR) Sowieci przygotowywali na zbiorniki paliwa.
Dla litewskich oprawców była to przednia zabawa. W sąsiedztwie dołów i tysięcy trupów stały stoły uginające się pod ciężarem jadła i bimbru. Mordowanie, żarcie, chlanie. Mordowanie, żarcie, chlanie... Aż do fizycznego zmęczenia i ustąpienia następnym, doborowym ochotnikom-kanaliom ze Związku Strzelców Litewskich.
Rozumiem i w pełni popieram naciski na Rosjan, aby zbrodnię katyńską uznali za zbrodnię ludobójstwa. Dlaczego jednak nie wykazujemy tej samej konsekwencji wobec Litwy? Czy fakt pozostawania w tym samym, unijnym kołchozie i podlegania tym samym, żydomasońskim rządom może przekreślać pamięć o ponad 20 tysiącach ofiar niezrozumiałego, iście zwierzęcego bestialstwa sąsiadów? To pytanie kieruję nie tylko do polskich władz ale także do licznie osiadłych w Gdańsku Polaków z Wileńszczyzny. Starania samej Heleny Pasierbskiej (notabene: cudem ocalałej więźniarki z Łukiszek) tutaj nie wystarczą. Waszej ojczystej ziemi i jej pomordowanym obrońcom należy się coś więcej niż tylko sentymenty oraz wspomnienia.
I - na zakończenie - jeszcze jeden wątek pielgrzymki do Wilna. Dokładnie 19 sierpnia br., w przeddzień rowerowej eskapady na łamach "Naszego Dziennika" ukazał się tekst pt. "Antypolskie oblicze Czesława Miłosza", w którym prof. Jan Majda, historyk literatury i metodyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego rzeczowo, posługując się licznymi cytatami pokazuje nieznane oblicze zmarłego noblisty, pochowanego - mimo wielu uzasadnionych protestów - w krakowskim kościele Na Skałce, obok tak wielkich polskich patriotów jak Jan Długosz, Józef Ignacy Kraszewski czy Adam Asnyk.
Twórczością Miłosza nie interesowałem zanadto nigdy. Był zbyt mało przekonujący jako literat (wiele jego wierszy to pseudointelektualny bełkot) i zbyt negatywnie jednoznaczny jako człowiek. Wystarczy prześledzić jego polityczną karierę w najgorszych latach stalinizmu (m.in. attache prasowy i sekretarz ambasad PRL w Nowym Jorku i Paryżu), aby zrozumieć, że ma się do czynienia z komunistycznym aparatczikiem, dobrze notowanym przez NKWD. Ot, typowy wschodnioeuropejski "SS-owiec" czyli swołocz sowiecka.
Fakt jego ucieczki na Zachód niczego w tym wizerunku nie koryguje, bowiem tak naprawdę tylko zamienił decyzyjne ośrodki żydokomuny - z Moskwy na Waszyngton. Nagroda Nobla dla Cz. Miłosza ma natomiast podobną wymowę jak to samo trofeum dla W. Szymborskiej czy L. Wałęsy. Po prostu od wielu lat jej wersja literacka bądź pokojowa trafia niemal wyłącznie w ręce Żydów lub realizujących ich interesy szabes-gojów. Miłosz znakomicie mieścił się w tym schemacie.
Jednak, to czego dowiedziałem się o nobliście-staliniście z wypowiedzi prof. Jana Majdy, każe poważnie zweryfikować mój sąd o Miłoszu. Oczywiście, na zdecydowanie gorszy. Teraz jawi mi się on nie tylko jako swołocz sowiecka lecz - dodatkowo - jako prymitywny litewski faszysta, zaślepiony w swojej, iście zwierzęcej, nienawiści do wszystkiego co polskie. Gdy czyta się takie sformułowania jak "dla Polski nie ma miejsca na ziemi" ("Rok myśliwego"), "gdyby mi dano sposób wysadziłbym ten kraj w powietrze" ("Rodzinna Europa"), "Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził" ("Prywatne obowiązki"), wówczas nieodparcie nasuwa się skojarzenie z obsesyjnym psychopatą. A przecież świadomie pomijam te cytaty z Miłosza, które dotyczą jego stosunku do wiary katolickiej czy Matki Boskiej Częstochowskiej.
Nic dziwnego, że wybierając się do Wilna chciałem także poznać źródła tak wrogiego stosunku Litwinów do Polaków. Teraz jestem przekonany, iż jest to efekt wielowiekowych kompleksów i niezrozumiałych urazów wobec naszego narodu, narosłych zwłaszcza w okresie Unii Lubelskiej i XX-wiecznego międzywojnia.
Dzisiaj Litwini odreagowują je w najbardziej idiotyczny sposób. Ledwie trzymilionowa, wymierająca nacja (czołowe miejsce pod względem samobójstw i aborcji w Europie), sprytnie sterowana i podjudzana przez agenturę żydowską, rosyjską oraz niemiecką, "wyżywa się" na pokojowo nastawionych Polakach, którym zawdzięcza kontakt z cywilizacją łacińską.
Doświadczyłem tej "sympatii" osobiście. A to na dźwięk polskiej mowy, jakiś gówniarz plunie pod nogi. A to jakaś kelnerka ostentacyjnie pokazuje, iż Polaków nie obsłuży choćby rozmawiali z nią po angielsku. Ręce opadają...
Łatwiej mi teraz zrozumieć "szaulisów" mordujących naszych rodaków w Ponarach. To po prostu ludzie pokroju Cz. Miłosza, którym akurat "dano sposób" na bandyckie wyrażenie swojej nienawiści do wszystkiego co polskie. Noblista-stalinista zrobił to "kulturalnie" - wierszem i prozą.
Nic dziwnego, że dobrze zasłużył się żydokomunistycznym patronom. Za życia Nobel, po śmierci - zmasowana kampania Michnika-Szechtera i jego pachołków (także w gronie hierarchii kościelnej), zabiegających usilnie o to, aby miłoszowe truchło spoczęło w miejscu zarezerwowanym dotychczas dla wybitnych Polaków i patriotów. Wierzę, że nie na długo.
Henryk Jezierski
"MOTO" nr 9-10 (192) wrzesień - październik 2004
Katolik ze mnie trudny, nie do naśladowania. Owszem, wierzący i praktykujący ale również krytyczny. Nie bardzo godzę się na rolę potulnej owieczki. Gdy widzę, że pasterz to bezmyślny baran prowadzący stado w przepaść lub - co gorsze - świadomie współpracujący z wilkami, potrafię wyjść przed szereg i "tryknąć" drania. Stąd właśnie teksty w "MOTO" o przebiegłych żydowskich przechrztach oraz posłusznych szabes-gojach, wykorzystujących biskupie funkcje (vide: Glemp, Życiński, Głódź, Pieronek, Gocłowski, Macharski, Muszyński, Kowalczyk i paru innych) do wpychania polskich wiernych w struktury takie jak UE, gdzie jedyną religią jest bezwzględna walka z religią, zwłaszcza katolicką. Stąd również ujawnienie na tych łamach mało znanych faktów, dotyczących II Soboru Watykańkiego i działającej w jego ramach żydomasońskiej "piątej kolumny".
Do jawnych wrogów wiary moich przodków też mam stosunek mało chrześcijański. Więcej we mnie z rycerza niż mnicha. Wolę konfrontację z pogaństwem niż modlitwy o nawrócenie jego wyznawców. Zwłaszcza, że pogaństwo współczesne wręcz naigrywa się z chrześcijańskiego miłosierdzia. Nie raz słyszałem z ust czołowych przedstawicieli żydokomunistycznej hołoty szydercze uwagi, aby modlić się za ich zbawienie, bo jako ludzie grzeszni mają prawo do każdego łajdactwa. Akurat w tym względzie na moją religijność niech nie liczą. Są zresztą istotne argumenty historyczne, przemawiające za taką postawą. Łatwo wyobrazić sobie np. scenariusz wydarzeń w Europie, gdyby husaria króla Jana III Sobieskiego wybrała pod Wiedniem modlitwy w intencji Turków zamiast stawienia im czoła.
Czyż zatem, po powyższych wyznaniach, można dziwić się, że do sensu odbywania pielgrzymek też mam stosunek znacznie odbiegający od przyjętych standardów? Nie bardzo przekonuje mnie szczerość intencji katolika, gotowego pokonać kilkuset kilometrów pieszo po to, aby prosić Pana Boga o łaskę wyzdrowienia, wyleczenia z nałogu alkoholowego czy zdania egzaminu na wyższe studia. Więcej tu interesowności niż szczerej wiary.
Dlatego decydując się na udział w rowerowej pielgrzymce do Wilna, przed oblicze Matki Boskiej Ostrobramskiej, myślałem bardziej o intencji dziękczynnej niż błagalnej. Zamiast prosić np. o zdrowie, wolałem podziękować za takie, jakie jest i oddać choćby cząstkę z tego, co mi Bozia w swojej niezmierzonej dobroci raczyć dała. A dała dużo, zważywszy, iż niżej podpisany, choć "wapniak" blisko 53-letni, mógł pokonać rowerem w sześć dni - tu cytuję precyzyjne wskazania licznika - dystans 622 km ze średnią prędkością 21,23 km/h, w dodatku - bez specjalnego zmęczenia. Taka łaska warta jest każdego poświęcenia.
Tym bardziej, że nie była to łaska jedyna. Wśród uczestników pielgrzymki spotkałem bowiem wiele osób - zarówno moich rówieśników jak i ludzi bardzo młodych - których postawa znacznie przewartościowała mój - dosyć pesymistyczny - pogląd na religijność i patriotyzm rodaków. Oczywiście, spodziewałem się srogiej lekcji pokory w kwestii mojego zaangażowania jako praktykującego katolika ale nigdy nie sądziłem, że zaliczę także korepetycje z patriotyzmu.
Stało się tak za sprawą Kazimierza Glinkowskiego, który zadał sobie sporo trudu, aby doprowadzić do zmiany trasy naszej pod-róży w sposób umożliwiający poznanie miejsc dla Polaków świętych nie tyle w chrześcijańskim, co w narodowym wymiarze. Tym sposobem trafiliśmy do podwileńskich Ponar - od 1941 do 1944 roku miejsca kaźni blisko stu tysięcy obywateli polskich z terenu Wileńszczyzny, pomordowanych w bestialski sposób przez "braci" Litwinów, rekrutujących się głównie z Lietuvos Szauliu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich). Ta paramilitarna organizacja dostarczyła hitlerowcom tysiące kolaborantów zwanych "szaulisami", którzy zgłaszali się na ochotnika do wykonywania egzekucji na Żydach i Polakach. Niemcy nie mieli zatem problemów z wyborem najdorodniejszych (czytaj: najbardziej wydajnych) katów.
O Ponarach słyszałem wcześniej lecz była to wiedza fragmentaryczna, a taka okazuje się często gorsza niż żadna. To mniej więcej podobnie jak z wiedzą Amerykanów o Powstaniu Warszawskim. Dzięki intensywnej pracy żydowskich mediów niemal każdy obywatel USA kojarzy je z powstaniem w gettcie. Tym sposobem wyczyn mojżeszowych bojowników w rodzaju "legendarnego" Marka Edelmana, skwitowany liczbą 14 (słownie: czternastu) zabitych Niemców, przyćmił całkowicie odwagę i skuteczność członków Armii Krajowej, których dokonania w tym względzie określa liczba większa ponad osiemset razy. 14:10.000 w faktach, 100:1 w ich interpretacji. Imponujący wynik i zarazem przykład, co potrafi zdziałać monopol na informację.
Stopień zażydowienia mediów w Polsce jest wprawdzie nieco niższy niż w USA lecz wystarczająco duży, aby u nas Ponary kojarzyły się niemal wyłącznie z miejscem zagłady Żydów. Podobną wiedzę miał również niżej podpisany. Trudno się temu dziwić zważywszy, iż żydowska interpretacja faktów obowiązuje nawet w tak - wydawałoby się - obiektywnych źródłach informacji jak wydawnictwa encyklopedyczne. Wystarczy znaleźć hasło "Ponary" w V tomie Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN, wydanej - uwaga! - w 1997 roku, a więc długo po zwycięstwie "demokracji" i "jawności". Dzięki lekturze wspomnianego hasła można dowiedzieć się, że w Ponarach "zginęło ponad 100 tys. osób, w tym m.in. ok. 70 tys. Żydów, żołnierze AK, inteligencja wil. oraz grupa Rosjan, Cyganów i komunistów litew." O Polakach jako grupie narodowej ani słowa. Tylko czekać, gdy pod pojęcie "żołnierzy AK" wstawi się podwładnych feldmarszałka E. Rommla z... Afrika-Korps. Swoją drogą - encyklopedia niby nowa, a cuchnie czosnkiem nie gorzej od jej wydania sprzed Marca 1968, gdy "żydy" wzięły się za łby z "chamami".
Dopiero osobista wizyta w Ponarach, wstrząsająca relacja przewodniczki oraz lektura - już po powrocie do Gdańska - książki pt. "Wileńskie Ponary", podarowanej mi przez jej autorkę, panią Helenę Pasierbską, pozwalają zrozumieć, jak byliśmy i jesteśmy ogłupiani w kwestii "przyjaźni" polsko-litewskiej, zapoczątkowanej jakoby Unią Lubelską.
Zacznijmy od weryfikacji wątku żydowskiego. Owszem, przedstawiciele tej nacji ginęli w Ponarach najliczniej (ich liczbę ocenia się na 60-70 tysięcy) lecz była to niemal wyłącznie konsekwencja realizacji strategicznego planu żydokomuny niemieckiej, określanego mianem "ostatecznego rozwiązania". Niemcy stosowali wobec Żydów z Wileńszczyzny tę samą politykę eksterminacji, jak wobec ich rodaków z innych regionów Polski. Litwini służyli tu wyłącznie za wydajne narzędzia do mordowania. Warto także podkreślić wyjątkowy zakres pokuty, jaką władze litewskie odprawiają wobec Żydów w intencji wyciszenia ich pretensji. W arsenale rekompensat znajduje się praktycznie wszystko - od podstawiania darmowych autobusów wycieczkom z Izraela pragnącym odwiedzić Ponary aż do fundowania rodzinom żydowskich ofiar mieszkań w najatrakcyjniejszych dzielnicach Wilna. Tymczasem Polacy doświadczają traktowania zgoła odwrotnego, mimo iż bestialskie mordowanie naszych rodaków było - w przeciwieństwie do tzw. kwestii żydowskiej - inspirowane przez samych Litwinów.
Co gorsze, sprawa dotyczy zbrodni ludobójstwa na narodzie polskim, która pod względem swoich rozmiarów oraz okrucieństwa przewyższa zbrodnię katyńską, rozumianą umownie jako wymordowanie jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku! Tak, to nie przejęzyczenie, co postaram się udowodnić poniższymi zestawieniami.
Po pierwsze:
Podobne liczby ofiar w wypadku obydwu zbrodni (po 20 - 23 tys. osób) nie oznaczają tego samego w kategoriach jakościowych. Żydokomunistyczna propaganda zastosowała bowiem różne miary do Ponar i Katynia. W pierwszym wypadku wydzieliła - oczywiście, dla osiągnięcia swoich celów - ofiary narodowości żydowskiej, w drugim - nie. Oznacza to, że Litwini wymordowali ponad 20 tys. rdzennych Polaków, natomiast Rosjanie dokonali takiego samego czynu wobec ponad 20 tys. obywateli polskich. Wprawdzie absolutną większość stanowili tu Polacy lecz nie wolno pominąć wśród ofiar wielu Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Po przewrocie majowym z 1926 roku dokonanym przez Piłsudskiego powstały wyjątkowo sprzyjające warunki do zatrudniania w służbie państwowej RP przedstawicieli mniejszości narodowych, a w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku przebywali głównie oficerowie i podoficerowie wojska, żandarmi, policjanci oraz urzędnicy.
Po drugie:
Wprawdzie dzisiaj służba publiczna kojarzy się niemal wyłącznie z łatwym dostępem do publicznych pieniędzy lecz nie zmienia to faktu, że jej przedstawiciele siłą rzeczy są bardziej narażeni na represje ze strony wroga niż szeregowi obywatele. Taka też świadomość musiała towarzyszyć ofiarom zbrodni katyńskiej. W Ponarach jednak "szaulisom" z litewskiego oddziału specjalnego (Ypatingas Burys) do dokonywania bestialskich morderstw wystarczyła sama świadomość, że mają przed sobą Polaka. Bez względu na to, czy był to biedny chłop, profesor uniwersytetu, żołnierz Armii Krajowej, urzędnik lub gimnazjalista. Nieprzypadkowo jednak najokrutniej obchodzono się z polską inteligencją. W tym szaleństwie była bowiem przemyślana metoda - wymordować najbardziej wartościową i patriotyczną grupę Polaków, znaczyło dla Litwinów łatwiejsze zdominowanie Wileńszczyzny. Dzisiaj można powiedzieć, że osiągnęli swój cel.
Po trzecie:
Polscy jeńcy z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku ginęli z reguły śmiercią nagłą i niespodziewaną. Przyszedł rozkaz z sowieckiego politbiura, zaczęły się masowe egzekucje. Ofiary miejsca kaźni w Ponarach nie doświadczyły nawet takiego "dobrodziejstwa". Przed śmiercią czekały ich okrutne, często trwające nawet pół roku, tortury i przesłuchania w więzieniu na wileńskich Łukiszkach. Więźniów, także młodzież szkolną, łamano psychicznie i fizycznie. Dopiero później następował finał; wyjazd oplandekowanymi samochodami do Ponar, strzał w głowę i "grób" w jednym z kilku potężnych dołów, które przed czerwcem 1941 roku (inwazja Niemiec na ZSRR) Sowieci przygotowywali na zbiorniki paliwa.
Dla litewskich oprawców była to przednia zabawa. W sąsiedztwie dołów i tysięcy trupów stały stoły uginające się pod ciężarem jadła i bimbru. Mordowanie, żarcie, chlanie. Mordowanie, żarcie, chlanie... Aż do fizycznego zmęczenia i ustąpienia następnym, doborowym ochotnikom-kanaliom ze Związku Strzelców Litewskich.
Rozumiem i w pełni popieram naciski na Rosjan, aby zbrodnię katyńską uznali za zbrodnię ludobójstwa. Dlaczego jednak nie wykazujemy tej samej konsekwencji wobec Litwy? Czy fakt pozostawania w tym samym, unijnym kołchozie i podlegania tym samym, żydomasońskim rządom może przekreślać pamięć o ponad 20 tysiącach ofiar niezrozumiałego, iście zwierzęcego bestialstwa sąsiadów? To pytanie kieruję nie tylko do polskich władz ale także do licznie osiadłych w Gdańsku Polaków z Wileńszczyzny. Starania samej Heleny Pasierbskiej (notabene: cudem ocalałej więźniarki z Łukiszek) tutaj nie wystarczą. Waszej ojczystej ziemi i jej pomordowanym obrońcom należy się coś więcej niż tylko sentymenty oraz wspomnienia.
I - na zakończenie - jeszcze jeden wątek pielgrzymki do Wilna. Dokładnie 19 sierpnia br., w przeddzień rowerowej eskapady na łamach "Naszego Dziennika" ukazał się tekst pt. "Antypolskie oblicze Czesława Miłosza", w którym prof. Jan Majda, historyk literatury i metodyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego rzeczowo, posługując się licznymi cytatami pokazuje nieznane oblicze zmarłego noblisty, pochowanego - mimo wielu uzasadnionych protestów - w krakowskim kościele Na Skałce, obok tak wielkich polskich patriotów jak Jan Długosz, Józef Ignacy Kraszewski czy Adam Asnyk.
Twórczością Miłosza nie interesowałem zanadto nigdy. Był zbyt mało przekonujący jako literat (wiele jego wierszy to pseudointelektualny bełkot) i zbyt negatywnie jednoznaczny jako człowiek. Wystarczy prześledzić jego polityczną karierę w najgorszych latach stalinizmu (m.in. attache prasowy i sekretarz ambasad PRL w Nowym Jorku i Paryżu), aby zrozumieć, że ma się do czynienia z komunistycznym aparatczikiem, dobrze notowanym przez NKWD. Ot, typowy wschodnioeuropejski "SS-owiec" czyli swołocz sowiecka.
Fakt jego ucieczki na Zachód niczego w tym wizerunku nie koryguje, bowiem tak naprawdę tylko zamienił decyzyjne ośrodki żydokomuny - z Moskwy na Waszyngton. Nagroda Nobla dla Cz. Miłosza ma natomiast podobną wymowę jak to samo trofeum dla W. Szymborskiej czy L. Wałęsy. Po prostu od wielu lat jej wersja literacka bądź pokojowa trafia niemal wyłącznie w ręce Żydów lub realizujących ich interesy szabes-gojów. Miłosz znakomicie mieścił się w tym schemacie.
Jednak, to czego dowiedziałem się o nobliście-staliniście z wypowiedzi prof. Jana Majdy, każe poważnie zweryfikować mój sąd o Miłoszu. Oczywiście, na zdecydowanie gorszy. Teraz jawi mi się on nie tylko jako swołocz sowiecka lecz - dodatkowo - jako prymitywny litewski faszysta, zaślepiony w swojej, iście zwierzęcej, nienawiści do wszystkiego co polskie. Gdy czyta się takie sformułowania jak "dla Polski nie ma miejsca na ziemi" ("Rok myśliwego"), "gdyby mi dano sposób wysadziłbym ten kraj w powietrze" ("Rodzinna Europa"), "Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził" ("Prywatne obowiązki"), wówczas nieodparcie nasuwa się skojarzenie z obsesyjnym psychopatą. A przecież świadomie pomijam te cytaty z Miłosza, które dotyczą jego stosunku do wiary katolickiej czy Matki Boskiej Częstochowskiej.
Nic dziwnego, że wybierając się do Wilna chciałem także poznać źródła tak wrogiego stosunku Litwinów do Polaków. Teraz jestem przekonany, iż jest to efekt wielowiekowych kompleksów i niezrozumiałych urazów wobec naszego narodu, narosłych zwłaszcza w okresie Unii Lubelskiej i XX-wiecznego międzywojnia.
Dzisiaj Litwini odreagowują je w najbardziej idiotyczny sposób. Ledwie trzymilionowa, wymierająca nacja (czołowe miejsce pod względem samobójstw i aborcji w Europie), sprytnie sterowana i podjudzana przez agenturę żydowską, rosyjską oraz niemiecką, "wyżywa się" na pokojowo nastawionych Polakach, którym zawdzięcza kontakt z cywilizacją łacińską.
Doświadczyłem tej "sympatii" osobiście. A to na dźwięk polskiej mowy, jakiś gówniarz plunie pod nogi. A to jakaś kelnerka ostentacyjnie pokazuje, iż Polaków nie obsłuży choćby rozmawiali z nią po angielsku. Ręce opadają...
Łatwiej mi teraz zrozumieć "szaulisów" mordujących naszych rodaków w Ponarach. To po prostu ludzie pokroju Cz. Miłosza, którym akurat "dano sposób" na bandyckie wyrażenie swojej nienawiści do wszystkiego co polskie. Noblista-stalinista zrobił to "kulturalnie" - wierszem i prozą.
Nic dziwnego, że dobrze zasłużył się żydokomunistycznym patronom. Za życia Nobel, po śmierci - zmasowana kampania Michnika-Szechtera i jego pachołków (także w gronie hierarchii kościelnej), zabiegających usilnie o to, aby miłoszowe truchło spoczęło w miejscu zarezerwowanym dotychczas dla wybitnych Polaków i patriotów. Wierzę, że nie na długo.
Henryk Jezierski
"MOTO" nr 9-10 (192) wrzesień - październik 2004
Friday, November 23, 2007
Narodowa Agencja Informacyjna donosi:
Narodowa Agencja Informacyjna "Polska Walczaca" otrzymala kilka minut temu sensacyjna wiadomosc z Waszyngtonu .
"Jestem pewien ,ze jestesmy pierwsza agencja ,ktora podaje to do wiadomosci,powiedzial przedstawiciel agencji.
Ulegajac presji kongresu,opuszczony przez swoich bylych poplecznikow prezydent Bu8sh podal sie do dymisji.W swoim pozegnalnym przemowieniu ,ktore nadamy pozniej, przydent -a raczej "byly" prezydent powiedzial :
"Jestem rozczarowany narodem amerykanskim ..(tu byly prezedent zerknal na kartke przezd soba) ..tak ..tak..dobrze mowie-amerykanskim.
Proponujac Irakowi ,zeby sie poddal albo go wyzwolimy wierzylem w to,ze robie to dla dobra kazdej ...amerykanskiej rodziny.
Im wiecej synow w wojsku-tym bogatsza rodzina.
Czuje sie zdradzony i opuszczony..."
W tym momencie byly prezydent, opuscil scene .Nasz reporter w Waszyntonie slyszal pogloski o tym ,ze byly prezydent rozplakal sie w szatni na zapleczu.
Z ostatniej chwili.
N.A.I. -donosi:
Obrazony na narod byly prezydent postanowil kontynuowac walke na wlasna reke.
Po opuszczeniu gmachu Kongresu byly prezydent zmienil nazwisko na B-rambo i wsiadl na poklad samolotu lecacego do Bagdadu.
Spodziewany przylot : nad lotniskiem o godz.12.00 , ladowanie 12,10.
Kondolencje do wdowy po B-rambo mozecie wysylac od godz.12,05 czasu irackiego.
Cialo B-rambo bedzie wystawione na widok publiczny w nastepujacych krajach : Irak,Iran,Turcja,Izreal,Syria,Jordania i Egipt.
Podobno pare szczatkow dolecialo nawet do Sztokholmu ale brak jeszcze oficjalnego potwierdzenia.
Bedziemy informowac naszych sluchaczy na biezaco.'
Pamietajcie tylko Narodowa Agencja Informacyjna "Polska Walczaca" informuje bez cenzury.
N.A.I.-Nailepsza !!!
_________________
Wolna Polska zaczyna sie tutaj : www.polskawalczaca.com
Jerzy
"Jestem pewien ,ze jestesmy pierwsza agencja ,ktora podaje to do wiadomosci,powiedzial przedstawiciel agencji.
Ulegajac presji kongresu,opuszczony przez swoich bylych poplecznikow prezydent Bu8sh podal sie do dymisji.W swoim pozegnalnym przemowieniu ,ktore nadamy pozniej, przydent -a raczej "byly" prezydent powiedzial :
"Jestem rozczarowany narodem amerykanskim ..(tu byly prezedent zerknal na kartke przezd soba) ..tak ..tak..dobrze mowie-amerykanskim.
Proponujac Irakowi ,zeby sie poddal albo go wyzwolimy wierzylem w to,ze robie to dla dobra kazdej ...amerykanskiej rodziny.
Im wiecej synow w wojsku-tym bogatsza rodzina.
Czuje sie zdradzony i opuszczony..."
W tym momencie byly prezydent, opuscil scene .Nasz reporter w Waszyntonie slyszal pogloski o tym ,ze byly prezydent rozplakal sie w szatni na zapleczu.
Z ostatniej chwili.
N.A.I. -donosi:
Obrazony na narod byly prezydent postanowil kontynuowac walke na wlasna reke.
Po opuszczeniu gmachu Kongresu byly prezydent zmienil nazwisko na B-rambo i wsiadl na poklad samolotu lecacego do Bagdadu.
Spodziewany przylot : nad lotniskiem o godz.12.00 , ladowanie 12,10.
Kondolencje do wdowy po B-rambo mozecie wysylac od godz.12,05 czasu irackiego.
Cialo B-rambo bedzie wystawione na widok publiczny w nastepujacych krajach : Irak,Iran,Turcja,Izreal,Syria,Jordania i Egipt.
Podobno pare szczatkow dolecialo nawet do Sztokholmu ale brak jeszcze oficjalnego potwierdzenia.
Bedziemy informowac naszych sluchaczy na biezaco.'
Pamietajcie tylko Narodowa Agencja Informacyjna "Polska Walczaca" informuje bez cenzury.
N.A.I.-Nailepsza !!!
_________________
Wolna Polska zaczyna sie tutaj : www.polskawalczaca.com
Jerzy
Wednesday, November 14, 2007
Zydowskie zagrozenie potwierdzone przez Zydow
Premier Izraela oswiadczyl w przemowieniu,ze Izrael kupuje "Manhattan,Rumunie,POLSKE i Wegry.
Zydzi kupuja polske
Moge mu tylko podziekowac za to ,ze glosno potwierdzil to o czym my piszemy juz od dawien dawna.
Moze to wreszcie obudzi naiwnych i ufnych Polakow.
Jerzy
Zydzi kupuja polske
Moge mu tylko podziekowac za to ,ze glosno potwierdzil to o czym my piszemy juz od dawien dawna.
Moze to wreszcie obudzi naiwnych i ufnych Polakow.
Jerzy
Thursday, November 8, 2007
Spotykajmy sie w jednym miejscu
Mam ogromna prosbe do tych wszystkich ,ktorzy wiernie i uparcie towarzysza mi tutaj przez kilka miesiecy: brak czasu nie pozwala mi na prowadzenie dwoch stron.
Praca zawodowa i chociaz troche czasu dla rodziny,zanim mnie nie wyklnie , wyklucza moje dzialanie w forum i w blogu.
Dlatego stopniowo bede przenosil materialy stad do nowego miejsca.
Nie uda sie nam niestety przerzucic wszystkiego "za jednym zamachem' bo jak powiedzial mi przedstawiciel naszego servera jest to technicznie niemozliwe.Czyli: jeszcze wiecej czasu na "przeprowadzke",czasu ,ktorego i tak malo.
Bardzo was prosze o aktywny udzial w nowym forum.Ciesze sie bardzo z kazdej Waszej wizyty tutaj ale to tylko polowa roboty.Druga niech bedzie Wasz glos,Wasz udzial,Wasze poglady.
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze zapraszam do wspolpracy w tworzeniu tego naszego polskiego forum,jednego z nielicznych gdzie nie Polak nie musi sie obawiac zydowskiej cenzury.
Jerzy
Praca zawodowa i chociaz troche czasu dla rodziny,zanim mnie nie wyklnie , wyklucza moje dzialanie w forum i w blogu.
Dlatego stopniowo bede przenosil materialy stad do nowego miejsca.
Nie uda sie nam niestety przerzucic wszystkiego "za jednym zamachem' bo jak powiedzial mi przedstawiciel naszego servera jest to technicznie niemozliwe.Czyli: jeszcze wiecej czasu na "przeprowadzke",czasu ,ktorego i tak malo.
Bardzo was prosze o aktywny udzial w nowym forum.Ciesze sie bardzo z kazdej Waszej wizyty tutaj ale to tylko polowa roboty.Druga niech bedzie Wasz glos,Wasz udzial,Wasze poglady.
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze zapraszam do wspolpracy w tworzeniu tego naszego polskiego forum,jednego z nielicznych gdzie nie Polak nie musi sie obawiac zydowskiej cenzury.
Jerzy
Tuesday, November 6, 2007
MAMY POLSKIE FORUM
Wszystkich Polakow i przyjaciol zapraszam do nowego POLSKIEGO z ducha ,forum.
Mozecie je znalezc pod :
Polskie forum
albo wpisujac :www.polskawalczaca.com
w wyszukiwarke.
W pierwszej ,inauguracyjnej informacji wyjasnilem cele jakie sobie postawilem,dlatego nie bede ich tutaj powtarzal po raz drugi.
Nowe forum ,zgodnie z moja wizja ma byc kawalkiem wolnej Polski rzadzonej przez POLAKOW.
Od taka nasza malutka na razie, ale wolna -Ojczyzna.
Co z tego wyjdzie-nie wiem ale ciekaw jestem ogromnie
Zapraszam z calego serca do wziecia udzialu w ym szalenie interesujacym eksperymencie.
Materialy z tego blogu beda stopniowo przenoszone do nowego forum bo niemozliwoscia bedzie-nawet z powody czasu -prowadzenie obu tych stron jednoczesnie.
W momencie gdy wszystko STAD -trafi TAM zamkniemy ten blog.
Jerzy
Mozecie je znalezc pod :
Polskie forum
albo wpisujac :www.polskawalczaca.com
w wyszukiwarke.
W pierwszej ,inauguracyjnej informacji wyjasnilem cele jakie sobie postawilem,dlatego nie bede ich tutaj powtarzal po raz drugi.
Nowe forum ,zgodnie z moja wizja ma byc kawalkiem wolnej Polski rzadzonej przez POLAKOW.
Od taka nasza malutka na razie, ale wolna -Ojczyzna.
Co z tego wyjdzie-nie wiem ale ciekaw jestem ogromnie
Zapraszam z calego serca do wziecia udzialu w ym szalenie interesujacym eksperymencie.
Materialy z tego blogu beda stopniowo przenoszone do nowego forum bo niemozliwoscia bedzie-nawet z powody czasu -prowadzenie obu tych stron jednoczesnie.
W momencie gdy wszystko STAD -trafi TAM zamkniemy ten blog.
Jerzy
Jak zabija sie panstwo a narod zmusza do emigracji
Niewesole ale jakze prawdziwe rozwazania.Naleze do tych ,ktorzy z prl wyjechali bo nie mogli dluzej patrzec na arogancje "klasy przewodniej" ,bez wzgledu na jej rasowe pochodzenie i znam doskonale to o pisze autor.
Sam widzialem w czasie mojego pobytu w Niemczech Zachodnich tysiace mlodych,zdolnych Polakow staczajacych sie do rynsztoka,niezdolnych do zaakceptowania tego co sie z nimi dzieje i bezsilnych aby to zmienic.
Jakiej czesci udalo sie uciec i wrocic do zycia,jaka czesc polskiej -glownie wrazliwej inteligencji poszla na dno gdzies w burdelowych hotelikach Hamburga ,gdzie wydzial socjalny lokowal emigrantow-nie wiem.Moze kiedys powstana na ten temat jakies statystyki.
Bedzie to ponury obraz.
W chwili obecnej wyludnianie kraju i tworzenie warunkow, ktore zmuszaja Polakow do emigracji postepuje w przerazajacym tempie.
Kto przyjedzie na ich miejsce?
Tysiace Zydow w Izrealu wystapilo o polskie obywatelstwo.Wielu ma wizy wjazdowe i wyraznie na cos czeka.
Co dalej?
Jerzy
"DAR DLA OBCYCH, TROSKA DLA SWOICH
Sześciu na każdych dziesięciu młodych Polaków rozważa ewentualność wyjazdu na Zachód. Tam chcą pracować i żyć. Są realistami: jeśli pozostaną w Polsce, przez najbliższe lata nie mają szans na utrzymanie rodzin na jako takim poziomie. Od przeszło dwóch wieków Polacy szukają swojego miejsca na ziemi poza krajem ojczystym. Przed laty emigrowaliśmy, ponieważ za udział w walce o niepodległość groziła śmierć, więzienie lub zsyłka na Syberię. Potem kto tylko mógł, uciekał przed "czerwoną zarazą" do wolnego świata.
Od kilku lat emigrujemy, gdyż ustąpiły dotychczasowe bariery. Wyjazd za granicę jest prostszy i tańszy niż kiedykolwiek, po drugie, ważniejsze, ponieważ roztaczana przed Polakami od 1989 r. wizja sytego, szczęśliwego społeczeństwa wolnych ludzi, budujących gospodarkę rynkową i państwo otwartych możliwości, przepoczwarzyła się w jakiś senny koszmar.
Przyczyna tego stanu to oddzielny temat, cóż jednak mają Polacy począć, gdy - kilkanaście lat po zmianie ustroju - za miesięczną pracę kasjerka w hipermarkecie otrzymuje na rękę (w przeliczeniu na $) niecałe 400, pielęgniarka w szpitalu 480, a nauczycielka z dwudziestoletnim stażem 560 kanadyjskich dolarów?
Tak, tak: wielu Polaków wybrało emigrację wcale nie z tęsknoty a za wygodniejszym życiem, tylko z powodu zerowych możliwości zaspokojenia elementarnych potrzeb na biologicznym wręcz poziomie - w swoim podobno kraju. Trzeba bowiem pamiętać, że nad Wisłą na minimum socjalne w postaci dachu nad głową, wiktu, przyodziewku i opierunku liczyć mogą wyłącznie osadzeni w więzieniach i aresztach. Trzeba pamiętać i nie wolno zapominać, że do dziś są w Polsce gminy, w których prawie połowa rodzin puka do drzwi ośrodków pomocy społecznej. Tym ludziom nie wystarcza na nic. Nie mają na czynsz, opał, gaz, elektryczność, środki czystości, ubranie, lekarstwa. Niektórym brakuje na żywność.
Jeszcze niedawno dzieci ze środowisk popegeerowskich przychodziły do szkoły z objawami choroby głodowej - nie dlatego że rodzice nie dawali im jedzenia - oni nie mieli im czego dać. I skali tego zjawiska nie sposób wyjaśniać wyłącznie ich życiową niezaradnością.
Wyjeżdżającym nikt nie obiecywał raju. Niektórzy rzeczywiście dotarli do piekła, lądując np w Londynie na chodnikowych płytach w zaułkach Hammersmith i Fulham. Inni swój kres odnaleźli w szkockich przytułkach dla bezdomnych. A jeszcze inni trafili na zaplecza miast, zasilając grono stałych bywalców odbytnicy każdej większej metropolii: menelską, zdegenerowaną społeczność włóczęgów, pijaków i narkomanów.
Lecz część emigrantów przez piekło przeszła, by na końcu odbić się od dna i wypłynąć na powierzchnię. Ci nie ukrywają, że ich wędrówka często przypominała spacer po ostrzu noża. Od ławki w parku, przez przytułek dla bezdomnych, po hostel dla wykolejeńców, skąd uciekali do obskurnych, tanich nor, niekiedy pozbawionych podłóg, a czasem nawet pozbawionych gazu czy prądu. Mimo to krok po kroku robili to, na co w Polsce nie mieli szans: odgryzali się życiu.
Wreszcie, po roku czy dwóch lądowali w dwu-, trzypokojowych mieszkaniach w przyzwoitych domach, na obrzeżach małych, sennych miasteczek, rozsianych po brytyjskiej czy irlandzkiej prowincji - albo w samym sercu Dublinu, Glasgow, Liverpoolu, Bristolu, Sheffield czy Londynu. Teraz ściągają z Polski narzeczone, żony i dzieci. Kawalerowie żenią się, panny wychodzą za mąż, rodziny się powiększają. Z wolna wtapiają się w otoczenie.
Nie czują się za swój kraj odpowiedzialni. Zapominają - może nigdy nie przyszło im do głów - że to oni są Polską. Wykluczeni z szans na przyszłość nad Wisłą, dziś budują dobrobyt Szkocji, Anglii, Walii. Rozwój gospodarczy Irlandia w znacznej mierze zawdzięcza chętnym do pracy Polakom. Cóż w tym dziwnego, że o emigrantach powszechnie mówi się: "dar dla obcych, troska dla swoich".
Zarazem dzisiejsza społeczność emigrancka wydaje się odcinać od sedna, czyli od refleksji dotykających pojęcia patriotyzmu. "Wyjechałem, bo mój patriotyzm jakoś nie chciał zapłacić moich rachunków!" - tę gniewną uwagę nadto często usłyszeć można w dyskusjach poświęconych współczesnemu pojmowaniu miłości ojczyzny.
Jasne, że patriotyzm rachunków nie zapłaci. Z drugiej strony: czy odcięcie się od korzeni pozwoli emigrantom zbudować bezpieczną przystań na obcej ziemi? Czy zdołają ocalić tożsamość? A jeśli nie, czym zamierzają ją zastąpić?
Proszę nie posądzać mnie o zamiar oklaskiwania ludzi nawołujących rodaków przebywających za granicą do owinięcia się w białoczerwone flagi i do publicznego przechadzania się z nimi tu i tam. Ale dla emigrantów kwestia zachowania narodowej tożsamość stanowi problem niebagatelny, nawet jeśli nie chcą o tym myśleć, bo nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie na nich czyhają. Tożsamość to w ogóle nie byle co. Tożsamość jest ważna, na obczyźnie dalece ważniejsza niż w kraju.
Ale o patriotyzmie i tożsamości to może już przy innej okazji. www.widnokregi.pl"
Sam widzialem w czasie mojego pobytu w Niemczech Zachodnich tysiace mlodych,zdolnych Polakow staczajacych sie do rynsztoka,niezdolnych do zaakceptowania tego co sie z nimi dzieje i bezsilnych aby to zmienic.
Jakiej czesci udalo sie uciec i wrocic do zycia,jaka czesc polskiej -glownie wrazliwej inteligencji poszla na dno gdzies w burdelowych hotelikach Hamburga ,gdzie wydzial socjalny lokowal emigrantow-nie wiem.Moze kiedys powstana na ten temat jakies statystyki.
Bedzie to ponury obraz.
W chwili obecnej wyludnianie kraju i tworzenie warunkow, ktore zmuszaja Polakow do emigracji postepuje w przerazajacym tempie.
Kto przyjedzie na ich miejsce?
Tysiace Zydow w Izrealu wystapilo o polskie obywatelstwo.Wielu ma wizy wjazdowe i wyraznie na cos czeka.
Co dalej?
Jerzy
"DAR DLA OBCYCH, TROSKA DLA SWOICH
Sześciu na każdych dziesięciu młodych Polaków rozważa ewentualność wyjazdu na Zachód. Tam chcą pracować i żyć. Są realistami: jeśli pozostaną w Polsce, przez najbliższe lata nie mają szans na utrzymanie rodzin na jako takim poziomie. Od przeszło dwóch wieków Polacy szukają swojego miejsca na ziemi poza krajem ojczystym. Przed laty emigrowaliśmy, ponieważ za udział w walce o niepodległość groziła śmierć, więzienie lub zsyłka na Syberię. Potem kto tylko mógł, uciekał przed "czerwoną zarazą" do wolnego świata.
Od kilku lat emigrujemy, gdyż ustąpiły dotychczasowe bariery. Wyjazd za granicę jest prostszy i tańszy niż kiedykolwiek, po drugie, ważniejsze, ponieważ roztaczana przed Polakami od 1989 r. wizja sytego, szczęśliwego społeczeństwa wolnych ludzi, budujących gospodarkę rynkową i państwo otwartych możliwości, przepoczwarzyła się w jakiś senny koszmar.
Przyczyna tego stanu to oddzielny temat, cóż jednak mają Polacy począć, gdy - kilkanaście lat po zmianie ustroju - za miesięczną pracę kasjerka w hipermarkecie otrzymuje na rękę (w przeliczeniu na $) niecałe 400, pielęgniarka w szpitalu 480, a nauczycielka z dwudziestoletnim stażem 560 kanadyjskich dolarów?
Tak, tak: wielu Polaków wybrało emigrację wcale nie z tęsknoty a za wygodniejszym życiem, tylko z powodu zerowych możliwości zaspokojenia elementarnych potrzeb na biologicznym wręcz poziomie - w swoim podobno kraju. Trzeba bowiem pamiętać, że nad Wisłą na minimum socjalne w postaci dachu nad głową, wiktu, przyodziewku i opierunku liczyć mogą wyłącznie osadzeni w więzieniach i aresztach. Trzeba pamiętać i nie wolno zapominać, że do dziś są w Polsce gminy, w których prawie połowa rodzin puka do drzwi ośrodków pomocy społecznej. Tym ludziom nie wystarcza na nic. Nie mają na czynsz, opał, gaz, elektryczność, środki czystości, ubranie, lekarstwa. Niektórym brakuje na żywność.
Jeszcze niedawno dzieci ze środowisk popegeerowskich przychodziły do szkoły z objawami choroby głodowej - nie dlatego że rodzice nie dawali im jedzenia - oni nie mieli im czego dać. I skali tego zjawiska nie sposób wyjaśniać wyłącznie ich życiową niezaradnością.
Wyjeżdżającym nikt nie obiecywał raju. Niektórzy rzeczywiście dotarli do piekła, lądując np w Londynie na chodnikowych płytach w zaułkach Hammersmith i Fulham. Inni swój kres odnaleźli w szkockich przytułkach dla bezdomnych. A jeszcze inni trafili na zaplecza miast, zasilając grono stałych bywalców odbytnicy każdej większej metropolii: menelską, zdegenerowaną społeczność włóczęgów, pijaków i narkomanów.
Lecz część emigrantów przez piekło przeszła, by na końcu odbić się od dna i wypłynąć na powierzchnię. Ci nie ukrywają, że ich wędrówka często przypominała spacer po ostrzu noża. Od ławki w parku, przez przytułek dla bezdomnych, po hostel dla wykolejeńców, skąd uciekali do obskurnych, tanich nor, niekiedy pozbawionych podłóg, a czasem nawet pozbawionych gazu czy prądu. Mimo to krok po kroku robili to, na co w Polsce nie mieli szans: odgryzali się życiu.
Wreszcie, po roku czy dwóch lądowali w dwu-, trzypokojowych mieszkaniach w przyzwoitych domach, na obrzeżach małych, sennych miasteczek, rozsianych po brytyjskiej czy irlandzkiej prowincji - albo w samym sercu Dublinu, Glasgow, Liverpoolu, Bristolu, Sheffield czy Londynu. Teraz ściągają z Polski narzeczone, żony i dzieci. Kawalerowie żenią się, panny wychodzą za mąż, rodziny się powiększają. Z wolna wtapiają się w otoczenie.
Nie czują się za swój kraj odpowiedzialni. Zapominają - może nigdy nie przyszło im do głów - że to oni są Polską. Wykluczeni z szans na przyszłość nad Wisłą, dziś budują dobrobyt Szkocji, Anglii, Walii. Rozwój gospodarczy Irlandia w znacznej mierze zawdzięcza chętnym do pracy Polakom. Cóż w tym dziwnego, że o emigrantach powszechnie mówi się: "dar dla obcych, troska dla swoich".
Zarazem dzisiejsza społeczność emigrancka wydaje się odcinać od sedna, czyli od refleksji dotykających pojęcia patriotyzmu. "Wyjechałem, bo mój patriotyzm jakoś nie chciał zapłacić moich rachunków!" - tę gniewną uwagę nadto często usłyszeć można w dyskusjach poświęconych współczesnemu pojmowaniu miłości ojczyzny.
Jasne, że patriotyzm rachunków nie zapłaci. Z drugiej strony: czy odcięcie się od korzeni pozwoli emigrantom zbudować bezpieczną przystań na obcej ziemi? Czy zdołają ocalić tożsamość? A jeśli nie, czym zamierzają ją zastąpić?
Proszę nie posądzać mnie o zamiar oklaskiwania ludzi nawołujących rodaków przebywających za granicą do owinięcia się w białoczerwone flagi i do publicznego przechadzania się z nimi tu i tam. Ale dla emigrantów kwestia zachowania narodowej tożsamość stanowi problem niebagatelny, nawet jeśli nie chcą o tym myśleć, bo nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie na nich czyhają. Tożsamość to w ogóle nie byle co. Tożsamość jest ważna, na obczyźnie dalece ważniejsza niż w kraju.
Ale o patriotyzmie i tożsamości to może już przy innej okazji. www.widnokregi.pl"
Dokad idziemy,skad przychodzimy...
A DLA POLAKÓW PROTEKTORAT...
Z roku na rok upowszechnia się poczucie ubezwłasnowolnienia; to, że prawdziwie znaczące i ważące na życiu decyzje zapadają daleko poza nami; nie w parlamentach, i nie w instytucjach, na które mamy wpływ.
Czy jest to jedynie "mniemanie" lokatora coraz bardziej "umasowionego" świata, gdzie ludzi jest kupa i trudno przebić się z indywidualnym głosem, czy też objaw pewnej zaskórnej i bardzo istotnej tendencji?
Kto rządzi światem? Jacy ludzie? Kto nie jest marionetką?
Kto rządzi naszą Ojczyzną, kim są ci ludzie? Czy Polska jest niepodległa, a jeżeli nie, to na ile suwerenne są decyzje podejmowane przez jej oficjalne elity?
Pytania te powinniśmy od czasu do czasu stawiać choćby dla własnego zdrowia psychicznego. Jak smród po gaciach przewija się bowiem przez salony [również te warszawskie] myślenie w którym rządzenie pojmuje się na zasadach ‘pasterskich’ czyli w skrócie tak, że z jednej strony mamy kierowników, a z drugiej tłuszczę; z jednej strony jest grupa (kasta) wtajemniczonych, a z drugiej ludek prosty i niekumaty, którego jedyną ambicją pozostaje odzienie, strawa plus deko seksu i pijaństwa na przytłumienie egzystencjalnych frustracji.
Ludek ów powinien być utrzymywany w stanie, który zapewni mu dość wygód, aby się nie buntował, i na tyle informacji, aby wydawało mu się, że nie jest głupi.
Masoneria, iluminati - wszystkie te pojęcia określają pomysł na urządzenie świata opierający się na przekonaniu, że część ludzi jest wybrana do rzeczy lepszych. Przeświadczenie o istnieniu równych i równiejszych wlecze się za ludzkością przez całą jej historię. Niewielki wyłom uczyniło w nim chrześcijaństwo, które zelektryzowało rozwarstwiony społecznie świat przekonaniem, że jesteśmy równi wobec Pana Boga, a nawet więcej - wszyscy jesteśmy "dziećmi Bożymi".
Przekonanie o równych i równiejszych przekładane bywa na poziom narodów. Są więc narody "wielkie", które "dźwigają (?) na swych barkach ciężar odpowiedzialności za losy świata", i te mniejsze, które nawet własnego obejścia nie są w stanie pozamiatać.
Należymy do narodu, który usiłuje odzyskać wielkość. A może raczej, w którym żyją jeszcze ludzie przekonani, iż nad odbudową tej wielkości trzeba pracować. Pokaźna grupa Polaków, którzy patrząc na obecne realia pobitej, okradzionej i wodzonej za nos Polski, sądzą, że jedyne, co pozostaje, to zapewnić nam prawo do życia w spokoju i jako takim dobrobycie, zaś decydowanie o sprawach "światowych" pozostawić silnym i ustawionym. Skoro dawno temu odpadliśmy od europejskiego stolika, to obecnie możemy sobie tylko postanowić, czy trzymać z Żydami i Ameryką, czy też z socjalistyczno-masońską Europą, a może z Rosją. Jest to podział na grube oko, ale mniej więcej oddaje istotę problemu. Słowem, osoby te sądzą, że nie jesteśmy w stanie się podnieść i utworzyć własnej przestrzeni narodowego życia, dlatego powinniśmy uwiesić się u cudzej klamki.
Zwolennicy odstąpienia od narodowych ambicji każą nam z odrazą patrzeć na siebie. Krytykują, że z Polakami, czyli ludźmi skłóconymi, sprzedajnymi, głupimi, otumanionymi, sparaliżowanymi zawiścią, zaściankowymi etc. niczego rozsądnego wybudować nie można. Powtarzają przy tym mantrę naszych byłych okupantów i tradycyjnych wrogów że Polacy sami rządzić się nie potrafią; że potrzebują nad sobą buta czy bata, że nasz naród jest albo głupim Jasiem Europy, albo dużym dzieckiem, które zatrzymało się w rozwoju na poziomie idealistycznych odruchów. Można więc z niektórymi "wyemancypowanymi" z polskości Polakami ubić jakiś korzystny interes, dopuścić ich do spraw większych, ale już nie można pozwolić, abyśmy naszym państwem wtrącali się wielkim do gry.
Takie traktowanie Polski i Polaków idzie za nami od czasu utraty państwowości. Od czasu rozbiorów dorobiliśmy się sporej liczby własnych zdrajców, którzy za srebrniki lub w imię swoiście pojmowanej realpolitik wysługiwali się cudzym dworom, od czasu do czasu tłumacząc to jeszcze "dobrze rozumianym" interesem Polski. Jedni chcieli z Rosją, inni z Niemcami, jeszcze inni uciekali się pod obronę Franza Josefa. Wyszło z tego wiele nieszczęścia chociażby osławiona branka margrabiego Wielopolskiego i klęska Powstania Styczniowego.
Echa XIX-wiecznej prusko-carskiej propagandy pobrzmiewają dzisiaj w komentarzach, jakie serwują niemieckie czy rosyjskie gazety. Podobnie jak w wieku XIX, sąsiedzi praktycznie rozszabrowali nam lebensraum. Stąd też taka aktywność tych wszystkich, którzy liczą na posady w polskim protektoracie.
Są to sprawy, o których powinniśmy otwarcie dyskutować. Są to rzeczy ważne dla naszego narodu. Tymczasem, nie ma gdzie o tym mówić, bo środki przekazu w większości należą do zwolenników idei protektoratu i realizują interes ościenny, przypominając okupacyjne gadzinówki, które, wedle zaleceń Goebbelsowej propagandy, obok kilku ‘budujących’ politycznych przedruków ze "Sturmera" miały oferować morze chłamu działającego na niższe instynkta polskiego untermenscha. Czy mimo to warto dzisiaj myśleć o naszej Polsce?
Odpowiedź na to pytanie znajdziemy bez trudu na Jasnej Górze, na Wawelu przy grobach królewskich, przed ołtarzami XVI-wiecznych kościołów rozrzuconych po polskiej ziemi, na polskich cmentarzach wojennych. Nie pozwólmy, aby ten wspaniały obraz zmąciły nam dzisiejsze gadzinówki, nie pozwólmy zamącić w naszych głowach agentom protektoratu.
Andrzej Kumor – „Goniec”, Mississauga (8 września 2007)
Z roku na rok upowszechnia się poczucie ubezwłasnowolnienia; to, że prawdziwie znaczące i ważące na życiu decyzje zapadają daleko poza nami; nie w parlamentach, i nie w instytucjach, na które mamy wpływ.
Czy jest to jedynie "mniemanie" lokatora coraz bardziej "umasowionego" świata, gdzie ludzi jest kupa i trudno przebić się z indywidualnym głosem, czy też objaw pewnej zaskórnej i bardzo istotnej tendencji?
Kto rządzi światem? Jacy ludzie? Kto nie jest marionetką?
Kto rządzi naszą Ojczyzną, kim są ci ludzie? Czy Polska jest niepodległa, a jeżeli nie, to na ile suwerenne są decyzje podejmowane przez jej oficjalne elity?
Pytania te powinniśmy od czasu do czasu stawiać choćby dla własnego zdrowia psychicznego. Jak smród po gaciach przewija się bowiem przez salony [również te warszawskie] myślenie w którym rządzenie pojmuje się na zasadach ‘pasterskich’ czyli w skrócie tak, że z jednej strony mamy kierowników, a z drugiej tłuszczę; z jednej strony jest grupa (kasta) wtajemniczonych, a z drugiej ludek prosty i niekumaty, którego jedyną ambicją pozostaje odzienie, strawa plus deko seksu i pijaństwa na przytłumienie egzystencjalnych frustracji.
Ludek ów powinien być utrzymywany w stanie, który zapewni mu dość wygód, aby się nie buntował, i na tyle informacji, aby wydawało mu się, że nie jest głupi.
Masoneria, iluminati - wszystkie te pojęcia określają pomysł na urządzenie świata opierający się na przekonaniu, że część ludzi jest wybrana do rzeczy lepszych. Przeświadczenie o istnieniu równych i równiejszych wlecze się za ludzkością przez całą jej historię. Niewielki wyłom uczyniło w nim chrześcijaństwo, które zelektryzowało rozwarstwiony społecznie świat przekonaniem, że jesteśmy równi wobec Pana Boga, a nawet więcej - wszyscy jesteśmy "dziećmi Bożymi".
Przekonanie o równych i równiejszych przekładane bywa na poziom narodów. Są więc narody "wielkie", które "dźwigają (?) na swych barkach ciężar odpowiedzialności za losy świata", i te mniejsze, które nawet własnego obejścia nie są w stanie pozamiatać.
Należymy do narodu, który usiłuje odzyskać wielkość. A może raczej, w którym żyją jeszcze ludzie przekonani, iż nad odbudową tej wielkości trzeba pracować. Pokaźna grupa Polaków, którzy patrząc na obecne realia pobitej, okradzionej i wodzonej za nos Polski, sądzą, że jedyne, co pozostaje, to zapewnić nam prawo do życia w spokoju i jako takim dobrobycie, zaś decydowanie o sprawach "światowych" pozostawić silnym i ustawionym. Skoro dawno temu odpadliśmy od europejskiego stolika, to obecnie możemy sobie tylko postanowić, czy trzymać z Żydami i Ameryką, czy też z socjalistyczno-masońską Europą, a może z Rosją. Jest to podział na grube oko, ale mniej więcej oddaje istotę problemu. Słowem, osoby te sądzą, że nie jesteśmy w stanie się podnieść i utworzyć własnej przestrzeni narodowego życia, dlatego powinniśmy uwiesić się u cudzej klamki.
Zwolennicy odstąpienia od narodowych ambicji każą nam z odrazą patrzeć na siebie. Krytykują, że z Polakami, czyli ludźmi skłóconymi, sprzedajnymi, głupimi, otumanionymi, sparaliżowanymi zawiścią, zaściankowymi etc. niczego rozsądnego wybudować nie można. Powtarzają przy tym mantrę naszych byłych okupantów i tradycyjnych wrogów że Polacy sami rządzić się nie potrafią; że potrzebują nad sobą buta czy bata, że nasz naród jest albo głupim Jasiem Europy, albo dużym dzieckiem, które zatrzymało się w rozwoju na poziomie idealistycznych odruchów. Można więc z niektórymi "wyemancypowanymi" z polskości Polakami ubić jakiś korzystny interes, dopuścić ich do spraw większych, ale już nie można pozwolić, abyśmy naszym państwem wtrącali się wielkim do gry.
Takie traktowanie Polski i Polaków idzie za nami od czasu utraty państwowości. Od czasu rozbiorów dorobiliśmy się sporej liczby własnych zdrajców, którzy za srebrniki lub w imię swoiście pojmowanej realpolitik wysługiwali się cudzym dworom, od czasu do czasu tłumacząc to jeszcze "dobrze rozumianym" interesem Polski. Jedni chcieli z Rosją, inni z Niemcami, jeszcze inni uciekali się pod obronę Franza Josefa. Wyszło z tego wiele nieszczęścia chociażby osławiona branka margrabiego Wielopolskiego i klęska Powstania Styczniowego.
Echa XIX-wiecznej prusko-carskiej propagandy pobrzmiewają dzisiaj w komentarzach, jakie serwują niemieckie czy rosyjskie gazety. Podobnie jak w wieku XIX, sąsiedzi praktycznie rozszabrowali nam lebensraum. Stąd też taka aktywność tych wszystkich, którzy liczą na posady w polskim protektoracie.
Są to sprawy, o których powinniśmy otwarcie dyskutować. Są to rzeczy ważne dla naszego narodu. Tymczasem, nie ma gdzie o tym mówić, bo środki przekazu w większości należą do zwolenników idei protektoratu i realizują interes ościenny, przypominając okupacyjne gadzinówki, które, wedle zaleceń Goebbelsowej propagandy, obok kilku ‘budujących’ politycznych przedruków ze "Sturmera" miały oferować morze chłamu działającego na niższe instynkta polskiego untermenscha. Czy mimo to warto dzisiaj myśleć o naszej Polsce?
Odpowiedź na to pytanie znajdziemy bez trudu na Jasnej Górze, na Wawelu przy grobach królewskich, przed ołtarzami XVI-wiecznych kościołów rozrzuconych po polskiej ziemi, na polskich cmentarzach wojennych. Nie pozwólmy, aby ten wspaniały obraz zmąciły nam dzisiejsze gadzinówki, nie pozwólmy zamącić w naszych głowach agentom protektoratu.
Andrzej Kumor – „Goniec”, Mississauga (8 września 2007)
Znacie?To przeczytajcie...
Powrót do przeszłości!!!
Według napływających informacji, wybory parlamentarne 2007 wygrała Platforma Obywatelska - kontynuatorka Kongresu Liberalno-Demokratycznego, partii odpowiedzialnej za zaaplikowanie Polakom tzw. reform Balcerowicza, doprowadzających do uwłaszczenia się SB-cko-PZPR-owskiej klasy i stworzenie z Polski państwa wasalnego. Dwa lata rządów centro-prawicowej PiS które próbowały odmienić ten niebezpieczny trend, spotykały się z silnym oporem wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. Niestety, niezwykle agresywna medialna kampania - trwająca przed wyborami 2005, po wygranej PiS, poprzez całe dwa lata rządów oraz podczas kampanii wyborczej 2007 - doprowadziła do wypaczenia umysłów Polaków, którym to aplikowano codzienne dawki chamstwa w wykonaniu Stef. Niesiołowskiego czy błazenady takich ‘autorytetów’ jak "profesor" Władysław Bartoszewski, i którzy zagłosowali na partię rozdającą cukierki świetlanej cudownej przyszłości.
W wielkie zdumienie może wprowadzić wygrana poszczególnych kandydatów, np. Kazimierza Kutza, który w Katowicach otrzymał zdecydowanie więcej głosów niż spokojny, zrównoważony, uczciwy katolik, minister Polaczek. Według obowiązującego prawa kanonicznego wszyscy katolicy głosujący w Katowicach na Kutza, zadeklarowanego ateistę i antyklerykała powinni zostać natychmiast ekskomunikowani. Podobnie wygląda sytuacja w innych miastach. Na takie akty pasterzy Kościoła nie można jednak liczyć, wszak i hierarchia w Polsce w znacznym stopniu przyczyniła się do takiego a nie innego wyniku, a wielu z nich za wygłaszane herezje, sami podpadają pod ekskomunikę. Tak wygląda sytuacja w "katolickiej" Polsce, w której wypowiedziało się "pokolenie Jana Pawla II".
Wygrała zatem groźna siła przeciwna dekomunizacji, lustracji, prawdziwej naprawy Rzeczpospolitej. Cieszy się motłoch, cieszą się wrogowie Polski, tak w Niemczech jak i całej Unii Europejskiej, cieszy się agentura SB-cka i wojskowa, cieszą się skorumpowani sędziowie, cieszą się media - te w rękach SB-ckich jak i należących do kapitału zagranicznego, cieszą się wielcy oligarchowie, wielcy złodzieje, cieszą się też pospolici przestępcy. Oto charakterystyczne wyniki z dwóch aresztów w Krakowie, które są taką symboliczną egzemplifikacją elektoratu wygranej siły:
OKW nr 425 Areszt Śledczy ul. Montelupich 7 Kraków, Uprawininych 807, Głosów ważnych 667 Sejm:
PO - 561 głosów; LiD - 42 głosy; PiS - 20 głosy; PSL - 12 głosów; Samoobrona – 12.
Senat - wszystkie głosy PO.
OKW 442 Areszt śledczy ul Czarneckiego 3 Kraków. Uprawnionych 274 , Głosów ważnych 224 Sejm:
PO – 146; LiD – 33; PiS – 9; Samoobrona – 9; LPR - 4
(bibula.com)
Według napływających informacji, wybory parlamentarne 2007 wygrała Platforma Obywatelska - kontynuatorka Kongresu Liberalno-Demokratycznego, partii odpowiedzialnej za zaaplikowanie Polakom tzw. reform Balcerowicza, doprowadzających do uwłaszczenia się SB-cko-PZPR-owskiej klasy i stworzenie z Polski państwa wasalnego. Dwa lata rządów centro-prawicowej PiS które próbowały odmienić ten niebezpieczny trend, spotykały się z silnym oporem wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. Niestety, niezwykle agresywna medialna kampania - trwająca przed wyborami 2005, po wygranej PiS, poprzez całe dwa lata rządów oraz podczas kampanii wyborczej 2007 - doprowadziła do wypaczenia umysłów Polaków, którym to aplikowano codzienne dawki chamstwa w wykonaniu Stef. Niesiołowskiego czy błazenady takich ‘autorytetów’ jak "profesor" Władysław Bartoszewski, i którzy zagłosowali na partię rozdającą cukierki świetlanej cudownej przyszłości.
W wielkie zdumienie może wprowadzić wygrana poszczególnych kandydatów, np. Kazimierza Kutza, który w Katowicach otrzymał zdecydowanie więcej głosów niż spokojny, zrównoważony, uczciwy katolik, minister Polaczek. Według obowiązującego prawa kanonicznego wszyscy katolicy głosujący w Katowicach na Kutza, zadeklarowanego ateistę i antyklerykała powinni zostać natychmiast ekskomunikowani. Podobnie wygląda sytuacja w innych miastach. Na takie akty pasterzy Kościoła nie można jednak liczyć, wszak i hierarchia w Polsce w znacznym stopniu przyczyniła się do takiego a nie innego wyniku, a wielu z nich za wygłaszane herezje, sami podpadają pod ekskomunikę. Tak wygląda sytuacja w "katolickiej" Polsce, w której wypowiedziało się "pokolenie Jana Pawla II".
Wygrała zatem groźna siła przeciwna dekomunizacji, lustracji, prawdziwej naprawy Rzeczpospolitej. Cieszy się motłoch, cieszą się wrogowie Polski, tak w Niemczech jak i całej Unii Europejskiej, cieszy się agentura SB-cka i wojskowa, cieszą się skorumpowani sędziowie, cieszą się media - te w rękach SB-ckich jak i należących do kapitału zagranicznego, cieszą się wielcy oligarchowie, wielcy złodzieje, cieszą się też pospolici przestępcy. Oto charakterystyczne wyniki z dwóch aresztów w Krakowie, które są taką symboliczną egzemplifikacją elektoratu wygranej siły:
OKW nr 425 Areszt Śledczy ul. Montelupich 7 Kraków, Uprawininych 807, Głosów ważnych 667 Sejm:
PO - 561 głosów; LiD - 42 głosy; PiS - 20 głosy; PSL - 12 głosów; Samoobrona – 12.
Senat - wszystkie głosy PO.
OKW 442 Areszt śledczy ul Czarneckiego 3 Kraków. Uprawnionych 274 , Głosów ważnych 224 Sejm:
PO – 146; LiD – 33; PiS – 9; Samoobrona – 9; LPR - 4
(bibula.com)
Monday, November 5, 2007
Dzisiejesza migawka z "Protokolow"
"WRÓG WEWNETRZNY
Gdyby ktos z głębi swej duszy liberalnej powiedzial, że rozumowanie podobne jest niemoralne, zapytam wówczas: Jeżeli państwo posiada dwu wrogów i Jeżeli w stosunku do wroga zewnetrznego wolno mu i nie jest uważane za niemoralne uzywanie wszelkich srodków walki, jako to: nie wtajemniczac przeciwnika w plany ataków, czy obrony, napadac nan w nocy, lub przy uzyciu sil przewazajacych, - to na jakiej zasadzie można uważać za niedopuszczalne i niemoralne uzywanie tych samych srodków walki w stosunku do gorszego wroga, gwalcacego ustrój spoleczny i pomyslnosc. "
Niewiele razy mialem okazje przyznac racje naszym wrogom, ale w tym wypadku zgadzam sie z nimi w 100 procentach.
WSZYSTKIE SRODKI SA DOZWOLONE TAM GDZIE WALCZYMY O WOLNOSC NASZEGO KRAJU I BIOLOGICZNE PRZETRWANIE NASZEGO NARODU
Dlaczego walka z okupantem w czasie II wojny swiatowej byla powodem do dumy , po 1945 roku ta sama walka z okupantem byla "zbrodnia" a dzisiaj ...szkoda slow.
Wiekszosc okupowanych nawet nie zdaje sobie sprawy z tego ,ze ich kraj jest pod okupacja.
Dowodzi to jednynie tego ,ze formy okupacji staly sie bardziej pefidne,mniej brutalne.
Wlasciciele niewolnikow po kilku buntach tychze niewolnikow tez doszli do wniosku ,ze TANIEJ jest dac im troche wiecej luzu niz narazac sie na straty zwiazane z buntami i kupnem nowych niewolnikow w miejsce tych zlikwidowanych.
Poza tym opinia"lepszego pana " od innych tez pomagala w uspokojeniu nastrojow...
Jakie pana wybieraja Polacy?
Na co licza?
O czym marza?
Nie wiem...
Jerzy
Gdyby ktos z głębi swej duszy liberalnej powiedzial, że rozumowanie podobne jest niemoralne, zapytam wówczas: Jeżeli państwo posiada dwu wrogów i Jeżeli w stosunku do wroga zewnetrznego wolno mu i nie jest uważane za niemoralne uzywanie wszelkich srodków walki, jako to: nie wtajemniczac przeciwnika w plany ataków, czy obrony, napadac nan w nocy, lub przy uzyciu sil przewazajacych, - to na jakiej zasadzie można uważać za niedopuszczalne i niemoralne uzywanie tych samych srodków walki w stosunku do gorszego wroga, gwalcacego ustrój spoleczny i pomyslnosc. "
Niewiele razy mialem okazje przyznac racje naszym wrogom, ale w tym wypadku zgadzam sie z nimi w 100 procentach.
WSZYSTKIE SRODKI SA DOZWOLONE TAM GDZIE WALCZYMY O WOLNOSC NASZEGO KRAJU I BIOLOGICZNE PRZETRWANIE NASZEGO NARODU
Dlaczego walka z okupantem w czasie II wojny swiatowej byla powodem do dumy , po 1945 roku ta sama walka z okupantem byla "zbrodnia" a dzisiaj ...szkoda slow.
Wiekszosc okupowanych nawet nie zdaje sobie sprawy z tego ,ze ich kraj jest pod okupacja.
Dowodzi to jednynie tego ,ze formy okupacji staly sie bardziej pefidne,mniej brutalne.
Wlasciciele niewolnikow po kilku buntach tychze niewolnikow tez doszli do wniosku ,ze TANIEJ jest dac im troche wiecej luzu niz narazac sie na straty zwiazane z buntami i kupnem nowych niewolnikow w miejsce tych zlikwidowanych.
Poza tym opinia"lepszego pana " od innych tez pomagala w uspokojeniu nastrojow...
Jakie pana wybieraja Polacy?
Na co licza?
O czym marza?
Nie wiem...
Jerzy
Prostujemy zaklamana historie: Dawid i Goliat
Hande hoch,Goliat !
Tak w rzeczywistosci wygladala sytuacja ,ktora dala podstawy legendzie o Dawidzie walczym z Goliatem.
Goliat to ten po prawej stronie na zdjeciu...
Jerzy
Tak w rzeczywistosci wygladala sytuacja ,ktora dala podstawy legendzie o Dawidzie walczym z Goliatem.
Goliat to ten po prawej stronie na zdjeciu...
Jerzy
Polska dziennikarka aresztowana przez armie izraelska
Yolanda,szef naszego wywiadu przyniosla wiadomosc o aresztowaniu polskiej dziennikarki w jednej z palestynskich wiosek pod izraelska okupacja.
.Izraelskie gestapo w akcji
NA ZACHODNIM BRZEGU ARESZTOWANO POLSKĄ DZIENIKARKĘ
MOŻESZ POMÓC! (aktualizacja)
W nocy z poniedziałku na wtorek izraelska armia przeprowadziła atak na wioskę Bilin, na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu [wiadomość o inwazji]. Podczas przeszukiwań aresztowana została dziennikarka z Polski, redaktorka serwisu Viva Palestyna, wieloletnia działaczka Międzynarodowego Ruchu Solidarności (ISM). Została ona przewieziona do Tel Avivu i prawdopodobnie w ciągu kilku dni może zostać deportowana do Polski (obecnie przebywa w więzieniu w Ramle).
Pokojowa demonstracja w Bilin
Ania niesie transparent "POLSKA Z PALESTYNĄ"
Ania poświęciała bardzo wiele w imię solidarności z narodem palestyńskim, chciała zamieszkać na Zachodnim Brzegu na stałe, aby móc wspierać Palestyńczyków w ich walce z codziennością okupacji. Z tego powodu, jeśli będzie musiała wrócić do Europy, nie będzie miała do czego. Osoba, która chciała przez reszte życia nieść pomoc innym, teraz sama potrzebuje naszej pomocy.
Udało się już dostarczyć rzeczy osobiste Ani do ambasady, więc przynajmniej będzie wracać z podstawowym bagażem (co wcześniej nie było pewne). Nie zmienia to jednak faktu, że po powrocie do kraju znajdzie się w ciężkiej sytuacji. Jeżeli chcesz pomóc i ułatwić jej powrót do życia w Europie pisz na adres saahib@plusnet.pl, lub GG: 2300233
Więcej:
Ściągnij fragment środowej audycji ALTERGODZINA, Joanna Lis opowiada o zatrzymaniu Ani i sytuacji w jakiej się znalazła:
[Plik mp3] (około 6 MB)
Przeczytaj także:
01.11.2007, Najnowsze wieści w sprawie Ani!
30.10.2007, Dalsze szczegóły dotyczące zatrzymania Ani
29.10.2007 (akt.), Atak na Bilin Polska aktywistka aresztowana!
--------------------------------------------------------------------------------
Oświadczenie VP w związku z brakiem pomocy ze strony MSZ
Wyrażamy głębokie rozczarowanie niepodjęciem jakichkolwiek działań przez przedstawicielstwo polskich władz na terytorium Izraela, w celu wypuszczenia aresztowanej Polki i umożliwienia jej kontynuowania swojej pracy dziennikarskiej na terenie Zachodniego Brzegu Jordanu.
Uważamy, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno wesprzeć niezwłocznie, wszelkimi możliwymi działaniami na drodze dyplomatycznej nasze starania na rzecz uwolnienia Ani. Niestety przedstawiciele Ambasady, prawdopodobnie obawiając się pogorszenia stosunków z Izraelem uznały deportację Ani za przesądzoną. Podobny obraz sugerują informacje trafiające do mediów, w odpowiedzi na pytania o sprawę aresztowanej działaczki.
Dla polskich władz to bardzo wygodne. Sytuacja Ani, przebywającej w więzieniu w Ramle, ulega przez to dalszemu pogorszeniu. Została aresztowana przez wojskowe siły okupacyjne, podczas bezprawnego i nieuzasadnionego ataku na wioskę Bilin, w nocy z 29 na 30 listopada. Prawdą jest, że nie posiadała już ważnej wizy, uprawniającej do pobytu na terenie Izraela. Zdawała sobie sprawę, że nie miała żadnej realnej możliwości jej przedłużenia. Niemniej Zachodni Brzeg Jordanu, bez względu na trwającą kilkadziesiąt lat barbarzyńską okupację, nie jest częścią państwa Izrael. Nawet sam Izrael nie uważa tego terytorium za własną część. Ponadto okoliczności towarzyszące aresztowaniu Ani wskazują, że brak ważnej wizy był jedynie pretekstem dla jej aresztowania i prób wydalenia.
Izraelskie prawo przewiduje możliwość dalszego pobytu mimo wygaśnięcia wizy, jeśli ma to bezpośredni związek z wykonywaną pracą. Ania pracowała na Zachodnim Brzegu Jordanu jako dziennikarka i nie skończyła swojej pracy, co w korespondencji z Ambasadą potwierdziły Trybuna Robotnicza oraz Le Monde Diplomatique - Edycja Polska. Stwarza to możliwość odwołania od decyzji o deportacji, choć konsul podtrzymuje opinię o jej nieuchronności. Nie skontaktował się nawet z adwokatką Ani, mimo, że jest w posiadaniu jej numeru telefonu!
Co więcej, docierają do nas sygnały, iż ambasada, mimo osobistej wizyty konsula w więzieniu u Ani, nie orientuje się nawet w jej obecnej sytuacji, podając, że ma adwokata z urzędu (bzdura!), albo, że przebywa obecnie w Tel Avivie.
Nie jest to nowa sytuacja, polskie MSZ w bardzo podobny sposób ignoruje także prośby innych Polaków przebywających na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, proszących np. o pomoc w wydostaniu się stamtąd.
Wciąż mamy nadzieję, że dzięki międzynarodowej solidarności, w tym wsparciu ze strony izraelskich środowisk antywojennych i presji wywieranej na władzach Izraela uda się uniknąć deportacji Ani. Odrobina dobrej woli ze strony polskich władz oznaczałaby wydatną pomoc w jej sprawie. Niestety ich zupełna obojętność czy wręcz rozmyślna odmowa jakiejkolwiek pomocy w żaden sposób nie pomaga rozwiązać trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się nasza koleżanka.
Viva Palestyna
CO MOŻESZ ZROBIĆ:
W związku z brakiem nalezytej reakcji ze strony polskiego MSZ prosimy o rosyłanie na adres Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i polskiej ambasady w Tel Avivie e-maili z apelem o podjęcie wyraźnych starań dyplomatycznych na rzecz uwolnienia Ani.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych: skargi.wnioski@msz.gov.pl, dsi@msz.gov.pl
Polska Ambasada w Tel Avivie:
embpol@netvision.net.il
O sytuacji w jakiej znalazła się Ania:
Palestyńczycy, mieszkający zarówno w Strefie Gazy, jak i na Zachodnim Brzegu Jordanu, żyją w warunkach permanentnej wojny i okupacji. Wystarczy przejrzeć informacje z ostatniego miesiąca, aby przekonać się, że atak, ostrzał rakietowy czy inwazja wojsk izraelskich to dla nich dosłownie codzienność. Niemal każdego dnia lokalne źródła donoszą o co najmniej kilku atakach na palestyńskie cele, w wyniku których zabitych zostaje kilka osób, rannych kilkanaście, a uprowadzonych i uwięzionych przez armię - kilkadziesiąt.
Właśnie z tego względu obecność na okupowanych terenach zagranicznych aktywistów, takich jak Ania, odgrywa kluczową rolę. To dzięki nim izraelscy żołnierze zachowują się przynajmniej odrobinę mniej brutalnie w stosunku do Palestyńczyków. Działacze pacyfistycznej organizacji ISM (Międzynarodowy Ruchu Solidarności) uchronili setki palestyńskich domów przed zburzeniem przez wojskowe buldożery. Obecność obcokrajowca w okolicy pomaga wielu Palestyńczykom uniknąć brutalnego pobicia przez żołnierzy sił okupacyjnych.
Jednocześnie media często przedstawiają Palestyńczyków wyłącznie jako "złych terrorystów, czyhających tylko na to, aby wysadzić się w autobusie pełnym Izraelczyków". Ten niezwykle krzywdzący obraz pasuje zresztą doskonale do kreowanego wizerunku Araba-terrorysty i umacnia w świadomości społeczeństwa nieuchronność tzw. "Zderzenia cywilizacji".
Zagraniczni aktywiści stanowią przeciwwagę dla takich praktyk, gdyż po powrocie do swoich krajów mogą dawać świadectwo tego, co w rzeczywistości dzieje się na okupowanych Zachodnim Brzegu i Strefie Gazy. Ludzie dowiadują się nagle, że - wbrew temu co czytają w gazetach i oglądają w telewizji - Palestyńczycy to przede wszystkim zwykli ludzie, pragnący żyć godnie we własnym kraju, bez śmigłowców Apache i myśliwców F16 nad głowami, bez ciągłego warkotu silników czołgów Merkava, bez nieustannych ataków i eksplozji, wszechobecnych punktów kontrolnych, bez izraelskich żołnierzy dookoła, ciągłej kradzieży swojej ziemi pod budowę nielegalnych osiedli, wreszcie, bez ogromnego muru apartheidu, zamykającego ich w wielkim getcie.
To wszystko powoduje, że obecność obcokrajowców jest dla władz izraelskich niezwykle niewygodnym czynnikiem. Jednak okoliczności towarzyszące aresztowaniu Ani wskazują na to, że jej obecność była szczególnie niewygodna. Podczas inwazji na Bilin wydawało się, że żołnierze wiedzieli dobrze „po kogo przyjechali”. Już na pierwszym posterunku, na który przewieziono Anię, żołnierze dysponowali szczegółowym dossier na jej temat.
Pretekstem do wydalenia Ani jest brak aktualnej wizy, uprawniającej do pobytu na terenie Izraela (aresztowania dokonano na terenie Zachodniego Brzegu, który nie jest przecież częścią państwa Izrael). Polskie MSZ, niestety, nie wykazuje nadmiernego przejęcia sprawą Ani, informując, że brak wizy jest wystarczającym powodem, aby Anię deportować. Wydaje się jednak, że można było spróbować zrobić coś więcej, szczególnie zważywszy na sytuację, w jakiej znajdzie się Ania po powrocie do kraju. Prawo izraelskie dopuszcza np. ewentualność pozostania na terytorium Izraela dłużej niż przewiduje to wiza, w sytuacji, gdy ma to związek z wykonywaną pracą. Ania jako dziennikarka nie dokończyła jeszcze swojej pracy w Palestynie... niestety, MSZ uznało, że nie musi nadto wysilać się w tej sytuacji.
O izraelskich więzieniach...:
International Middle East Media Center Palestyńskie dzieci poddawane są torturom
Nora Barrows-Friedman, Izraelczycy torturują palestyńskie dzieci
Aneta Dąbrowska, Aresztowania i internowania
Le Monde Diplomatique: Sekrety izraelskich więzień
Informacje o wiosce Bilin:
04.09.2007, Izrael: Sąd Najwyższy nakazał częściową zmianę trasy przebiegu muru apartheidu
20.01.2006, 15 protestujących w tym conajmniej 3 aktywistów izraelskich rannych w proteście w Bil'in
Protesty w Bilin na Youtube
Relacja i film z protestów 18 października 2005
Friends of Freedom and Justice Bilin
Protesty ISM w Bil'in
Zdjęcia z Bil'in
http://viva-palestyna.pl/news/news.php?news=special/ania.php
.Izraelskie gestapo w akcji
NA ZACHODNIM BRZEGU ARESZTOWANO POLSKĄ DZIENIKARKĘ
MOŻESZ POMÓC! (aktualizacja)
W nocy z poniedziałku na wtorek izraelska armia przeprowadziła atak na wioskę Bilin, na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu [wiadomość o inwazji]. Podczas przeszukiwań aresztowana została dziennikarka z Polski, redaktorka serwisu Viva Palestyna, wieloletnia działaczka Międzynarodowego Ruchu Solidarności (ISM). Została ona przewieziona do Tel Avivu i prawdopodobnie w ciągu kilku dni może zostać deportowana do Polski (obecnie przebywa w więzieniu w Ramle).
Pokojowa demonstracja w Bilin
Ania niesie transparent "POLSKA Z PALESTYNĄ"
Ania poświęciała bardzo wiele w imię solidarności z narodem palestyńskim, chciała zamieszkać na Zachodnim Brzegu na stałe, aby móc wspierać Palestyńczyków w ich walce z codziennością okupacji. Z tego powodu, jeśli będzie musiała wrócić do Europy, nie będzie miała do czego. Osoba, która chciała przez reszte życia nieść pomoc innym, teraz sama potrzebuje naszej pomocy.
Udało się już dostarczyć rzeczy osobiste Ani do ambasady, więc przynajmniej będzie wracać z podstawowym bagażem (co wcześniej nie było pewne). Nie zmienia to jednak faktu, że po powrocie do kraju znajdzie się w ciężkiej sytuacji. Jeżeli chcesz pomóc i ułatwić jej powrót do życia w Europie pisz na adres saahib@plusnet.pl, lub GG: 2300233
Więcej:
Ściągnij fragment środowej audycji ALTERGODZINA, Joanna Lis opowiada o zatrzymaniu Ani i sytuacji w jakiej się znalazła:
[Plik mp3] (około 6 MB)
Przeczytaj także:
01.11.2007, Najnowsze wieści w sprawie Ani!
30.10.2007, Dalsze szczegóły dotyczące zatrzymania Ani
29.10.2007 (akt.), Atak na Bilin Polska aktywistka aresztowana!
--------------------------------------------------------------------------------
Oświadczenie VP w związku z brakiem pomocy ze strony MSZ
Wyrażamy głębokie rozczarowanie niepodjęciem jakichkolwiek działań przez przedstawicielstwo polskich władz na terytorium Izraela, w celu wypuszczenia aresztowanej Polki i umożliwienia jej kontynuowania swojej pracy dziennikarskiej na terenie Zachodniego Brzegu Jordanu.
Uważamy, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno wesprzeć niezwłocznie, wszelkimi możliwymi działaniami na drodze dyplomatycznej nasze starania na rzecz uwolnienia Ani. Niestety przedstawiciele Ambasady, prawdopodobnie obawiając się pogorszenia stosunków z Izraelem uznały deportację Ani za przesądzoną. Podobny obraz sugerują informacje trafiające do mediów, w odpowiedzi na pytania o sprawę aresztowanej działaczki.
Dla polskich władz to bardzo wygodne. Sytuacja Ani, przebywającej w więzieniu w Ramle, ulega przez to dalszemu pogorszeniu. Została aresztowana przez wojskowe siły okupacyjne, podczas bezprawnego i nieuzasadnionego ataku na wioskę Bilin, w nocy z 29 na 30 listopada. Prawdą jest, że nie posiadała już ważnej wizy, uprawniającej do pobytu na terenie Izraela. Zdawała sobie sprawę, że nie miała żadnej realnej możliwości jej przedłużenia. Niemniej Zachodni Brzeg Jordanu, bez względu na trwającą kilkadziesiąt lat barbarzyńską okupację, nie jest częścią państwa Izrael. Nawet sam Izrael nie uważa tego terytorium za własną część. Ponadto okoliczności towarzyszące aresztowaniu Ani wskazują, że brak ważnej wizy był jedynie pretekstem dla jej aresztowania i prób wydalenia.
Izraelskie prawo przewiduje możliwość dalszego pobytu mimo wygaśnięcia wizy, jeśli ma to bezpośredni związek z wykonywaną pracą. Ania pracowała na Zachodnim Brzegu Jordanu jako dziennikarka i nie skończyła swojej pracy, co w korespondencji z Ambasadą potwierdziły Trybuna Robotnicza oraz Le Monde Diplomatique - Edycja Polska. Stwarza to możliwość odwołania od decyzji o deportacji, choć konsul podtrzymuje opinię o jej nieuchronności. Nie skontaktował się nawet z adwokatką Ani, mimo, że jest w posiadaniu jej numeru telefonu!
Co więcej, docierają do nas sygnały, iż ambasada, mimo osobistej wizyty konsula w więzieniu u Ani, nie orientuje się nawet w jej obecnej sytuacji, podając, że ma adwokata z urzędu (bzdura!), albo, że przebywa obecnie w Tel Avivie.
Nie jest to nowa sytuacja, polskie MSZ w bardzo podobny sposób ignoruje także prośby innych Polaków przebywających na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, proszących np. o pomoc w wydostaniu się stamtąd.
Wciąż mamy nadzieję, że dzięki międzynarodowej solidarności, w tym wsparciu ze strony izraelskich środowisk antywojennych i presji wywieranej na władzach Izraela uda się uniknąć deportacji Ani. Odrobina dobrej woli ze strony polskich władz oznaczałaby wydatną pomoc w jej sprawie. Niestety ich zupełna obojętność czy wręcz rozmyślna odmowa jakiejkolwiek pomocy w żaden sposób nie pomaga rozwiązać trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się nasza koleżanka.
Viva Palestyna
CO MOŻESZ ZROBIĆ:
W związku z brakiem nalezytej reakcji ze strony polskiego MSZ prosimy o rosyłanie na adres Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i polskiej ambasady w Tel Avivie e-maili z apelem o podjęcie wyraźnych starań dyplomatycznych na rzecz uwolnienia Ani.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych: skargi.wnioski@msz.gov.pl, dsi@msz.gov.pl
Polska Ambasada w Tel Avivie:
embpol@netvision.net.il
O sytuacji w jakiej znalazła się Ania:
Palestyńczycy, mieszkający zarówno w Strefie Gazy, jak i na Zachodnim Brzegu Jordanu, żyją w warunkach permanentnej wojny i okupacji. Wystarczy przejrzeć informacje z ostatniego miesiąca, aby przekonać się, że atak, ostrzał rakietowy czy inwazja wojsk izraelskich to dla nich dosłownie codzienność. Niemal każdego dnia lokalne źródła donoszą o co najmniej kilku atakach na palestyńskie cele, w wyniku których zabitych zostaje kilka osób, rannych kilkanaście, a uprowadzonych i uwięzionych przez armię - kilkadziesiąt.
Właśnie z tego względu obecność na okupowanych terenach zagranicznych aktywistów, takich jak Ania, odgrywa kluczową rolę. To dzięki nim izraelscy żołnierze zachowują się przynajmniej odrobinę mniej brutalnie w stosunku do Palestyńczyków. Działacze pacyfistycznej organizacji ISM (Międzynarodowy Ruchu Solidarności) uchronili setki palestyńskich domów przed zburzeniem przez wojskowe buldożery. Obecność obcokrajowca w okolicy pomaga wielu Palestyńczykom uniknąć brutalnego pobicia przez żołnierzy sił okupacyjnych.
Jednocześnie media często przedstawiają Palestyńczyków wyłącznie jako "złych terrorystów, czyhających tylko na to, aby wysadzić się w autobusie pełnym Izraelczyków". Ten niezwykle krzywdzący obraz pasuje zresztą doskonale do kreowanego wizerunku Araba-terrorysty i umacnia w świadomości społeczeństwa nieuchronność tzw. "Zderzenia cywilizacji".
Zagraniczni aktywiści stanowią przeciwwagę dla takich praktyk, gdyż po powrocie do swoich krajów mogą dawać świadectwo tego, co w rzeczywistości dzieje się na okupowanych Zachodnim Brzegu i Strefie Gazy. Ludzie dowiadują się nagle, że - wbrew temu co czytają w gazetach i oglądają w telewizji - Palestyńczycy to przede wszystkim zwykli ludzie, pragnący żyć godnie we własnym kraju, bez śmigłowców Apache i myśliwców F16 nad głowami, bez ciągłego warkotu silników czołgów Merkava, bez nieustannych ataków i eksplozji, wszechobecnych punktów kontrolnych, bez izraelskich żołnierzy dookoła, ciągłej kradzieży swojej ziemi pod budowę nielegalnych osiedli, wreszcie, bez ogromnego muru apartheidu, zamykającego ich w wielkim getcie.
To wszystko powoduje, że obecność obcokrajowców jest dla władz izraelskich niezwykle niewygodnym czynnikiem. Jednak okoliczności towarzyszące aresztowaniu Ani wskazują na to, że jej obecność była szczególnie niewygodna. Podczas inwazji na Bilin wydawało się, że żołnierze wiedzieli dobrze „po kogo przyjechali”. Już na pierwszym posterunku, na który przewieziono Anię, żołnierze dysponowali szczegółowym dossier na jej temat.
Pretekstem do wydalenia Ani jest brak aktualnej wizy, uprawniającej do pobytu na terenie Izraela (aresztowania dokonano na terenie Zachodniego Brzegu, który nie jest przecież częścią państwa Izrael). Polskie MSZ, niestety, nie wykazuje nadmiernego przejęcia sprawą Ani, informując, że brak wizy jest wystarczającym powodem, aby Anię deportować. Wydaje się jednak, że można było spróbować zrobić coś więcej, szczególnie zważywszy na sytuację, w jakiej znajdzie się Ania po powrocie do kraju. Prawo izraelskie dopuszcza np. ewentualność pozostania na terytorium Izraela dłużej niż przewiduje to wiza, w sytuacji, gdy ma to związek z wykonywaną pracą. Ania jako dziennikarka nie dokończyła jeszcze swojej pracy w Palestynie... niestety, MSZ uznało, że nie musi nadto wysilać się w tej sytuacji.
O izraelskich więzieniach...:
International Middle East Media Center Palestyńskie dzieci poddawane są torturom
Nora Barrows-Friedman, Izraelczycy torturują palestyńskie dzieci
Aneta Dąbrowska, Aresztowania i internowania
Le Monde Diplomatique: Sekrety izraelskich więzień
Informacje o wiosce Bilin:
04.09.2007, Izrael: Sąd Najwyższy nakazał częściową zmianę trasy przebiegu muru apartheidu
20.01.2006, 15 protestujących w tym conajmniej 3 aktywistów izraelskich rannych w proteście w Bil'in
Protesty w Bilin na Youtube
Relacja i film z protestów 18 października 2005
Friends of Freedom and Justice Bilin
Protesty ISM w Bil'in
Zdjęcia z Bil'in
http://viva-palestyna.pl/news/news.php?news=special/ania.php
Subscribe to:
Posts (Atom)