Dochodzi polnoc,padam na nos ,reszte przeczytajcie sami .DOSKONALE.
Jerzy
PS.Widze ,ze S.Michalkiewicz nie jest jedynym ,ktory wpadl na patent : "dwoch malarzy"
"CHIŃSKIE PRZEKLEŃSTWO
15 października 2007, poniedziałek
Mimo gorącego okresu przedwyborczego, niedziele ("Pamiętaj, abyś dzień święty święcił") staram się - z różnym powodzeniem - zachować trochę dla rodziny (kościół plus wspólne posiłki), trochę dla siebie (rekreacja rowerowa).
Tak było również wczoraj. Podczas mszy w mojej parafii jeden z księży (ciągle nie mogę przyzwyczaić się do ich wielodniowego zarostu "na gudłaja") odczytał przedwyborczy list biskupów polskich. Słuchałem uważnie i... z sentymentem myślałem o czasach, gdy Kościół rzymsko-katolicki był naturalną ostoją dla Polski i Polaków.
Praktycznie, poza obowiązkiem udziału w głosowaniu, nie było jakiegokolwiek jednoznacznego określenia katolickich preferencji. Rzecz bynajmniej nie we wskazywaniu konkretnych partii z ich programami pisanymi zwykle pod dyktando tzw. marketingu politycznego lecz wręcz przeciwnie - w precyzyjnym określeniu kryteriów wzorcowego kandydata na posła dla ludzi wierzących.
Na dobrą sprawę mgławicowe sugestie wypływające z listu biskupów pozwalają w równym stopniu postawić krzyżyk przy a) nazwiskach faworytów Lecha i Jarosława Kaczyńskich przyjmujących z zadowoleniem reaktywację żydomasońskiej loży B'nai B'rith, o czym pisaliśmy 24 września 2007 w dziale NA KAŻDY TEMAT (patrz: http://www.moto.gda.pl/strona.htm?id=512), b) wybrańcach Donalda Tuska, który ślub katolicki raczył przyjąć dopiero w 2005 roku, wyraźnie na potrzeby ówczesnej kampanii prezydenckiej oraz... c) członków żydokomuszej gwardii Wojciecha Olejniczaka, który jest za aborcją i pełnymi prawami dla homoseksualistów. Nie chcę być złym prorokiem, ale taka postawa coraz bardziej "nowoczesnych" i coraz bardziej "judeochrześcijańskich" (czytaj: zażydzonych wbrew Ewangelii i podstawowym kanonom wiary), pasterzy wyjdzie kiedyś bokiem całemu naszemu Kościołowi. Jeśli już nie wychodzi, co widać po liczbie osób na mszach.
Na rowerze też spokoju nie zaznałem. Nie dość, że cały Sopot oklejony gębą szabas-goja o nazwisku Paweł Orłowski z PO, skutecznie wykorzystującego swój status wiceprezydenta miasta to jeszcze na dodatek, tuż po przekroczeniu granicy Gdyni niemal ocieram się o podobizny posłanki Joanny Senyszyn z SLD.
Określenie "podobizna" jest zresztą w tym wypadku wyjątkowo nie na miejscu. Charakterystycznie skrzecząca obywatelka PRL, III/IV RP pochodzenia żydowskiego musi mieć straszne kompleksy z powodu swojego wyglądu, skoro dokonała aż tak skandalicznych manipulacji. Nie dość, że "odświeżyła się" o jakieś pół wieku to jeszcze - co uważam za wyjątkowo chamską manipulację wyborczą - kazała sobie zrobić oczy w kolorze... błękitnym, choć osobiście widziałem ją z bliska i zaręczam, że także pod tym względem w niczym nie różni się np. od Izraelity Szewacha Weissa.
Wracam zniesmaczony do swojego Gdańska, a tam na Motławie przy Zielonej Bramie... wiec wyborczy Janusza Korwina Mikke. Główny ideolog UPR z pokładu niewielkiej jednostki pływającej odpowiada przez tubę na pytania garstki gdańszczan, bardzo często sięgając do pozytywnego przykładu demokracji i gospodarki USA.
Korzystam z okazji i sprawdzam, czy najsympatyczniejszy propagator żydomasonerii w wersji atlantyckiej zna aktualne zadłużenie amerykańskiego "wolnego kraju". - Około tryliona dolarów - odpowiada JKM, po czym szybko i jakby zapominając o wcześniejszych zachwytach tłumaczy, że to wynik rozrośniętej biurokracji. - Kiedyś urzędnicy federalni mieścili się w jednym budynku, a teraz jest ich około półtora miliona. Nawet Reagan nie dał sobie rady z tą hydrą, wtrącającą się do wszystkiego, włącznie z ustalaniem składu hamburgerów.
Nie bardzo wiem, jak zinterpretować korwinowską znajomość faktów. Aktualny dług USA wynosi bowiem 8 bilionów, tj. 8.000 miliardów dolarów. Dla Amerykanów trylion to równowartość naszego biliona, czyli lider UPR w tym wypadku pomylił się aż ośmiokrotnie na korzyść państwa posiadającego tak wybitnych "ekonomistów", o czym świadczą liczne nagrody Nobla, ostatniej nie wyłączając. Ale przecież my żyjemy w Polsce, więc musimy uszanować naszą definicję tryliona (1.000.000 bilionów) i wówczas wychodzi na to, że JKM zawyżył amerykański dług aż - uwaga! - 125.000 razy. Po prostu horror...
Ze zwykłej ciekawości sprawdzam jeszcze, czy nr 1 listy LPR widział najnowszy spot reklamowy LPR. - A o czym jest? - pyta czujnie JKM. - O niegodnej wojnie w Iraku i Lechu Kaczyńskim w jarmułce na głowie - odpowiadam. - Ja nie jestem z LPR - szybko zamyka dyskusję sympatyczny pan z pokładu jednostki pływającej. Żegnam więc i... siadam na rower. Jeśli Roman Giertych nie przejedzie się na takim "koalicjancie" to ja jestem gotów zorganizować wieczór "literacki" paru przyjaciołom - swoim oczywiście - z jego partii.
Wracam do domu, a tam kolejna kolejna niespodzianka. Kilka dni wcześniej poprosiłem kolegę po inżynierskim fachu z branży telekomunikacyjnej o sprawdzenie redakcyjnych telefonów komórkowych. Mieszka niedaleko, zaproponował spotkanie w cztery oczy. Okazało się, że spośród pięciu numerów, trzy - w tym mój osobisty - są na podsłuchu. Formalnie jest to podsłuch policyjny, ale - jak wiadomo - funkcjonariusze CBA mogą przebierać się za każdego, nie wyłączając roli obrońców polskiego interesu narodowego pod ścisłym nadzorem Mossadu. Spróbuję rzecz całą wyjaśnić po obywatelsku, czyli prawnie.
Pan Czesław z Gdańska ledwie trzy dni temu (patrz korespondencja z 12 października 2007) życzył mi "zebrania ciekawych doświadczeń" w czasie wyborczego eksperymentu. Jako żywo, przypomina się chińskie przekleństwo: "Bodaj byś żył w ciekawych czasach".
Teksty i zdjęcia: Henryk JEZIERSKI
(Przedruk dozwolony pod warunkiem podania źródła: www.jezierski.pl)
Dobranoc.
Jerzy