Z prawdziwa przyjemnoscia podrzucam nastepny artykul p.H.Jezierskiego.
Polecam go szczegolnie mlodym Polakom ,ktorzy sa glownym celem propagandowego ataku przed wyborami.
Jerzy
EKSPERYMENT STUDENCKI
10 października 2007, środa
Nauczony wczorajszym doświadczeniem, do studia TVP Gdańsk, gdzie - wraz z mecenasem Wiesławem Żurawskim - mam wypowiedzieć się na temat afer gospodarczych wchodzę z kartką, na której mam wypisane daty, fakty i nazwiska dotyczące kolejnych etapów rozkradania Stoczni Gdańskiej. Ten przykład uważam bowiem za najbardziej przekonywujący dla udowodnienia mieszkańcom Wybrzeża, iż w zawłaszczaniu majątku narodowego PO, PiS i LiD mają porównywalne "zasługi". Niestety, założony limit czasu nagrania przekraczamy poważnie, bo prawie o minutę.
O dziwo, fachowcy ze studia reżyserskiego nie dysponują powtórki. Mówią, że było ciekawie i poradzą sobie bez skrótów. Obecni przy nagraniu Danuta Hojarska i dyrektor jej biura poselskiego Stanisław Serwin też nie kryją zadowolenia z naszego występu. Miejmy nadzieję, że podobnie odbiorą nas widzowie. Emisja w czwartek i piątek między 19, a 20 na lokalnej antenie TVP.
I jeszcze jedno - za zgodą "szefowej" podczas nagrania postawiłem przed sobą plakietkę z adresem strony internetowej "jezierski.pl". Może uda się nakierować trochę ludzi do przeczytania tekstów, listów i opinii, jakich nie uświadczy w żadnym z medialnych organów żydokomuny.
Dwie godziny później mam uczestniczyć w debacie przedwyborczej zorganizowanej przez Studencką Agencję Radiową, działającą przy Politechnice Gdańskiej. SAR znam dokładnie od lat trzydziestu, gdy w październiku 1977 roku rozpoczynałem swoją dziennikarską przygodę w gdańskim oddziale Tygodnika Studenckiego "POLITECHNIK". Z kolegami radiowcami oraz fotoreporterami z - również działającej na PG - "Kroniki Studenckiej" spędziliśmy niejeden wieczór na ożywionych dyskusjach, wzmacniając się węgierskim winem marki "Egri Bikaver". Planuję wspomnieć o tym miłym wątku z życia studenckich dziennikarzy.
Zanim to jednak nastąpi, wykorzystuję wolny czas do spaceru po terenie uczelni zastanawiając się jednocześnie nad sposobem efektywnego dotarcia do świadomości słuchaczy młodszych nawet od moich dzieci.
Sposób nasuwa się jednak sam. Na uczelnianej tablicy ogłoszeń czytam zachętę Samorządu Studenckiego Politechniki Gdańskiej do aktywnego uczestnictwa w wyborach z fragmentami następującymi: "... Nie bądź bierny na to, co dzieje się w naszym kraju... Jeśli ty tego nie zrobisz, jakaś babcia zrobi to dla ciebie.". Pal diabli ewidentny błąd językowy (biernym można być tylko wobec czegoś, a nie na coś) ale deprecjonowanie ludzi starszych to zwyczajne chamstwo, w dodatku - jakby z premedytacją rozpowszechniane przez anonimowego parcha z SS PG. Postanawiam, że podczas radiowej dyskusji będę przemawiał do studentów w sposób absolutnie jednoznaczny i bez umizgiwania się do potencjalnego elektoratu. W myśl przysłowia: "Lepiej z mądrym stracić, niż z głupim znaleźć".
Już na miejscu, w studio okazuje się, że radio działa przez internet (czyli bez ograniczeń terytorialnych), dyskusja będzie prowadzona na żywo, a wśród zapowiadanych wcześniej gości zabraknie m.in. posłanki Joanny Senyszyn z LiD. Szkoda, chciałem ja zapytać dlaczego na swoje plakaty wyborcze wstawiła znacznie młodszą i znacznie urodziwszą... córkę. Oczywiście, wiem że Senyszyn nie ma żadnych dzieci. Dlatego tak głośno agituje za aborcją, natomiast nigdy nie wyraziła ochoty promowania eutanazji, zwłaszcza w wersji sprawdzonej na sobie. Plakatowy wizerunek jednej z najszpetniejszych Żydówek w całej RP to zapewne efekt żmudnej pracy kosmetyczki i grafika komputerowego wyposażonego w program animacyjny, pozwalający zamienić nawet jadowitą żmiję w gołąbka pokoju.
Senyszyn ma swojego godnego zastępcę w osobie Franciszka Potulskiego. Czerwony od stóp do głów, m.in. jednoroczny sekretarz stanu w ministerstwie oświaty za rządów SLD. Pozostali dyskutanci to:
Aleksandra Jankowska (PiS), aktualnie na stanowisku wicewojewody pomorskiego - piękna i inteligentna dziewczyna. Aż żal, że zobowiązana do partyjnej lojalności wobec zakompleksionych i dlatego tak żądnych władzy kurdupli.
Jarosław Wałęsa (PO), wytypowany do robienia kariery politycznej syn eks-prezydenta Lecha, który "agentem był i nie był", "jest za, a nawet przeciw" plus dziesiątki podobnych kwestii godnych urodzonego kabotyna. Nie wypominałbym jednak w tym wypadku synowi ojca, gdyby nie to, że wyraźnie idzie w jego ślady.
Andrzej Młot (PSL), jak się później okaże człowiek-echo co rusz "podpisujący się" pod tezami wygłoszonymi przez Potulskiego lub J. Wałęsę. Nic dziwnego, że wyborach na prezydenta Gdańska udało mu się zebrać ledwie jeden procent głosów.
Dyskusję prowadzą Emilia Hinc i Marek Witkowski, redaktor naczelny SAR. Pierwsze pytanie panny Emilii pod moim adresem i... zbiera mi się na wymioty. Miłej refleksji o moich dziennikarskich doświadczeniach sprzed lat trzydziestu na pewno nie będzie. Znowu zadziałała bowiem zdarta płyta z "antysemityzmem". Pani Emilia taka młoda, a już nie potrafi myśleć inaczej niż Michnikiem. Tradycyjnie proszę o podanie, co rozumie pod pojęciem antysemityzmu. Tradycyjnie wyjaśniam, iż podana definicja (krytykowanie Żydów) jest z gruntu rasistowska bowiem nie uwzględnia, że Semitami są - i to w znaczącej większości - także Arabowie, w tym mordowani przez Żydów Palestyńczycy. Panienkę mam "z głowy" lecz już wiem że na jej sympatię nie mam co liczyć. Zwłaszcza, że dosadna wymiana poglądów i moja ocena jej wiedzy poszła w eter.
Nasi gospodarze pytają głównie o kwestie dotyczące ludzi młodych. Odpowiadam tak jak zaplanowałem - jasno i bez ogródek.
Komentując tragiczną sytuację mieszkaniową nawiązuję do żydokomuny w wersji gierkowskiej, gdy młodzi ludzie po studiach mieli zdecydowanie większe szanse otrzymania własnego lokum, m.in. z tzw. puli zakładowej. Wątek z "żydokomuną" powoduje gwałtowna reakcję tow. Potulskiego. Przypominam mu, aby nie recenzował moich wypowiedzi, bo jest w studio tylko na takich prawach jak ja.
- Ale ja się tym po prostu brzydzę - odpowiada.
- Bo jest pan obrzydliwy - ripostuję i mam na jakiś czas spokój.
Z młodym Wałęsą jest znacznie gorzej. Powody jego prymitywizmu i demagogii zaczynam rozumieć, gdy dowiaduję się, że studia, które odbył w USA polegały na tresurze w specjalności "politologia". Co innego jednak rozumieć, co innego zaś - tolerować tupet tzw. użytecznego idioty, w dodatku tak łatwo przypinającego innymi etykiety "ciemnogrodu".
Jadę więc po tępawym agitatorze żydokomuny jak po łysej kobyle. Gdy J. Wałęsa kwestionuje podaną przeze mnie kwotę co najmniej 10 mld złotych traconych miesięcznie przez nasz kraj z powodu emigracji zarobkowej i żąda, abym podał "metodologię tej cyfry" najpierw prostuję matematycznego durnia informacją, że 10 mln to nie cyfra lecz liczba.
Gdy jedna z czołowych gdańskich ikon PO tłumaczy poniżające wędrówki młodych ludzi za pracą obecnymi trendami, wynikającymi z procesu globalizacji i powołuje się na przykład amerykański, odpowiadam, że - w przeciwieństwie do architektów tejże globalizacji - Polacy nie są plemieniem koczowniczym, a podpieranie się przykładem kraju, którego zadłużenie sięga 10 bilionów dolarów wymownie świadczy o jakości wykształcenia J. Wałęsy.
Niestety, syn "Wielkiego Elektryka" jest niereformowalny w swoim widzeniu świata. Na pytanie o kwestię zniesienia wiz do USA radzi stworzyć... silne lobby w tej sprawie, zarówno w za oceanem, jak i w Brukseli.
- A jakie jest pana zdanie? - pyta mnie prowadzący spotkanie. Opowiadam jednoznacznie: - Na pewno nie finansowanie z naszych kieszeni jakichś popapranych lobbystów. Wystarczy zastosowanie zasady wzajemności. Skoro Amerykanie wymagają od nas wiz, wymagajmy tego samego od nich. W stosunkach międzynarodowych kundlizm nie popłaca nigdy. Znacznie mniejsze od nas Czechy najzwyczajniej olały apel Busha o wsparcie ich akcji w Iraku. I co? Nie stracili ani jednego żołnierza, nie wydali setek milionów euro, a za "karę" jeżdżą do USA bez wiz.
W dyskusji nie może zabraknąć pytania o poprawienie sytuacji ponad półtoramilionowej rzeszy studenckiej w Polsce. W odróżnieniu od reprezentantów pozostałych partii nie bawię się w cytowanie programów wyborczych. Rozwiązanie widzę następujące:
- Należy wyraźnie rozgraniczyć kształcenie na poziomie wyższym w zawodach społecznie użytecznych i niezbędnych dla rozwoju polskiej gospodarki od kształcenia, a raczej tresury w specjalnościach na podbudowie marksistowsko-leninowskej, wzbogaconej nowymi technikami manipulacji. Młodzi ludzie zainteresowani uzyskaniem dyplomu inżyniera, matematyka, fizyka, chemika, lekarza, prawnika, ekonomisty i tym podobnych, konkretnych profesji powinni mieć zagwarantowane studia bezpłatne ponieważ, po pierwsze - wnoszą osobisty kapitał w postaci wiedzy nabytej w szkole średniej oraz intelektualnego wysiłku w trakcie samych studiów, po drugie - wzmacniają znacząco potencjał swojego "sponsora" czyli państwa. Natomiast karierowicze zainteresowani kuglarstwem - bo przecież nie pracą - w specjalnościach typu politolog, socjolog, etnolog, antropolog społeczny itp. powinni albo płacić za tresurę z własnej kieszeni albo sięgać po wsparcie ze strony ich przyszłych chlebodawców, głównie partii politycznych i tzw. ośrodków badania opinii społecznej.
Z pewnością ten pogląd nie podobał się zarówno politologowi J. Wałęsie, jak i tow. Potulskiemu, który w najbliższej rodzinie politologów ma aż dwóch. Na szczęście nie miałem żadnych powodów, aby w jakikolwiek sposób dogadzać tym panom. Można nawet powiedzieć - wręcz przeciwnie. Natomiast co do samych studentów przysłuchujących się mojej wymianie ciosów z żydokomuną w wersji PO i LiD... Wystarczy, jeśli dowiedzieli się, że na interesujące ich tematy można mieć zupełnie inne zdanie niż "jedyne słuszne", bo płynące z "Gazety Wyborczej" i jej popłuczyn.
Przedruk dozwolony pod warunkiem podania źródła: www.jezierski.pl)