Niesamowicie prowokujacy artykul.Polecam goraco.Wspaniala uczta do analitycznego myslenia.
Jerzy
"Pokorny (islam) Homo sapiens z wizytą w Civitas dei, czyli w „mieście Boga”
1. Cristo Redentor, zbawca tradycji „Miasta na wzgórzu”
W roku 2006 na ekranach polskich kin wyświetlany był przez pewien czas brazylijski film pod zagadkowym tytułem „Miasto Boga”. Autor poszedł nań, spodziewając się, jak zwykły śmiertelnik, iż będzie to opowieść o czymś wzniosłym, jako iż „Bóg jest Miłością” jak ludzie przyzwyczajani są sądzić. Jakież było jego zaskoczenie, gdy zamiast scen kojących duszę każdego chrześcijanina, przez dwie godziny oglądał, ponoć osnutą na autentycznych wydarzeniach, opowieść o młodocianych bandytach, terroryzujących mieszkańców ubogich (ale dość estetycznie zbudowanych, dzięki rządowym subsydiom), dzielnic Rio de Janeiro. Jedynym religijnym epizodem w tej ponurej, filmowej opowieści było „nawrócenie się” jednego z gangsterów, któremu policja zaczęła deptać po piętach i który to morderca znalazł swe „zbawienie” w chroniących go przed policją murach lokalnego kościoła.
Skąd zatem się wziął tytuł „Miasto Boga” w odniesieniu do spraw świata przestępczego gigantycznej południowo-amerykańskiej metropolii, nad którą dominuje, z daleka przypominający krzyż swymi rozpostartymi ramionami, wysoki na 38 metrów betonowy posąg Cristo Redentor, Chrystusa Odkupiciela? Bez wątpienia tytuł „Miasto Boga” (łac. civitas dei) autor scenariusza skopiował z tytułu jednego z dzieł biskupa z Hippony, Aureliusza Augustyna, piszącego na początku V wieku. Otóż w całej swej „pobożnej” – by nie powiedzieć wprost, faryzejskiej ([1]) – działalności pisarskiej, święty Augustyn postulował, iż celem życia chrześcijan ma być budowa na ziemi „państwa (względnie miasta – civitas) bożego”, będącego wypełnieniem starotestamentowych proroctw kapłana Izajasza. Ten żydowski prorok, żyjący 2,5 tysiąca lat temu na wygnaniu w Babilonie, w swych natchnionych pismach głosił nadejście „nowej ziemi i nowego nieba”, kiedy to będzie nad światem zapanuje miasto zwane Nowe Jeruzalem:
Cudzoziemcy odbudują twoje mury,
a ich królowie będą ci służyć (...),
I twoje bramy będą stale otwarte,
ni w dzień, ni w nocy nie będą zamykane,
aby można było do ciebie sprowadzić skarby narodów,
pod wodzą ich królów,
Bo naród i królestwo, które tobie nie będą służyć, zginą,
i takie narody zostaną doszczętnie wytępione. (Iz. 60, 10-12)
Te „budujące” opisy przyszłej wspaniałości Syjonu trwały w marzeniach ludu (a jeśli nie ludu, to przynajmniej kleru) izraelskiego przez całe wieki i zostały powtórzone, prawie literalnie, w kończącym chrześcijański Nowy Testament „Objawieniu” św. Jana:
I poniósł mnie w duchu na wielką górę i pokazał mi miasto święte
Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, (...)
A miasto nie potrzebuje ani słońca ani księżyca, aby mu świeciły,
oświetla je bowiem chwała Boża, a lampą jego jest Baranek.
I chodzić będą narody w światłości jego,
a królowie ziemi wnosić będą do niego chwałę swoją.
A bramy jego nie będą zamknięte w dzień, bo nocy tam nie będzie;
I wniosą do niego sławę i dostojeństwo narodów. (Obj. 21, 10-26)
Żydo-chrześcijańska wizja Nowego Jeruzalem, z dominującym w nim wzgórzem świątynnym Syjon, promieniującym swym nienaturalny (a więc sztucznym) „światłem” na całą Ziemię, bardzo głęboko utkwiła w wyobraźni lubiących się rozczytywać w Biblii protestantów ([2]). O tym „mieście na wzgórzu”, będącym „beacon” (latarnią wskazującą kierunek poruszania się) ludzkości wspominał na przykład, w swych prorockich przemówieniach pod koniec XX wieku, prezydent USA Reagan, piętnując jednocześnie wrogie Bogu „Imperium Zła” w formie Związku Radzieckiego. Ten ‘Kraj Rad’ rzeczywiście, wkrótce po zdemaskowaniu go jako łajdackie (rogue) Imperium, rozsypał się w gruzy. Oczywiście to, co się uwidoczniło „na zewnątrz” pod koniec wieku XX-go, było wcześniej pieczołowicie przygotowane w ukryciu. O szczegółach tego gigantycznego „spisku” informuje wchodząca obecnie na rynek polski książka „Prezydent-Papież-Premier” Johna O’Sullivana. Zostało w niej opisane „Przymierze nie świętej trójcy” Ronalda Reagana, Jana Pawła II i Margaret Thatcher, których „porozumienie” z Michaiłem Gorbaczowem doprowadziło do pospiesznego demontażu ZSRR. (W pociągach PKP Intercity we wrześniu br. rozłożone były reklamy tej książki, najwyraźniej propagowanej przez CIA.)
Czymżesz jest zatem, w swej istocie, to Miasto Boga Izraela, którego „światło” jest zdolne powalić nawet najlepiej zbrojne Imperia? Otóż punktem centralnym starożytnej Jerozolimy, rządzonej przez lokalną teokrację, była Świątynia stojąca na wzgórzu Syjon. Według legend została ona zbudowana tysiąc lat przed Chrystusem w okresie rządów króla Salomona, przez architekta o nazwisku Hiram, który w czasach nowożytnych stał się patronem wszystkich, tak zwanych „wolnomurarskich”, tajnych związków robotniczych. To właśnie „światło” emanujące z ruin tej starożytnej jerozolimskiej świątyni, jest tym „światłem chwały Bożej”, które od blisko trzech tysięcy już lat promieniuje na świat cały. I to promieniuje głównie dzięki chrześcijaństwu, które przejęło hebrajski Stary Testament jako swoją „księgę świateł” wiodących ku Bogu.
Jak to omawia w szczegółach mojżeszowa „Księga Kapłanów” (Leviticus), w rozdziale 3 i 4, hebrajski kult świątynny polegał głownie na udzielaniu „odpustów” za popełnione grzechy oraz pospolite przestępstwa. Ludzie pożądający „grzechów odpuszczenia” przyprowadzali do świątyni jakieś drogie ich sercu zwierzę domowe, na które „składali” swe przewinienia (Kpł. 4, 4; 23 – 29). Te „obciążone grzechem”, niewinne zwierzęta domowe kapłani-rzeźnicy wykrwawiali a potem palili (tak zwany holocaust) „by ucieszyć Boga” i „wkupić się” w jego łaskę. Dzięki temu prostemu – by nie powiedzieć prostackiemu – zabiegowi „grzech znikał”, nikt już nie miał prawa wypominać ofiarodawcy popełnionych przezeń występków. A i on sam, pod wpływem autorytetu kapłanów, zagłuszał w sobie jakiekolwiek wyrzuty sumienia. W jerozolimskiej świątyni po prostu praktykowano starą jak Izrael sztuczkę z „kozłem ofiarnym” który, ku uciesze jego ofiarodawców, pokutował za nie swoje grzechy oraz zbrodnie. Hebrajski „bóg” był trywialnie bogiem Zapomnienia, Amnezji i Zamknięcia Oczu na „odpokutowane”, za pomocą umęczenia tak zwanych „baranków bożych”, przewinienia.
Z punktu widzenia zwykłego, posiadającego zdolność kojarzenia faktów śmiertelnika, Bóg – Wielki Sędzia, który przyjmuje „okup” za „wymazanie z rejestru przestępstw” jakiegoś przewinienia, w niczym się nie odróżnia od biorącego łapówki urzędnika, który za odpowiednim wynagrodzeniem udaje, że nie widzi spraw ewidentnie śmierdzących. Nie trzeba się tutaj nawet powoływać na starożytny grecki kosmiczny Nous (Rozum), by zauważyć, iż jedną z 40, rzadko wyjawianych nazw jerozolimskiego „boga-kolekcjonera łapówek” jest PRZEKUPNY. Oczywiście pod patronatem takiego „Boga” zarówno ilość grzechów, jak i pospolitych zbrodni, w „mieście Pana” musiała być przeogromna. Łatwiej jest bowiem dokonywać kradzieży i innych przestępstw gdy się ma świadomość, że Prawo stwarza „furtkę” poprzez którą, za odpowiednim ‘okupem’, przed Sprawiedliwością można uciec. Dzięki w ten „przemyślny” sposób skonstruowanemu Prawu, zwanemu Torą, profity były dość równo rozłożone wewnątrz specyficznego „trójkąta”, którego ślad zachował się na flagach dzisiejszego Izraela. U jego szczytu tkwił oczywiście „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba”, który mógł nasycać do woli swe nozdrza wonią spalanych na jego cześć ofiar (Kpł. 2, 9 – 10). Zaś u podstawy tego kabalistyczno-pitagorejskiego Trójkąta, na „chwałę bożą” pracował świat przestępczy ściśle związany z mafią „sług bożych”, którym głód nigdy nie zagrażał: gdy przewinień zabrakło, to przecież z łatwością można było te przewinienia „konstruować”, uciekając się do prowokacji podobnych do tej, którą niedawno próbowało zorganizować w Polsce CBA, zastawiając wypełnioną trzema milionami złotych „łapkę na myszy” na wicepremiera Leppera.
Jerozolimską „Świątynię Korupcji”, którą Jezus z Nazaretu nazwał JASKINIĄ ZBÓJCÓW, w końcu zburzyli Rzymianie w 70 roku. Niestety smród po tej Świątyni Grzechów Odkupienia przetrwał dzięki Pismu Świętemu Nowego Testamentu. W czasach nowożytnych, a zwłaszcza w czasach obecnych, określanych jako po-nowoczesne, ten „zaduch poznawczy” rozchodzi się głównie dzięki wysiłkowi Anglosasów i dzięki naśladującym ich „cywilizację” Wielkim Polakom. To właśnie wskutek działalności w świecie ludzi pokroju bohaterów książki O’Sullivana „Prezydent-Papież-Premier”, smród po antycznym „Bogu Izraela” coraz szczelniej przykrywa Ziemię swą „Czarną Chmurą” spalin oraz toksycznych pyłów, zwłaszcza tych powstających przy wybuchach pocisków z uranu.
2. Chrystus Zbawiciel, zgrzeszeń i zbrodni Pomnożyciel, korupcji Krzewiciel
Perfidny pomysł, by zamienić rozumnego Jezusa Nazarejskiego w głupiutkiego „baranka bożego”, który gładzi zbrodnie „inwestorów” w męczeńską śmierć tegoż Jezusa na krzyżu, jest niewątpliwie autorstwa samozwańczego apostoła Pawła. Ten „wikary Chrystusa”, jak sam przed sądem w Jerozolimie z dumą opowiadał, był członkiem sekty Faryzeuszy, „starannie wykształconym w zakonie ojczystym, pełnym gorliwości dla Boga” (Dz. 22, 3; 23, 6). Peanami na temat wartości „odkupicielskiej” ukrzyżowania Chrystusa przepełnione są w szczególności pawłowe „Listy” do Rzymian oraz Koryntian, zaś w super-teologicznym „Liście do Hebrajczyków” (który wśród chrześcijan pojawił się dopiero około roku 150), stwierdził on autorytatywnie co następuje:
„Bo jeśli krew kozłów i wołów oraz popiół z krowy uświęcają skalanych
i przywracają cielesną czystość,
O ileż bardziej krew Chrystusa (...) oczyści sumienia nasze,
abyśmy mogli służyć Bogu żywemu.
I dlatego jest on pośrednikiem nowego przymierza,
albowiem gdy poniesiona została śmierć
dla odkupienia przestępstw popełnionych za pierwszego przymierza,
ci, którzy są powołani, otrzymali dziedzictwo wieczne.
Gdzie bowiem jest testament,
tam musi być stwierdzona śmierć tego, który go sporządził.
(...)
Bo według zakonu niemal wszystko bywa oczyszczone krwią,
i bez rozlania krwi nie ma grzechów odpuszczenia.”
(Hebr. 9, 12-22)
By oszustwo poznawcze, w jakie zaangażował się ten samozwańczy apostoł ([3]), było trudniejsze do wykrycia, wzdrygający się przed jakimkolwiek, zakazanym przez Torę, wysiłkiem umysłowym, Paweł rozpropagował mit o predestynacji. Według tego mitu Bóg udziela usprawiedliwienia, zwanego łaską, niezależnie od uczynków, li tylko na podstawie wiary (patrz „List do Rzymian” rozdz. 3 i 4). Wiara zaś polega na biernej akceptacji opinii głoszonych przez autorytety, człowiek wierzący stara się zatykać uszy, zasłaniać oczy i w ogóle nie myśleć, byle tylko nie zakwestionować autorytetu swego „Pana”. Taka niechęć do poznania, charakteryzująca chyba wszystkie religie monoteistyczne musi, w sposób konieczny, prowadzić do postulowanej przez Lamarcka Prawo Biologii, atrofii mózgów u osób wierzących. Gdy bowiem unika się pracy umysłowej, to i mózg wierzącego się rozleniwia, aparat skojarzeniowy robi się ospały, niezdolny do kojarzenia faktów, które u osób umysłowo sprawnych wzbudzają po prostu trwogę. Jak chociażby to dumne zapewnienie Apostoła:
„Błogosławieni, którym odpuszczone są nieprawości,
I których grzechy (i zbrodnie) są zakryte;
Błogosławiony mąż,
któremu Pan grzechu (a nawet i zbrodni) nie poczyta.”
(Rz. 4, 7-8)
Wymarzone zatem przez biskupów Kościoła, „miasto Boże”, civitas dei, jest w swej istocie Miastem Zakrytych Zbrodni, pilny student „Listów” tegoż Pawła, święty Augustyn, w ten sposób zalecał katolickim księżom fetować Wielką Noc Zakłamania Świata przez ofiarę konającego na krzyżu Chrystusa (dosł. "Pomazańca bożego"):
„O zaiste konieczny był grzech Adama,
który został zgładzony śmiercią Chrystusa!
O szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!
Uświęcająca siła tej nocy,
oddala zbrodnie, z przewin obmywa,
przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym.”
(Jest to „pobożny” hymn, który był śpiewany przez księży po łacinie w Wielką Sobotę Wielkanocy, aż do czasów II Soboru Watykańskiego)
Nowe Przymierze z Bogiem, zawarte na Golgocie, zostało przegłosowane przez biskupów-zdrajców, wraz z dogmatem o ‘grzechów odpuszczeniu’, dopiero na tak zwanym „Soborze zbójeckim” w Efezie w 431 roku. To Przymierze z Przekupnym Panem Izraela też ma kształt kabalistycznego „Trójkąta Miłości Własnej – czyli Egoizmu – Boga, Kleru oraz Ludu Bożego”. U jego szczytu w Nowym Testamencie znalazła się, pojawiająca po raz pierwszy w „Objawieniu” św. Jana, „Dwójca Boga i Baranka”. Ta „święta Dwójca” pobudza chrześcijan do naśladownictwa swego zachowania: Chrystus-Baranek oczywiście popycha do męczeństwa imitujących Jezusa z Nazaretu przedstawicieli Homo sapiens próbujących, tak jak On bezskutecznie, zwrócić uwagę świata na korupcję szerzącą się w „mieście boga”. „Bóg Ojciec” zaś, zachowując się jak jego pierwowzór z Księgi Kapłanów, raduje się, gdy jego nozdrza wypełnia woń spalanego mięsa, tym razem mięsa najwyższej jakości, bo z ciał żywcem spalanych na stosach heretyków oraz innowierców ([4]). U podstawy zaś tego „Nowego Trójkąta Miłości Własnej” rozkwitła Nowa Świątynia oraz komercyjny Zakon Kupców-Wojowników Nowego Izraela, będący kontynuacją mafijnych tradycji „złodziei i zbójców” Starego Testamentu ([5]). Ten nowy, zbrojny w wizerunki krzyża „lud boży” zaczął się „wykupywać”, z popełnianych przez siebie zbrodni, za pomocą hojnych darów dla miłującego przecież dostatek kleru: w ten właśnie sposób powstała przebogata, późnoromańsko-gotycka katedra San Marco w Wenecji, zbudowana dzięki „okupowi za grzechy” mafii kupieckiej tego, dominującego na Morzu Śródziemnym, państwa-miasta.
3. „Uciekajcie z Jeruzalem! To rozkaz z Kosmosu!”
Wychwalane w modlitwach przez Kościół „gładzenie grzechów świata”, oczywiście li tylko świata chrześcijan, za pomocą kultywowania przez wieki pamięci o Chrystusie Ukrzyżowanym, od strony socjotechniki nie różni się niczym od „gładzenia grzechów świata”, tym razem świata żydów-syjonistów, poprzez ciągłe podsycanie pamięci o Holocauście. To bezustanne przypominanie „niewinnych ofiar reżymu” (odpowiednio judeo-rzymskiego w wypadku ukrzyżowania Jezusa, nazistowskiego, w wypadku Holocaustu), podobnie jak coraz powszechniejsze przypominanie Katynia w Polsce dzisiaj, daje bardzo wymierne profity osobom oraz grupom te ‘seanse pamięci’ organizującym. Jednocześnie taka „sztuczna pamięć” automatycznie popycha rzeczone grupy do agresji wobec społeczności tych „idoli” nie akceptujących. Czy jednak tak szkaradne „idole pamięci” jak Golgota, Auschwitz, a ostatnio i Katyń, narzucające swym wyznawcom iście światowładcze ambicje, mogą służyć budowie świata lepszego jako całość, czyli budowaniu harmonijnej wspólnoty „ludzi, przyrody i bogów” jak to marzył Platon?
Zarówno w wypadku dogmatyki Kościoła Katolickiego, jak i „holocaustomanii” dzisiejszych zachodnich demokracji, ludzie zmuszani są do milczenia, aby nie ujawniać tego, czego świadomi są chociażby muzułmanie, wyraźnie impregnowani, przez ich kulturę, na wszelkie odmiany „kupczenia” – czyli ustanawiania „Przymierzy” – z Bogiem. W najnowszych, po 11 września 2001 czasach, to „życie dla kłamstwa” zachodnich, w dużej mierze post-chrześcijańskich demokracji do tego stopnia stało się normą, że co bardziej spostrzegawczy obywatele mają uczucie jakby jakiś RAKO-PODOBNY PASOŻYT (jeszcze jedno zakryte imię „Boga Izraela”), usiłował chwycić w swe „kleszcze” ich mózgi i dyktować, co wolno, a czego nie wolno im mówić oraz myśleć. Na ten stan „ducha społecznego” skarżył się autorowi rok temu jeden z jego niemiecko-szwajcarskich znajomych i taki właśnie stan psychiczny opisał niedawno Christopher Bollyn, jeden z nielicznych, zdolnych jeszcze do samodzielnego sądu, publicystów amerykańskich:
„Syjonistyczna (czyli emanująca z „miasta na wzgórzu”) dominacja nad środkami masowego przekazu oraz nad akademią w Stanach Zjednoczonych jest tak przekonywująca, że Amerykanie są poddani, tak jak Truman Burbak w filmie „The Truman Show”, ciągłemu ograniczaniu myśli za pomocą wielopoziomowych oszustw, tak jak gdyby cała ludność USA żyła w fałszywej konstrukcji, jak gdyby w „Oświęcimiu dla mózgów”. … Stworzony przez syjonistów wizerunek świata jest tak rozpowszechniony, że wielu ludzi w ogóle sobie nie zdaje sprawy, iż zostali zamknięci w umysłowym więzieniu.” ([6])
Bollyn podkreśla, iż w skali prawie całego Kontynentu Północno-amerykańskiego udało się zbudować sztuczny mur iluzji, którego ograniczeń zwykli obywatele nie są w stanie – ani nawet nie chcą – przebić. Jednak poza tym „Murem Imperium Judeo-Christianum” istnieją jeszcze „łajdackie wyspy” (a nawet i Kontynenty, jak ten Południowo-amerykański) gdzie Homo sapiens ze swej „walki o byt” jeszcze nie zrezygnował ([7]). Ten front walki, z trzymającym ludzkie mózgi w swych kleszczach POTWORNYM RAKIEM, który to „Bóg” wyrósł z czytanych pilnie przez protestantów kart Pisma Świętego, przebiega obecnie nie tylko przez graniczącą z Polską Białoruś oraz Ukrainę, ale także przez samo centrum Jerozolimy, nad która wciąż jeszcze, na wzgórzu Syjonu, dominuje meczet Al. Aqsha, w którym żadnych, charakterystycznych da judeo-chrześcijaństwa, „przekupicielskich” ofiar się nie praktykuje ([8]).
Amerykański, pozasystemowy pisarz John Kamiński, w jednym ze swych, ostatnio opublikowanych w internecie esejów, przyrównał „światło”, które do nas dochodzi z Jerozolimy, czyli miasta siejących zniszczenie apokaliptycznych bóstw/bestii „Boga i Baranka” (czczonych odpowiednio na wzgórzach Syjon i Golgota), do Czarnej Chmury, która nam zasłoniła Słońce. Ideę takiego porównania wziął on z futurystycznej noweli, właśnie pod tytułem „Czarna chmura”, opublikowanej w 1958 roku przez znanego astrofizyka Freda Hoyle. (Ten astrofizyk utrzymywał, wbrew mitom propagowanym przez astronomów-syjonistów, że żadnego „stworzenia świata”, metodą Wielkiego Wybuchu kilkanaście miliardów lat temu, być nie mogło.) Dla Johna Kaminskiego, obserwującego z Florydy wydarzenia ostatnich kilku lat na Bliskim Wschodzie, ta „Czarna Chmura”, rozpełzająca się na cały świat z uwielbianego przez prezydentów USA „miasta na wzgórzu”, wydaje się być czymś najzupełniej realnym. Jego propozycja „eksodusu”, czyli rodzaju biblijnego „Wyjścia”, ucieczki z tego coraz bardziej pogrążającego świat w ciemnościach „miasta Boga” jest następująca:
„Uciekajcie z Jeruzalem. To nie jest sugestia, ani polecany kierunek działania. To jest rozkaz. Rozkaz z Kosmosu. Trucizna, która się wydobywa z tego ponurego źródła kojarzy się bezpośrednio z poskręcanymi trupami, jakie znajdują się w radioaktywnych ruinach Iraku, nie mówiąc już o nowojorskich wieżach WTC, czy o naszej własnej (USA) czarnej przeszłości. Plwocina jaka sączy się z Jerozolimy zatruwa nasze ciała i nasze umysły. Jest to filozofia utrzymująca, że jedna grupa ludzi posiada nadnaturalne zezwolenie by gwałcić i wyzyskiwać innych, posiadających podobno gorszy status. Jest to określane także jako nieuczciwość. Mówiąc prościej, widzimy efekty naszego zachowania się na Ziemi, tym rajskim ogrodzie, który żywi nas i zaspakaja każdą naszą potrzebę. Zamieniliśmy ten raj w rynsztok. W dużej mierze wygląda on jak Izrael. I cały świat zaczyna wyglądać jak Izrael, z betonowymi ogrodzeniami przebiegającymi wszędzie, tak by hodować nas, proletariat, w murach naszych gigantycznych miast, gdzie Oni mogą nas dokładnie pogrzebać.”
4. „Bombo-kreacjonizm” USA (oraz Izraela) jako ‘inteligentny projekt’ apokaliptycznej pary Boga i Baranka
Dlaczego może – a nawet musi, jeśli nie zneutralizujemy zatrutych „czarnych świateł” emanujących z Pisma Świętego – dojść do kompletnej katastrofy nie tylko ludzkości, ale całej planety Ziemia, katastrofy swoimi rozmiarami daleko przekraczającej lokalną katastrofę Izraela blisko dwa tysiące lat temu, kiedy to Jerozolima została zburzona przez Rzymian? Otóż by utrzymać mile łechczący ludzką próżność mit o „narodzie wybranym”, koniecznym stało się zaduszenie, obecnej przecież w całej przyrodzie ożywionej wskazówki, że wyższe formy świadomości, podobnie jak wyższe formy zachowań społecznych, rozwijają się tylko poprzez osobniczą AKTYWNOŚĆ i INTERAKTYWNOŚĆ między bezpośrednio komunikującymi się ze sobą osobnikami. W świetle tego Prawa Przyrody ([9]) propagowana przez samozwańczego apostoła Pawła metoda osiągania zbawienia, nie poprzez wysiłek poznawczy (także przez poznanie siebie samego), ale przez (bezmyślną z definicji) wiarę, to jest nic innego jak próba przechwycenia władzy nad ludem w sposób określony przez Johna Kaminskiego jako nieuczciwy.
Z punktu widzenia Praw Natury, jedno z 40, ukrywanych przed publicznością, imion żydowskiego boga Jahwe to LORD OF IGNORANCE, czyli „Ten, który tworzy w duszach ciemność” ([10]). Nic zatem dziwnego, że chrześcijanie, którzy od setek już lat przyzwyczajali się żyć w ciemnościach CZARNEJ CHMURY, zawleczonej do ich krajów znad ‘miasta na wzgórzu Syjon’, z diabłem kojarzą Lucyfera, czyli dosłownie „tego, który przynosi światło”. Ten „pozorny diabeł” jest bowiem dobrze widoczny na bezchmurnym niebie, bezpośrednio przed wschodem słońca, w postaci świecącej czerwonawym światłem planety Wenus, którą Francuzi nazywają „Lucyferem”. Z tej Gwiazdy Zarannej komuniści zrobili pięcioramienny, czerwony symbol swego antysyjonistycznego ruchu LUDZI PRZYRODY, pragnących żyć w promieniach Naturalnego Słońca.
W jakim zatem kierunku popycha, zarówno ludzi jak i przyrodę, „Ten, który czyni ciemność”, czyli „Bóg” zarówno Ojców Kościoła jak i proroków Izraela? Żydo-niemiecki, marksizujacy psychoanalityk Erich Fromm był przerażony, gdy na emigracji w Stanach Zjednoczonych odkrył, że judeo-anglosaskie elity tego kraju na serio biorą zarysowany w proroctwach Izajasza program Nowego Stworzenia Świata. Jednak poważnym ludziom, czytającym tylko Biblię, takie postępowanie wydaje się być przecież całkiem racjonalne: człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, Bóg stworzył świat, a zatem i człowiek winien starać się ten świat, jeśli już nie stworzyć całkiem od nowa, to przynajmniej przetworzyć zgodnie z zawartą w Biblii instrukcją. W tym zaś biblijnym „planie”, określanym przez uczonych w USA jako ‘inteligent design’, czyli ‘mądry projekt’, występują co najmniej dwa elementy, które są całkowicie patologiczne z punktu widzenia fizyki, fizjologii oraz psychologii.
Po pierwsze, jeśli „bóg”, funkcjonujący na zasadzie arystotelesowskiego Nieruchomego Poruszacza, bez jakiegokolwiek wysiłku jest zdolny do manipulacji światem ludzi oraz przyrody, to i ludzie winni starać się tak przebudować świat, aby móc nad nim, możliwie najmniejszym wysiłkiem, panować. Z tego właśnie powodu ze Stanów Zjednoczonych, kraju który najbardziej się przejął biblijnym nakazem „prostujcie drogi (oraz autostrady) Pana”, promieniuje na cały świat agresywny kult techniki, zezwalającej ludziom, przez starożytnego żydowskiego myśliciela, Filona z Aleksandrii wychwalanym jako „małe bóstwa” ([11]), żyć prawie w bezruchu, minimalnym wysiłkiem często li tylko palców kierując gigantycznymi urządzeniami do „panowania nad ziemią”. Czego kontrolowana przez syjonistów amerykańska lumpenkultura „dynamicznego siedzenia” w ogóle nie dostrzega, to wynikające z Prawa Biologii sprzężenie zwrotne, powodujące że te zmechanizowane „małe bóstwa”, w wyniku swego, prawie permanentnego znieruchomienia, z konieczności stają się coraz bardziej chorowite, porośnięte tłuszczem, pozbawione potencji, brzydkie i bezdennie wręcz głupie.
Jest i drugi, jeszcze groźniejszy problem, wynikający z „zaczadzenia się” amerykańskich elit Czarną Chmurą toksyn, wydobywających się z „miasta na wzgórzu Syjon”. Otóż elity te, na zasadzie odruchu Pawłowa, wykształciły u siebie przekonanie, że wszelkie zjawiska samoulepszania się oraz różnicowania się elementów biosfery nie są wynikiem odwiecznej działalności tych „stworzeń”, ale wynikiem ich Kreacji (Stworzenia), z „prawie niczego”, li tylko wolą Stwórcy. W ostatnim stuleciu stary, skopiowany z mitów sumeryjskich, biblijny opis stworzenia świata w dni 7 powoli odchodzi do lamusa. Dzięki wysiłkom astrofizyków udało się skonstruować Nowy Mit Stworzenia Świata, w zaledwie dwie minuty, w czasie tak zwanego Wielkiego Wybuchu, który miał ponoć miejsce kilkanaście miliardów lat temu. Z tej, coraz bardziej „obowiązkowej” Naukowej Teorii Stworzenia ([12]) wynika logicznie, że i Naród Wybrany, chcąc się upodobnić do swego „Stworzyciela” winien starać się „ulepszać” ten świat za pomocą możliwie najpotężniejszych eksplozji, a więc najlepiej wybuchów jądrowych.
Stąd właśnie pojawiło się w kręgach rządzących USA etyczne przyzwolenie na wykorzystanie, pod sam koniec II Wojny Światowej, bomb nuklearnych skonstruowanych przez ubóstwianych odtąd – jak Albert Einstein – żydowskich uczonych. I rzeczywiście, przez zrzucenie na Hiroszimę i Nagasaki bomb atomowych w lecie 1945 roku, praktycznie „w oka mgnieniu” udało się Amerykanom „ulepszyć” całą antyczną cywilizację Japonii. Po którym to wyczynie Amerykanie zaczęli „ulepszać”, mniejszymi już bombami, pozostałe kraje obrzeża Pacyfiku, Koreę, Wietnam, Kambodżę i tak dalej, by kilka lat temu ze swą „misją” Ulepszenia Świata powrócić do Europy (77 dni „przyjacielskich bombardowań” Jugosławii w roku 1999!). W końcu spektakularne, „wybuchowe” wyburzenie, 11 września 2001, wież WTC na Manhattanie bardzo istotnie „ulepszyło” sytuację psychologiczną w samych Stanach Zjednoczonych. Ameryka precyzyjnie uderzona w same centra swych afer handlowych (WTC) oraz wojskowych (Pentagon), poczuła się w mocy ruszyć ze swą „misją cywilizacyjną” na Bliski Wschód, gdzie amerykańską metodę „ulepszenia” świata zaczął oczywiście kopiować Izrael, który w lecie 2006 roku przez aż 35 dni z rzędu bombardował miasta maleńkiego Libanu.
Takie „bombokratyczne” zachowania się USA (i jego „umiłowanego pupilka” pod nazwą Izrael) nie byłyby możliwe, gdyby wewnątrz tych (i nie tylko tych) krajów nie zostały zainstalowane systemy medialne całkowicie zdominowane przez syjonistów, od wieków specjalizujących się w zagłuszaniu odruchów racjonalnego rozumu ([13]). Dzięki takiemu „zagłuszaniu”, powodującemu że najbardziej zbrodnicza w świecie US Army wciąż cieszy się niezwykłym poważaniem (chociażby w Polsce), elity amerykańskiego „civitas dei”, nie cierpią na jakiekolwiek wyrzuty sumienia, ciągle planując kolejne zrzuty bomb i kolejne podboje. Ponieważ wyniki niedawnych bombardowań krajów Bliskiego Wschodu nie okazały się zadawalające i „łajdackie” reżymy nie zademonstrowały chęci swej poprawy, więc do nadchodzących bombardowań Iranu Amerykanie już prawie otwarcie się deklarują wykorzystać, po raz wtóry po ponad półwiecznej przerwie, bomby atomowe.
W swym „bombo-kreacjonistycznym” zapale, ten pozbawiony nawet najprostszych odruchów mózgu, TUMOR LUDZKOŚCI pod nazwą USA, jest w stanie sobie ubzdurać, że jak walnie w świat Największą Bombą, to wybrańcy Boga żywcem (ale nago) zostaną wniebowzięci. W tym, całkiem zrozumiałym dla milionów religijnych Amerykanów przypadku, resztki „bezbożnej” ziemskiej biosfery będą jeszcze przez pewien czas wegetować, na pozostałym po planecie Ziemia, kolejnym pasie astreoidów, krążących wokół Słońca..."
Dr.Marek Glogoczowski
--------------------------------------------------------------------------------
Przypisy
[1] Patrz esej M.G. „Bestie post-modernizmu i ich ‘pasterze’” z 2000 roku.
[2] Poniżej urywek artykułu pod tytułem "Fundamentaliści protestanccy w USA", profesora historii Cypriana Iwo Pogonowskiego (www.zaprasza.net):
„John Cotton, kaznodzieja purytański zdefiniował Amerykę jako miejsce wyjątkowe na świecie, które jego kolega po fachu, John Winthrop nazwał symbolicznie „miastem na wzgórzu” („the city on a hill”). Wyrażenie to powtarzane jest regularnie co cztery lata w czasie wyborów prezydenta USA. Pojęcie to pochodzi od fanatycznych purytanów ... (którzy) myśleli o sobie, że przeżywają na nowo biblijną ucieczkę Żydów z Egiptu i ich „miastem na wzgórzu” była biblijna Jerozolima. Purytanie po 1600 roku twierdzili, że uciekli na wolność z pod papieskich wpływów przez Atlantyk, który według nich symbolizował rzekę Jordan, a innowiercy wśród przybyszów z Europy, byli dla nich Kanaitami z Kany Galilejskiej. W tej orientacji nie było miejsca na tolerancję, zwłaszcza Indian, pogańskich autochtonów kontynentu amerykańskiego. Purytanie uważali. że autochtoni mają do wyboru nawrócenie się lub śmierć (...) Podbój kontynentu amerykańskiego jest przedstawiany jako wyraz „ostatnich najlepszych nadziei ludzkości” i przeznaczenie wolnych ludzi rozpowszechniających wolność. (...) Jak dotąd zbrodnia ludobójstwa Indian, autochtonów kontynentu amerykańskiego, nie jest krytykowane w USA ponieważ nie ostało ono właściwie przeanalizowane w piśmiennictwie amerykańskim. Brak nadal jest jasnego postawienia sprawy, że USA funkcjonuje jak inne państwa i nie ma wyjątkowych praw dzięki swemu „wyższemu posłannictwu” oraz działaniu niby w imię „humanitarnych interwencji.” (...) Obecnie większość Amerykanów jest niezadowolona z wojny w Iraku, ponieważ okupacja i pacyfikacją tego państwa jest fiaskiem, natomiast gdyby Amerykanie zniszczyli świat starając się usunąć z niego zło, to byłoby do przyjęcia przez fundamentalistów protestanckich. Robert J. Lifton napisał, że w USA zniszczenie planety ziemskiej jest do zaakceptowania, jeżeli stałoby się to w celu oczyszczenia planety ze zła.”
[3] Święty Paweł, wychowany u stóp rabina Gimaiela starożytny specjalista od robienia ludziom „wody z mózgów”, zarówno przed jak i po swym nawróceniu ewidentnie pracował dla tajnych służb zagrożonego w swym bycie Sanhydrynu. Widać to szczególnie w opisanej w „Dziejach Apostolskich” historii „uwierzytelnienia”, nawróconego Szawła, w oczach chrześcijan w Damaszku, przez niejakiego Ananiasza, któremu „Bóg” polecił udzielić Szawłowi/Pawłowi gościny, wskazując nań jako na „nowo narodzonego chrześcijanina”.
[4] Tych „innowierców”, całopalonych w ofierze za zbrodnie państwa czcicieli „miasta na wzgórzu” w ostatnim stuleciu było setki tysięcy, by przypomnieć straszny los cywilnych mieszkańców Hamburga, Drezna i Hiroszimy w 1944/45 roku, czy też los wypalonej napalmem ludności Korei oraz Wietnamu w drugiej połowie XX-go wieku.
[5] Jezus z Nazaretu “złodziejami I zbójcami” nazwał wszystkich, którzy przed nim przyszli, “pasterzy” Izraela (Jan 10, 8).
[6] “Israeli Control of the Mass Media & the 9-11 Cover-Up”, Christopher Bollyn
http://www.rumormillnews.com/cgi-bin/forum.cgi?read=108923
[7] Określenia „miasta (państwa) łajdackie” po raz pierwszy użył św. Augustyn w traktacie „Civitas dei”, dla określenia krajów pogańskich, które mają być przez chrześcijan wytępione. Obecnie terminem „łajdackie (rogue) kraje” Stany Zjednoczone określają państwa, takie jak Iran, Białoruś czy Korea Północna, które mają być przez USA doszczętnie, na wzór Iraku oraz Afganistanu, zdewastowane.
[8] Patriarcha Abraham, którego muzułmanie znają z lektury Koranu, miał tylko straszny sen, ze bóg kazał mu zabić i spalić Izaaka, by się „wkupić” w łaskę boga; utrzymują oni także, że apostołom tylko się zdawało, że na krzyżu zawisł ‘boży posłaniec’ Jezus. Według ich interpretacji, Allach miłosierny i sprawiedliwy spowodował, że na krzyżu znalazł się Judasz. Z którego to wizerunkiem Zdrajcy Jezusa, na swej lasce pasterskiej, obnoszą się po świecie katoliccy papieże.
[9] Sądząc po tekstach Biblii hebrajskiej, podstawowe Prawo Przyrody Ożywionej, powodujące że organy używane się rozwijają, a te unieruchomione, zanikają, było zupełnie nieznane „Bogu” (oraz prorokom) Izraela. Stąd też bierze się, bardzo wyraźna niechęć do akceptacji Prawa Biologii Lamarcka zarówno wśród uczonych wychowanych w duchu protestanckim (Cuvier, Darwin, Monod) jak i judaistycznym (François Jacob we Francji, Jakub Szacki i Władysław Krajewski w Polsce.)
[10] “Lord of Ignorance” jest to tytuł dwuczęściowego, rozpowszechnionego za pomocą internetu w roku 2004/5, eseju autora niniejszego opracowania. Doczekał się on kilku bardzo ciekawych reakcji czytelników. Na przykład jedna z jego, mieszkających w USA czytelniczek, która wychowała już swoje dzieci, celnie zauważyła, że gdy jakiś „ojciec” jest w stanie – tak jak to praktykowano w pewnym okresie w Izraelu oraz w krajach doń przylegających (np. II Kr. 3, 27) – zabić i spalić (względnie ukrzyżować) swego dorastającego syna, to z tak bestialskiego „ojca” się robi do cna zakłamany psychopata. Takiemu psychopacie, „wzmocnionemu od wewnątrz” przez potworność dokonanego przezeń czynu, żaden normalny, „po ludzku” się zachowujący człowiek nie potrafi sprostać.
[11] Patrz esej M.G. „Teozofia Filona z Aleksandrii jako podstawa poznawcza nauki i cywilizacji Euro-Atlantyckiej”.
[12] Sprawę niemożliwości stworzenia świata metodą Wielkiego Wybuchu autor omawiał w krotkim emailowym tekście pt. „Blackshift, czyli ‘przesunięcie ku ciemności’ w naukach o przyrodzie dzisiaj”, rozesłanym przezeń w połowie września br. Polemizuje on w nim z poglądami bardzo „katolickiego” fizyka, prof. Zbigniewa Jacyna-Onyszkiewicza („Metakosmologia”, UAM, Poznań 1999) utrzymującego, że wszechświat „ekspanduje”, bo gwiazdy bardziej odlegle świecą „na czerwono” (a zatem świecą podobnie jak ta najbliższa z nich, Wenus-Lucyfer, widzialna tylko wcześnie rano, nisko nad horyzontem). Już w kilka godzin po rozesłaniu powyższego tekstu, autor otrzymał telefon od prof. Mirosława Zabierowskiego z Wrocławia, z pretensjami, że w artykule nie uwzględnione zostały, (będące w posiadaniu M.G.) jego prace, dokumentujące bzdurę teorii Wielkiego Wybuchu. Jak się okazało, prof. Zabierowski za te prace uzyskał aż dwie nagrody państwowe w latach 1980, a zatem w okresie zbrodniczego ustroju PRL i obecnie nie powinien się tym chwalić. Tę nową sytuację na „rynku nauki” streścił bardzo prosto inny kolega autora, mgr. inż. Maciej Węgrzyn: „Big-bang jest obecnie paradygmatem i nic co by temu przeczyło po prostu nie bedzie publikowane i tyle - dawniejsza cenzura była o wiele łatwiejsza do ominięcia.”
[13] Te zdominowane przez syjonistów, “wolnościowe”, media Zachodu odgrywają obecnie rolę starożytnego kapłaństwa Izraela, które to kapłaństwo, za odpowiednim wynagrodzeniem „odpuszczało” zbrodnie swym „ofiarodawcom”, zrzucając je na oferowane im, do wykrwawienia i spalenia, „baranki boże”. (W późnym średniowieczu także Kościół Katolicki zaczął praktykować, wzorowaną na świątyni jerozolimskiej sprzedaż „odpustów”, tak zwanych indulgencji, co doprowadziło do kryzysu w Kościele i do Reformy Martina Lutra.) Obecnie „kozłami ofiarnymi”, pokutującymi za zbrodnie Izraela oraz USA, stali się muzułmanie, których kultura przeznaczona została na całkowite wyniszczenie, tak jak wcześniej wyniszczona została kultura północno-amerykańskich Indian.
No comments:
Post a Comment